1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
Media

Australia kontra Facebook

23 lutego 2021

Blokowanie przez Facebook treści informacyjnych w Australii wywołało międzynarodową krytykę. O co chodzi? Oto najważniejsze pytania i odpowiedzi.

https://p.dw.com/p/3pjHi
Symbolbild I Facebook Australien schränkt Nachrichtenverlage und Benutzer ein
Zdjęcie: Brendon Thorne/Getty Images

Facebook pręży muskuły – tak politycy i medioznawcy oceniają ostatnie kroki, jakie amerykański koncern podjął w Australii. Od ubiegłego tygodnia użytkownicy portalu w tym kraju nie mogą publikować na swoich profilach na Facebooku treści pochodzących od profesjonalnych agencji informacyjnych czy wydawnictw.

Powodem jest ustawa, która niebawem ma zostać przyjęta przez australijski parlament. Zakłada ona, że Facebook oraz Google będą musiały płacić właścicielom praw do publikowanych treści informacyjnych. W przeciwnych razie będą im grozić wielomilionowe kary. Dla wielkich koncernów technologicznych gra toczy się o naprawdę wielkie pieniądze.

O co chodzi w ustawie?

Projekt ustawy, zwanej News Media Bargaining Code (NMBC), przygotowany przez australijski rząd przewiduje, że platformy internetowe będą musiały płacić innym mediom za rozpowszechnianie ich treści. Jak mówi znawca prawa prasowego Christian Solmecke, inaczej niż dyrektywa o prawach autorskich Unii Europejskiej, jej australijski odpowiednik przewiduje rekompensatę niezależnie od faktycznego zasięgu. Nie przewiduje za to tak zwanych snippetów prasowych, czyli krótkich wycinków tekstów, które portale mogą nieodpłatnie publikować. Oznacza to, że nawet publikacja samych linków może podpadać pod NMBC.

Co ustawa oznacza dla Facebooka i Google'a?

Zgodnie z ustawą Facebook i Google muszą wynegocjować z wydawnictwami wysokość honorariów, zanim zaczną używać i rozpowszechniać ich treści. Jeśli nie uda się osiągnąć porozumienia, wysokość honorarium ma ustalić sąd. W przypadku naruszeń umowy, koncerny muszą liczyć się z karami sięgającym 10 procent ich rocznych obrotów w Australii.

Australien Sydney | Zeitungen mit Geschichten über Facebook
Zdjęcie: Rick Rycroft/AP/picture alliance

Co na to Facebook i Google?

W styczniu Google ogłosił, że w takim wypadku nie ma innego wyjścia jak wyłączyć wyszukiwarkę w Australii. Teraz Facebook dał przedsmak tego, jak mógłby wyglądać, gdyby ustawa weszła w życie. Od kilku dni użytkownicy nie mogą udostępniać żadnych newsów.

Zarówno Facebook, jak i Google tłumaczą, że czują się zmuszone do tego kroku przez NMBC i sięgają przy tym po argumenty natury ekonomicznej. – Pomysł, aby płacić bardzo małej grupie stron albo producentów treści za to, że pojawiają się w naszych organicznych wynikach wyszukiwania, byłby niebezpiecznym precedensem i poważnym ryzykiem biznesowym dla nas – powiedziała menedżerka regionu Google'a Melanie Silva przed senacką komisją. Bardzo podobnie argumentował Facebook.

Jak odebrano zachowanie portali?

Zarówno zapowiedź ze strony koncernu Google, jak i blokadę na Facebooku odebrano jako wrogie gesty. Jest oczywiste, że blokowanie albo ograniczanie dobrze działających usług nie leży w interesie tych firm. Australijski premier Scott Morrison określił akcję jako arogancką i rozczarowującą. Także medioznawca Christian Solmecke uważa takie postępowanie za mało konstruktywne. – Facebook powinien raczej wykorzystać ostatnią szansę, aby wejść z ustawodawcą w konstruktywne negocjacje – mówi. Google zaczął w międzyczasie rozmowy z kilkoma wydawnictwami.

Kto był dotknięty blokadą Facebooka?

Obok stron internetowych należących do wydawnictw przejściowo zablokowany był także dostęp do wiadomości urzędów czy organizacji pożytku publicznego. Wśród nich aktualne informacje na temat walki z pandemią koronawirusa czy ostrzeżenia meteorologiczne.

Facebook przekonywał, że stało się to przez pomyłkę. Christian Solmecke jest jednak sceptyczny. – Uważam, że koncern byłby zdolny do przeprowadzenia takiego manewru ze strategicznych pobudek.

Agencja prasowa AFP informowała, że strony mediów alternatywnych praktycznie nie były objęte blokadą. Były wśród nich takie, które AFP kwalifikuje jako rozpowszechniające fake newsy i teorie spiskowe.

Christian Solmecke
Christian SolmeckeZdjęcie: privat

Jaki wpływ na krajobraz medialny?

Marcus Strom, rzecznik australijskiego zrzeszenia medialnego Media, Entertainment and Arts Alliance powiedział AFP: – Poprzez blokowanie niezależnych, profesjonalnych wiadomości w Australii Facebook umożliwia rozpowszechnianie teorii spiskowych, fake newsów i bredni ruchu QAnon.

Solmecke jest podobnego zdania. – Miliony ludzi czerpią informacje z mediów społecznościowych. Bez treści pochodzących od poważnych mediów głosiciele teorii spiskowych będą w jeszcze większym stopniu kształtowali opinię, niż już się to dzieje – ostrzega.

Poza tym okazało się, że niektóre media społecznościowe są gotowe blokować nie tylko pojedyncze osoby albo przedsiębiorstwa, ale też całe kraje. – To okropny scenariusz, który miejmy nadzieję, nie stanie się zasadą.

Jaka krytyka pod adresem NMBC?

Podczas przesłuchania przed komisją australijskiego senatu brytyjski fizyk i programista Timothy Berners-Lee, uchodzący za wynalazcę sieci internetowej, był zaniepokojony projektem ustawy. Zwłaszcza tym, że obejmuje ona nawet snippety i linki. Jego zdaniem może to zakwestionować jedną z podstaw internetu, a mianowicie, że treści są ze sobą łączone nieodpłatnie.

Czego mogą nauczyć się od Australii inne kraje?

Obok Australii także Unia Europejska w tym kilka krajów członkowskich jak Francja, Hiszpania czy Niemcy, chcą wzmocnić pozycję wydawnictw wobec technologicznych gigantów z Doliny Krzemowej. – Dla nas Europejczyków to w zasadzie szczęście w nieszczęściu, bo możemy obserwować jak zachowują się koncerny, gdy są zapędzone do narożnika – mówi Christian Solmecke.

Tutejsze przepisy dają co prawda platformom większe pole manewru w wielu ważnych punktach, ale ostateczna wersja może wyglądać różnie w poszczególnych krajach UE. Francja wdrożyła już odpowiednią unijną dyrektywę, a Google i zrzeszenie wydawców APIG porozumiały się już w sprawie umowy ramowej. W Niemczech nie ma jeszcze ogólnokrajowej ustawy i wcale nie jest pewne, że Google nadal będzie wskazywać w wynikach treści innych mediów.