1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zostali napromieniowani. Teraz pomaga im fundacja

Iwona D. Metzner28 sierpnia 2013

Podczas służby w Bundeswehrze i Armii Ludowej NRD znajdowali się w zasięgu szkodliwego promieniowania, potem zachorowali i nikt nie poczuwał się do tego, by im pomóc. Od roku takimi przypadkami zajmuje się fundacja.

https://p.dw.com/p/19XYf
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Według ustawy o służbie wojskowej, żołnierz ryzykuje życiem, a jego przełożony ma obowiązek otoczyć go opieką. „Obowiązek otoczenia opieką” pozostawał zwykle na papierze.

Żołnierze, którzy obsługiwali stacje radiolokacyjne Bundeswehry czy też Armii Ludowej NRD (NVA) pracowali w zasięgu silnego promieniowania rentgenowskiego. I mimo że eksperci uważają za dowiedziony związek między pracą przy radarach a zachorowalnością byłych żołnierzy, wiele ofiar nie było w stanie przeforsować swoich racji. Odpowiedzialność spychano z jednej instytucji na drugą i nikt nie poczuwał się do tego, by tym ludziom pomóc.

Pierwszy bilans przedstawia się nieźle

Kilka rządów RFN już od 2004 roku szukało pragmatycznego i ludzkiego rozwiązania tego problemu. Ale dopiero przed rokiem powstała fundacja użyteczności publicznej, która miała się tym zająć. Jej pierwszy bilans wygląda obiecująco. 47 poszkodowanych otrzymało od fundacji ogółem 537 tys. euro.

Przy czym działalność tej instytucji nie ogranicza się do udzielania pomocy pieniężnej. Fundacja przyznaje też pomoc rzeczową, na przykład wspierając adaptację mieszkań do potrzeb niepełnosprawnych weteranów.

Złożono prawie dwieście podań

Do początku sierpnia 2013 roku do fundacji wpłynę 160 podań z prośbą o pomoc. Większość wnioskodawców to osoby, które pracowały przy radarach wojskowych; mniej więcej połowa służyła w Bundeswehrze, a druga połowa w Armii Ludowej NRD.

Różnorodna pomoc fundacji

Fundacja pomaga też żołnierzom i pracownikom cywilnym sił zbrojnych, którzy w inny sposób doznali uszczerbku na zdrowiu. Wśród wnioskodawców było dwóch aktywnych żołnierzy w stanie traumy po przeżyciach w walkach, bądź po zamachach na misjach zagranicznych.

Fundacja ma udzielać takim ludziom nie biurokratycznej pomocy, gdy pomoc z innej strony nie nadejdzie dostatecznie szybko, albo nadejdzie, ale w niewystarczającym stopniu.

Gefährlicher Radar
Większość poszkodowanych pracowała przy radarach wojskowychZdjęcie: AP

Producenci urządzeń radarowych nie partycypują w kosztach

Christian Schmidt, parlamentarny sekretarz stanu w niemieckim MON przyznał, że od ustanowienia fundacji „uczyniono wiele dobrego”. - Dzięki temu możemy postępować po ludzku, a tego nie zastąpi żaden akt administracyjny.

Z jednej strony Schmidt jest zadowolony, że po tylu latach weterani mogą liczyć na konkretną pomoc, z drugiej zaś rozczarowany, że dotąd ani jedna firma produkująca urządzenia radarowe nie okazała gotowości do wsparcia finansowego tej fundacji.

Kapitał fundacji, liczący 10 mln euro, pochodzi w całości z podatków – dlatego też przyznawanie pomocy jest uzależnione od spełnienia surowych kryteriów.

Wnioskodawca, będący osobą samotną, chcąc uzyskać pomoc z fundacji nie może zarabiać więcej niż 1910 euro i nie może dysponować majątkiem w gotówce przekraczającym 15 tys. euro. Własny dom jest wyłączony z wyliczeń.

Stowarzyszenia weteranów mówią o „jałmużnie”

Krytycy kwestionują jednak dobroczynny charakter fundacji. Andreas Timmermann-Levanas, honorowy przewodniczący Związku Niemieckich Weteranów twierdzi, że to, co się oferuje poszkodowanym, to „jałmużna”. Żąda jak najszybszego przeforsowania ustawy w tej sprawie. Bo fundacja nie pomaga wszystkim. Spośród 89 rozpatrzonych wniosków, 25 załatwiono odmownie, a 17 wnioskodawcy sami wycofali. Powód? W trakcie rozpatrywania wniosku, zmarli.

tagesschau.de / Iwona D. Metzner

red. odp.: Małgorzata Matzke