1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Ci ludzie tam byli tacy jak my"

14 sierpnia 2011

Liesenstraße jest dziś ulicą, jakich wiele. Może poza czterema, przylegającymi do niej cmentarzami. I przebiegającymi przez ich środek śladami Muru Berlińskiego. Dla Bolko Kliemka była ulicą dzieciństwa. Przed Murem.

https://p.dw.com/p/12FkQ
U pana Klimko wisi jeszcze mapa podzielonego Berlina
U pana Klimko wisi jeszcze mapa podzielonego BerlinaZdjęcie: DW

„Czego nie zniszczyła wojna, zniszczył mur”, stwierdza Bolko Kliemek, polski berlińczyk, urodzona w Berlinie poznańska „pyra”, jak ze śmiechem nazywa swoje polskie korzenie. Rodzice 84-letniego dziś Bolko Kliemka przyjechali do Berlina na początku ubiegłego wieku. On sam, siostra i brat urodzili się już nad Szprewą. Wychowali w dzielnicy Wedding przy Liesenstraße, ulicy czterech cmentarzy. Cmentarz katedralny, francuski, Dorotheenstädtischer Friedhof i najstarszy katolicki cmentarz św. Jadwigi. Pochowani są na nich Bertolt Brecht, Theodor Fontane, ludzie kultury i sztuki, politycy, zasłużeni dla miasta. Bolko Kliemek często bywał na tych cmentarzach; jasne. Dla dzieci to świetne miejsca do zabawy w chowanego. Poza tym, przypomina Bolko Kliemek, cmentarz św. Jadwigi, to cmentarz katolicki. Aż tylu katolickich miejsc w mieście nie ma. No i był tam grobowiec Raczyńskiego. Na miejscu jego pałacu stanął przecież Reichstag. Każdy Polak o tym wie.

Groby i druty kolczaste

Kaplica pojednania przy Bernauerstraße, na granicy Weddingu i Mitte
Kaplica pojednania przy Bernauerstraße, na granicy Weddingu i MitteZdjęcie: picture-alliance/dpa

Cmentarze przetrwały bombardowania, blokadę Berlina, kiedy w ogień szło wszystko, co nadawało się na podpałkę. Także parkowe i cmentarne drzewa. Aż przyszła noc z 12 na 13 sierpnia 1961 roku. Liesenstraße znalazła się nagle w dwóch światach. „Numery od 1 do 8 były w dzielnicy Wedding, czyli sektorze francuskim, w Zachodnim Berlinie. Numery 9 do 19 już w Mitte, w strefie sowieckiej”, wspomina Bolko Kliemek. W ciągu jednej nocy część grobów została zrównana z ziemią, przez środek cmentarzy poprowadziła droga dla pojazdów enerdowskich patroli granicznych, pojawiły się druty kolczaste, zaczęła się budowa strefy śmierci (Todesstreifen). Cały wielki areał został poszatkowany, ogrodzony, podkopany. Z ziemią zrównany został też grobowiec Raczyńskiego. Dziś przypomina o jego istnieniu tylko samotna tablica na skraju ogromnego pustego trawnika. Trawnik jest strefą śmierci w podwójnym znaczeniu, bo nie istniejącą już częścią dawnego cmentarza i szczęśliwie też już nie istniejącą częścią zaminowanego „antyfaszystowskiego wału ochronnego” – Berlińskiego Muru.

Nikt nie odkiwał

Z balkonu Bolko Kliemek widzi dziś cały Berlin
Z balkonu Bolko Kliemek widzi dziś cały BerlinZdjęcie: DW

Bolko Kliemek nie mieszkał już wtedy przy Liesenstraße. Nie mieszkał nawet w Berlinie. W latach 50-tych dał się skusić wizją lepszego życia w Polsce i pojechał do Szczecina. Kiedy rozeznał, że popełnił błąd, było za późno. Tylko żonie z dziećmi udało się wrócić do Niemiec. On sam czekał na pozwolenie na wyjazd 11 lat. Wrócił oczywiście na swój Wedding, do Berlina Zachodniego; do francuskiej strefy. „Akurat Fracuzi mieli najmniej do zaoferowania, bo też ucierpieli w czasie wojny. Ale właściwie nie czuło się, kiedy człowiek przechodził ze strefy francuskiej do brytyjskiej, czy amerykańskiej. To był wolny świat”.

Ale był też mur. „Wchodziłem na ktorąś z platform widokowych, po zachodniej stronie każdy mógł się na nie wdrapać, żeby popatrzeć, pokiwać, jak ktoś tam będzie. Przecież ci ludzie tam byli tacy jak my. Nie wszyscy byli zwolennikami Honeckera. Kiwałem im i jak byli pewni, że nikt ich nie widzi, to odkiwali. Z upływem lat robiło się pusto. Nikt już nie odkiwał”, mówi z zadumą Bolko Kliemek.

Trzeba zachować pamięć

Zamurowane w 1961 r. wejście do kościoła przy Bernauer Strasse. W 1985 r. na rozkaz Honeckera kościół został zburzony
Zamurowane w 1961 r. wejście do kościoła przy Bernauer Strasse. W 1985 r. na rozkaz Honeckera kościół został zburzonyZdjęcie: picture alliance/akg Images

Na co dzień na wyspie, jaką był Berlin Zachodni, można było może nie zapomnieć o murze, ale przynajmniej przestać o nim myśleć. Miastu wiodło się coraz lepiej, ludzi, jak wszędzie, pochłaniała codzienność. Bolko Kliemek, wychowanek Towarzystwa Szkolnego Oświata, dziś najstarszy, jak się śmieje „żyjący jeszcze” uczeń tej szacownej instytucji, angażował się w odbudowę Oświaty, w pracę zrzeszenia Polonii - Polskiej Rady w Berlinie - pracował, wychowywał dzieci. Do Berlina Wschodniego jeździł tylko, żeby się spotkać z przyjezdnymi z Polski.

Mieszkał co prawda stosunkowo blisko muru, przy Wiesenstraße, ale to niczego nie mówi. Wiele kamienic w Berlinie Zachodnim było blisko muru. Przy długości 43,1 km wewnątrz miasta i 111,9 km odgradzających Berlin Zachodni od NRD, betonowe monstrum było wszechobecne. „Mieszkałem w każdym razie na tyle daleko, że nie mogłem obrzucać go kamieniami”, śmieje się Bolko Kliemek. A śmieje się dużo i chętnie, zwłaszcza jak dumny opowiada o swoich wnukach. „Trzeba zachować dla nich, dla ich dzieci i kolejnych pokoleń pamięć o tym, jak to było” - dodaje już poważnie - „Także za sto lat ludzie powinni wiedzieć, czym był mur, jak powstał i dzięki komu runął. Dzięki ludziom w Gdańsku, w Lipsku, ludziom, którzy się nie dali”.

Elżbieta Stasik

red. odp. Iwona D. Metzner