1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wybory do PE. Niemiecka chadecja triumfuje

10 czerwca 2024

Nastroje w EPL są radosne. To zwycięstwo Ursuli von der Leyen. Dobrze, że w Polsce po raz kolejny nie wygrało Prawo i Sprawiedliwość – mówi DW Michael Gahler, eurodeputowany EPL z niemieckiej CDU.

https://p.dw.com/p/4gs6a
Eurowybory 2024: szefowa KE Ursula von der Leyen w sztabie Europejskiej Partii Ludowej
Eurowybory 2024: szefowa KE Ursula von der Leyen w sztabie Europejskiej Partii LudowejZdjęcie: Piroschka van de Wouw/REUTERS

– Jesteśmy kotwicą stabilności – triumfowała wieczorem (09.06.2024) w Parlamencie Europejskim Ursula von der Leyen, przemawiając do wypełnionej dziennikarzami mimo późnych godzin nocnych sali. Przynajmniej na papierze dotychczasowa koalicja Europejskiej Partii Ludowej, Socjalistów i Demokratów oraz Renew Europe (Odnówmy Europę) z 403 posłami ma większość potrzebną do dalszych rządów. – Europejskie centrum utrzymało pozycję – dodała szefowa Komisji Europejskiej.

Chwilę później przyznała jednak, że „ekstrema z lewej i z prawej” zdobyły znaczne poparcie.

Skrajna prawica silna, ale bezsilna

Jeśli patrzeć tylko na liczbę zdobytych miejsc, skrajna prawica mogłaby otwierać szampana. Dwie frakcje – Europejskich Konserwatystów i Reformatorów oraz Tożsamość i Demokracja – będą miały łącznie 131 deputowanych. A do tego dochodzi jeszcze 15 europosłów niemieckiej AfD, 10 z orbanowskiego Fideszu, sześcioro z polskiej Konfederacji i kilkoro z mniejszych ugrupowań.

Razem prawicowcy byliby drugą co do wielkości siłą w Parlamencie. Ale – co zgodnie podkreślali w rozmowach z Deutsche Welle eksperci Camille Grand z ECFR oraz Roland Freudenstein z Brussels Freedom Hub – szanse na wspólną skrajnie prawicową frakcję są niewielkie, ponieważ zwłaszcza w kwestiach polityki zagranicznej i stosunku do Rosji, ale też w sprawach gospodarczych i społecznych, wiele tę prawicę dzieli.

Ze sceny w hemisferze Parlamentu Europejskiego padło w nocy mnóstwo słów o dalszej współpracy centrowych sił. Wszyscy bowiem wiedzą, że choć von der Leyen w liczbach wystarczyłoby 361 głosów w PE, by zabezpieczyć drugą kadencję, w praktyce przy słabej dyscyplinie frakcyjnej nawet zdobyte miejsc 407 wcale tego nie gwarantuje.

Osłabła zwłaszcza frakcja Renew, która może stracić ponad 20 posłów. We Francji zwycięstwo Marine Le Pen było tak duże, że prezydent Emmanuel Macron rozwiązał parlament i ogłosił nowe wybory. Socjaliści może i utrzymali liczbę foteli, ale stanowiący w dużej mierze o ich sile niemieccy socjaldemokraci ponieśli na scenie krajowej wraz z całą koalicją sromotną klęskę. Z 14 procentami głosów partia Olafa Scholza dostała największe wyborcze „lanie” od prawie stu lat.

Triumf von der Leyen i Webera

Triumfującego uśmiechu nie ukrywał na scenie drugi główny architekt sukcesu Europejskiej Partii Ludowej, wywodzący się z bawarskiej CSU Manfred Weber. Natychmiast wyciągnął ze sceny rękę do koalicjantów – socjalistów i liberałów – i mocno podkreślił, że w Radzie taka koalicja oznaczałaby wsparcie aż 13 głów państw.

– Nastroje w EPL są radosne i konstruktywne. Cieszymy się, że nasza frakcja pozostanie największą – mówi DW Michael Gahler, doświadczony eurodeputowany EPL z niemieckiej CDU. – Dobrze, że w Polsce po raz kolejny nie wygrało Prawo i Sprawiedliwość (zwycięska Platforma Obywatelska należy do tej samej frakcji, co CDU, czyli do EPL – red.).

Michael Gahler podkreśla, że EPL uważa wczorajsze zwycięstwo również za wygraną starej – i nowej – przewodniczącej Komisji Europejskiej. – Oczekuję, że inne partie demokratyczne dołączą do nas, oczywiście po normalnych i koniecznych po wyborach rozmowach. Ale generalnie nasz przekaz jest jasny: chcemy Ursuli von der Leyen. Opowiadamy się za jej trzema głównymi planami: dla Europy, dla praworządności i dla Ukrainy.

Czym zajmuje się Parlament Europejski?

Dwóch zwycięzców i przegrany

Na krajowym niemieckim polu zwycięzcą jest szef CDU Friedrich Merz. Oraz liderzy AfD. Na prawicowych populistów zagłosowało 15,9 proc. wyborców, a w byłej NRD były to wyniki bliskie 30 proc głosów.

Michael Gahler, specjalizujący się w zagadnieniach praworządności, polityki zagranicznej i obrony, podkreśla, że skrajna prawica zdobyła wyborców nie tylko głosujących do tej pory na partie centroprawicowe, ale także uszczknęła trochę skrajnej lewicy. Zagrożenia z prawej flanki nie lekceważy, ale podkreśla, że istnieje proeuropejska większość i będzie pracować zgodnie z liniami kompromisu, które ustaliła przez lata.

– Wielu polityków skrajnej prawicy jest prorosyjskich i popiera autorytarny i totalitarny sposób organizacji społeczeństwa i państwa Putina. A z ludźmi, którzy chcą opuścić UE, którzy są przeciwko Ukrainie i którzy nie są za utrzymaniem rządów prawa, nie można prowadzić żadnej konstruktywnej polityki. Wyborcy nie wyciągnęli lekcji z historii. Myślę, że François Mitterrand miał rację w swoim ostatnim przemówieniu w Parlamencie Europejskim, gdy powiedział: „Nationalisme c'est la guerre, nacjonalizm oznacza wojnę” – kwituje Gahler.

Sukces AfD: „Koktajl przyczyn”

Gdy dopytujemy, czy sukces AfD i słabsze wyniki CDU na wschodzie Niemiec nie wynikają aby tylko z prorosyjskich sympatii czy nostalgii za NRD, ale z tego, że to AfD lepiej niż chadecy odpowiedzieli w kampanii wyborcom na problem głębokich różnic gospodarczych i poziomu życia między dawnym Wschodem a Zachodem, europoseł EPL broni się, że zachodnie Niemcy właściwie zapobiegły – mimo wszystkich wstrząsów i utraty miejsc pracy przez tysiące ludzi – prawdziwemu uderzeniu w ziemię, które groziło byłej NRD.

– Nie jestem jednym z tych Wessi (mieszkańcy zachodnich Niemiec – red.), którzy nigdy wcześniej nie widzieli Wschodu. Ale nie mam pełnego wyjaśnienia tego, że łącznie na AfD, Bündnis Sahra Wagenknecht i resztki lewicy zagłosowało łącznie około 45% uprawnionych do głosowania. Musi chyba istnieć jakieś psychologiczne poczucie, że mieszkańcy landów byłej NRD wciąż są obywatelami drugiej kategorii – podkreśla Michael Gehler.

Jak dodaje: „Chociaż drogi na wschodzie zrobiły się lepsze niż na zachodzie, chociaż istnieją kwitnące miasta i całe regiony, jednak wielu młodych i wykształconych wyjechało na zachód Niemiec. Zostali ci bardziej potrzebujący porządku i jakiegoś wodza. To jest cały koktajl przyczyn: gospodarczych, historycznych, psychologicznych. Nie możemy tego zlekceważyć”.

AfD mogła być jeszcze silniejsza

Roland Freudenstein z Brussels Freedom Hub nieco tonuje szum wokół wyniku AfD: „Jeśli porównać ów wynik z poprzednimi wyborami europejskimi, to tak, zyskali kilka procent. Ale jeżeli porównamy ten wynik z tym, co sondaże dawały im dziewięć miesięcy temu, to stracili 10 punktów procentowych”.

Zdaniem eksperta wpłynęły na to afery, w których politycy AfD byli antybohaterami, ale także to, że partii tej wyrosła konkurencja w postaci Sojuszu Sahry Wagenknecht – partii populistycznej, prorosyjskiej, antykapitalistycznej i antyliberalnej, która zdobyła głosy kosztem AfD. – Uważam, że w porównaniu do sytuacji sprzed pięciu lat trend wzrostowy AfD został czasowo zatrzymany, a wręcz się odwrócił.

Roland Freudenstein niemniej jednak zastrzega, że nie ma gwarancji, by znakomity wynik chadecji powtórzył się za rok. Nowa centrowa większość wygra, jeśli znajdzie rozwiązania kryzysu migracyjnego, kryzysu związanego z wojną i sposoby koordynacji pomocy Ukrainie lepsze niż te, które proponuje w tych sprawach skrajna prawica.

Widziała to wczoraj także Ursula von der Leyen. – Te wybory nie odbyły się w próżni. Świat wokół nas jest pogrążony w chaosie. Siły spoza UE, a także siły wewnątrz UE, usiłują zdestabilizować nasze społeczeństwa i osłabić Europę. Nigdy na to nie pozwolimy – grzmiała ze sceny w PE.

Wybory do PE. Polacy w Niemczech: „ważne wybory”

Co to oznacza dla Polski?

Jak i w jaki sposób polski centro-prawicowo-lewicowy rząd powinien zareagować na wzmocnienie prawicy w Niemczech, w tym prawicy skrajnej?

– To, co dzieje się między polską a niemiecką skrajną prawicą, jest bardzo, bardzo ciekawe. Nie ma czegoś takiego jak nacjonalistyczny internacjonalizm. Czyli kiedy można krzyczeć przeciwko „globalnym elitom” i „zglobalizowanej gospodarce”, przeciwko prawom osób LGBT i gdy chodzi o generalny sprzeciw wobec liberalnego globalnego porządku, skrajna prawica dogada się w tych sprawach między sobą na całym świecie – tłumaczy Roland Freudenstein.

Ekspert zastrzega jednak, że gdy skrajnie prawicowe partie z sąsiadujących ze sobą krajów próbują usiąść w jednych ławach w Parlamencie Europejskim, prędzej czy później popadają w konflikt. Jak przykład podał frakcję Marine Le Pen, która „wyrzuciła na bruk właśnie AfD”. – Od dawna chciała to zrobić, ale kroplą, która przelała czarę, było to, że Maximilian Krah z AfD odmówił potępienia wszystkich bez wyjątku członków SS z II wojny światowej.

Według Rolanda Freudensteina partia, rosnąc, równocześnie stawała się coraz bardziej neonazistowska i dotarła do miejsca, w którym ani Polacy, ani Francuzi nie wyobrażają sobie bycia z jej członkami w tej samej europarlamentarnej frakcji. – Proszę sobie wyobrazić rumuńskich i węgierskich nacjonalistów w jednej frakcji. Europa jest tak skonstruowana, że to nie jest wyjątek, ale reguła. Historia Europy dowodzi, że twardzi nacjonaliści są dla siebie nawzajem trudnymi partnerami.

Co czeka UE po wyborach?

Największa operacja logistyczno-medialna ostatnich pięciu lat PE już za nami. Jak zapowiedziała ze sceny jedna z wielkich zwyciężczyń wyborczej nocy, jego dotychczasowa szefowa Roberta Metsola, praca zacznie się we wtorek po wyborach.

Europosłowie muszą szykować się na kilka miesięcy wyłaniania nowej Komisji Europejskiej. – Europa zagłosowała, demokracja żyje – zakończyła. Pierwsza sesja nowego Parlamentu już w lipcu.

– Na nowych posłów będzie czekała „wioska powitalna”, w której będą mogli załatwić wszystkie sprawy organizacyjne i logistyczne, ale też przygotować się do objęcia roli, zarówno jeżeli chodzi o organizację biura, jak i kwestie administracyjne. Chcemy wprowadzić ich w parlamentarne życie w sposób harmonijny – mówi DW Agnieszka Walter-Drop, dyrektorka generalna w Dyrekcji Generalnej Logistyki i Tłumaczeń Konferencyjnych PE.

Jak, z jej doświadczenia, adaptują się do Parlamentu ci, którzy szli do eurowyborów z antyunijnymi hasłami na ustach?

– Parlament to klub, który ma swoje zasady. Trzeba je znać, zgodnie z nimi postępować i nawiązywać kontakty z innymi. Wtedy, w codziennej pracy, okazuje się, że te reguły i zasady często się przydają. W gronie ludzi z 27 krajów członkowskich z 24 językami, z mnogością postaw i tradycji politycznych, jedyny sposób na to, żeby coś uzyskać, to rozmawiać i dochodzić do porozumienia. Oczywiście na końcu jest głosowanie, więc jest tu element walki politycznej. Ale ta walka polega też na tym, żeby na jej końcu był jakiś konstruktywny wynik.

Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>