1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Lekkoatletyczne Mistrzostwa Świata: świetny półmetek Polaków

rozmawiała Róża Romaniec23 sierpnia 2009

Polscy lekkoatleci wypadli nadzwyczaj dobrze na półmetku Mistrzostw Świata w Berlinie. Czy ostatnie dni będą jeszcze lepsze? O blaskach i cieniach mistrzostw Róża Romaniec rozmawia z prezesem PZLA, Jerzym Skuchą.

https://p.dw.com/p/JG4b
Anna Rogowska - Mistrzyni Świata w skoku o tyczceZdjęcie: AP

RR: Polska znajduje się na siódmym miejscu w ogólnej klasyfikacji medali. Czy to powód do zadowolenia?

JS: Oczywiście już dawno nie mieliśmy tylu medali w połowie mistrzostw. Na najlepszych mistrzostwach zdobyliśmy pięć medali, teraz mamy już na półmetku sześć. Gdyby doszedł jeszcze złoty, to byłyby szanse na trzecie miejsce w klasyfikacji. Mamy zawodniczkę w rzucie młotem, Anitę Włodarczyk, która powinna o ten najważniejszy medal walczyć, zresztą z Niemką, to dodaje temu pojedynkowi dodatkowego smaczku.

RR: Już była taka jedna polsko-niemiecka rywalizacja podczas mistrzostw, w rzucie dyskiem, w której w ostatniej chwili Niemiec pokonał Piotra Małachowskiego. Czy również na mistrzostwach w Berlinie jest wyjątkowo trudno pokonać gospodarzy?

Jerzy Skucha Leichtathletik Polen
Jerzy Skucha - Prezes Polskiego Związku Lekkiej AtletykiZdjęcie: DW

JS: Tak, to jest rywalizacja z zawodnikiem, który ma za sobą cały stadion. Ale trzeba przyznać, że tej rywalizacji towarzyszyło wyjątkowe napięcie, bo Piotrek Małachowski podwójnie bił podczas zawodów rekordy krajowe ze światowymi wynikami. Prowadził od samego początku, aż do ostatniego rzutu Niemca. To jedynie dobrze świadczy o Niemcu.

RR: Polacy nie byli u siebie, ale startując 60 kilometrów od granicy z Polską, można powiedzieć, że polscy kibice mają blisko. Czy dopisali?

JS: Tak, dopisali i widać ich. Zwłaszcza w tych sektorach, gdzie nasi walczą, z pewnością nie zawsze mają na te sektory bilety, ale Polak potrafi. Mają więc swoje napisy, flagi itd.. Kiedy Ania Rogowska startowała, to był cały klub z Sopotu SKL i jej prezes przyjechali. Również fanklub Moniki Pyrek ze Szczecina przyjechał, a wieczorem po powrocie mieli wielki festyn na rynku w Szczecinie. Nie oczekiwaliśmy takiego dopingu na miejscu, kiedy wyjeżdżaliśmy. Miło też wspominamy, że już po pierwszej konferencji prasowej ambasada polska w Berlinie zaprosiła nas na śniadanie u pana ambasadora. Byli tam nasi medaliści z trenerami, nasza opieka lekarska - coś bardzo sympatycznego, co rzadko się zdarza. Jeżdżę na mistrzostwa od wielu lat i pamiętam, że w 1997 roku, owszem, przyjął nas ambasador w Atenach, ale od tamtej pory coś takiego się nie zdarzało. Nie dość - pan ambasador też przyszedł na stadion, choć nie miał akredytacji, po prostu kupił sobie bilet i potem podczas dekoracji naszych tyczkarek śpiewał z nami hymn. Bardzo to mile wspominamy.

RR: Takie mistrzostwa zawsze przynoszą niespodzianki, nie tylko, jeżeli chodzi o wyniki sportowe, ale nierzadko również zakulisowo, czyli np. jeżeli chodzi o organizację i logistykę. Jak państwo oceniają pod tym względem te mistrzostwa?

JS: Jesteśmy bardzo zadowoleni z hotelu, mamy bardzo dobre warunki w pokojach i bardzo dobre i smaczne wyżywienie, przygotowane pod kątem sportowym. Tu jesteśmy pełni uznania dla organizatorów niemieckich, zresztą tego się spodziewaliśmy, że nie będzie wpadek. Jedynie od początku narzekaliśmy na transport. Jest to przecież do przewidzenia, że rano jedzie wiele osób na stadion, a wieczorem wiele wraca. A mimo to trzeba było czasem czekać na autobus. To wprawdzie tylko drobiazgi i u nikogo z tego powodu nie doszło do problemów, ale jednak trochę się dziwiliśmy. Niemcy zareagowali i trochę się poprawiło. Nie było więc żadnej wielkiej wpadki.

Alexis Copello Leichtathletik WM Berlin 2009
wyżej, dalej, szybciej...Zdjęcie: AP

RR: Ale były wpadka na podium, kiedy polska zawodniczka miała otrzymać srebrny medal, a otrzymała brązowy... Na ile to obciąża atmosferę w ekipie?

JS: Ja prosto po zejściu z podium rozmawiałem z Moniką Pyrek, która płakała. Po pierwsze wyczytano ją jako trzecią, po drugie zamieniono medale z Amerykanką i musiały się zamieniać, a po trzecie organizator powiedział, że jej medal to tylko jakaś podróbka, bo niestety nie mieli dwóch srebrnych i oryginał przyślą jej do domu. Jest nam przykro i kiedy będziemy pisali raport, to na pewno to umieścimy.

RR: A czy ze strony organizatorów była jakaś dalsza reakcja?

JS: Nie, nie było żadnej reakcji poza tą, że zawodniczka dowiedziała się, iż dostanie medal dosłany do domu.

RR: A czy to jest kwestia odpowiedzialności Niemców, czy też komitetu międzynarodowego?

JS: Mnie się wydaje, że medale przygotowują gospodarze i jakaś rezerwa powinna być. Tym bardziej, że Monika zdobyła ten medal poprzedniego dnia i mimo to nie byli przygotowani.

RR: A na ile obecny jest na tych mistrzostwach temat dopingu?

JS: Kontrole są bardzo dokładne. Kontroluje się medalistów i wyrywkowo również innych. Każdy zawodnik konkurencji wytrzymałościowej, który wraca do hotelu, musi oddać krew i jest wtedy badany na obecność EPO, czyli substancji podwyższającej wytrzymałość. Sito jest mocne i widać, że w niektórych konkurencjach obniżył się poziom. Rosjanki również nie błyszczą w biegach wytrzymałościowych, co robiły jeszcze niedawno u siebie w kraju. Mam więc wrażenie, że my jesteśmy na naszym poziomie, podczas gdy inni obniżyli ten poziom.

Sport Leichtathletik WM Berlin Deutschland Siebenkampf Flash-Galerie
Zdjęcie: AP

RR: W skład polskiej ekipy wchodzą trenerzy z różnych krajów. Ale i Niemcy mają polskiego trenera... Na ile to ułatwia lub utrudnia walkę?

JS: Tak, mamy również trenerów z Ukrainy i Rosji, którzy świetnie przygotowali naszych zawodników. I owszem, jest również Polak, który wiele lat temu wyjechał do Niemiec - wtedy nazywał się Hołownia, a teraz Klima. Jest to świetny fachowiec, który teraz trenuje niemieckie tyczkarki. Tak się składa, że polski trener tyczkarek widział sens współpracy i bywania na spotkaniach w Leverkusen oraz skorzystania z pomocy ze strony Klimy. Trener Niemek chętnie nam pomagał przez kilka miesięcy. Teraz okazało się, że rady Klimy dla naszej zawodniczki były tak dobre, że doprowadziły one do mistrzostwa świata, podczas gdy niemieckie tyczkarki nie zdobyły medalu. Więc trzeba przyznać, że był to pewien smaczek i nie zazdroszczę temu trenerowi, jak będzie to postrzegane w Niemczech. Wiem, że miał wcześniej zgodę na doradzanie polskiej zawodniczce Ani Rogowskiej, więc jakby zabezpieczył się na wypadek sukcesu.

RR: Ale czy oprócz takich przykładów można w ogóle mówić o polsko-niemieckiej współpracy atletów?

JS: Tak, Polacy bardzo lubią wyjeżdżać na spotkania sportowe do Niemiec. Są tutaj bardzo dobre obiekty, hale sportowe. W zimie mamy w kraju jeden obiekt, a tutaj jest ich więcej. W Poczdamie jest piękna hala, więc zawodnicy mogą wsiąść w samochód i przyjechać, bo jest blisko. Korzystają również z dobrego systemu meetingów. Tu nawet nie chodzi o pieniądze, bo w Polsce zawodnicy mogą zarobić podobne, ale to przede wszystkim dobra konkurencja, spotkania z silnymi Niemcami i zawodnikami z zachodu. Poza tym mamy również dwóch menedżerów organizujących występy sportowe, którzy mają podwójne paszporty. To zdecydowania ułatwia wejście na ten rynek.

RR: A na koniec proszę mi zdradzić pana najpiękniejsze wspomnienie z mistrzostw świata w Berlinie...

JS: Takich wspomnień było sporo. Ale na pewno był to również Mazurek Dąbrowskiego, którego czasem nie mogłem śpiewać ze wzruszenia.

RR: Dziękuję za rozmowę.