1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
Prawo i wymiar sprawiedliwości

Zapytaj państwo. Niemcy a dostęp do publicznej informacji

15 grudnia 2021

Polski Trybunał Konstytucyjny wypowie się w sprawie konstytucyjności ustawy o dostępie do informacji publicznej. Jak wyglądają te przepisy w Niemczech?

https://p.dw.com/p/44Gtk
Akta urzędowe
Niemcy: federalna ustawa o dostępie do informacji publicznej obowiązuje od 2006 r. Zdjęcie: Imago/INSADCO

Sprawa prywatnej fundacji, która nie chce ujawnić wydatków ze środków publicznych, również w Niemczech mogłaby trafić do sądu. Mimo, że Niemcy od piętnastu lat mają federalną ustawę o dostępie do informacji publicznej i podobne ustawy na szczeblu krajów związkowych oraz samorządów. 

– Wszędzie tam, gdzie wydawane są publiczne pieniądze, każdy obywatel ma prawo dowiedzieć się, na co je wydano – tłumaczy dziennikarz śledczy David Schraven. Ale przepisy przewidują też wyjątki, które mogą dotyczyć części pieniędzy wydanych na jakieś działania, jeśli ta inna część nie pochodzi ze środków publicznych. Wiele zależy też od autonomii danej fundacji. – Może dojść do sporów, które ciągną się latami – zaznacza w rozmowie z DW. David Schraven kieruje centrum informacyjnym Correctiv, projektem wspierającym dziennikarstwo obywatelskie i śledcze. Biura Correctivu w Berlinie i Essen organizują m.in. szkolenia dla obywateli, podczas których ci zdobywają wiedzę na temat dostępu do informacji.

David Schraven podkreśla duże korzyści, jakie wynikają z niemieckich ustaw o dostępie do informacji publicznej. Każdy obywatel ma prawo zajrzeć do akt bez podania powodu. To także ważne narzędzie dla dziennikarzy, choć niemieckie prawo prasowe daje im lepsze i przede wszystkim szybsze możliwości researchu.

David Schraven
David Schraven: Każdy obywatel ma prawo zajrzeć do akt Zdjęcie: picture-alliance/dpa/B. Pedersen

O co pytają Niemcy?

Federalna ustawa o dostępie do informacji publicznej obowiązuje w Niemczech od 2006 roku. To jeden z ostatnich aktów prawnych koalicji SPD i Zielonych. Niektóre kraje związkowe miały podobne przepisy już wcześniej, inne wydały je w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Dzisiaj posiada je trzynaście z szesnastu niemieckich landów i wiele samorządów. Nie mają ich tylko Saksonia, Bawaria i Dolna Saksonia. O ile Saksonia nad odpowiednimi przepisami już pracuje, o tyle w rządzonej niemal nieprzerwanie przez chadecką CSU Bawarii nikt się ich nie spodziewa. Federalna struktura czasem komplikuje dostęp do informacji. – Zdarza się, że informacje, które otrzyma się w jednym kraju związkowym, w innym będą pod kluczem – mówi Schraven.

Niemcy nie są wprawdzie tak daleko jak Szwecja (gdzie akt o powszechnym dostępie do oficjalnych dokumentów istnieje od 255 lat), ale coraz więcej obywateli korzysta z tego prawa. Platforma internetowa „Frag den Staat" („Zapytaj państwo”) odnotowuje rocznie około 20 tys. zapytań. – Z roku na rok ich przybywa, ponieważ coraz więcej osób dowiaduje się o takiej możliwości – mówi DW Arne Semsrott, kierownik platformy. Za pośrednictwem portalu można przesłać zapytanie do danego organu lub urzędu.

Teraz najwięcej osób chce uzyskać informacje związane z pandemią koronawirusa – co wolno im robić i na jakiej podstawie zdecydowano o poszczególnych obostrzeniach. Pytają także o aferę maseczkową – który polityk i ile zarobił prywatnie na zakupie masek i odzieży ochronnej. Ale są i zapytania, które dotyczą albo osiedlowych spraw (budowy nowej drogi czy basenu), albo wielkich kwestii politycznych, jak plany lub ekspertyzy Komisji Europejskiej czy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Finansowana głównie z datków platforma FragDenStaat.de pokazuje też, czy inna osoba złożyła już wniosek w tej samej sprawie, a jeśli to konieczne, pomaga sfinansować procesy sądowe. – Przegrany proces w pierwszej instancji może kosztować nawet 2500 euro – mówi Arne Semsrott.

Pełnomocnik nieraz skuteczny

W rozwiązaniu części sporów może pomóc pełnomocnik rządu federalnego ds. ochrony danych i wolności informacji lub jego odpowiednicy w krajach związkowych. Choć ich możliwości są ograniczone (obejmują mediację i sprzeciw, ale nie wydanie informacji), w wielu przypadkach ich pośrednictwo może być skuteczne. – Szczególnie tam, gdzie chodzi o najbliższe obywatelom sprawy komunalne, bo wiele instytucji samorządowych nie wie, że mogą udzielać informacji obywatelom – mówi David Schraven.

Z raportów federalnego pełnomocnika wynika, że Niemcy coraz częściej korzystają z prawa do informacji, a także zwracają się do niego ze skargami. W 2019 roku liczba spraw dotyczących wolnego dostępu do informacji, którymi zajmowało się biuro pełnonocnika, wzrosła o ponad 58 procent (461 przypadków w porównaniu z 291 w roku 2018).

Arne Semsrott: Coraz więcej osób dowiaduje się o swoim prawie do informacji
Arne Semsrott: Coraz więcej osób dowiaduje się o swoim prawie do informacji Zdjęcie: M. Reichert

Ministerialne uniki

Żadna ustawa ani pełnomocnik nie pomogą jednak, jeśli urzędnicy powołają się na prawo prywatne. Zgodnie z ustawą o wolności informacji zasadniczo tylko organy i instytucje publiczne są zobowiązane do udzielania informacji.

– Niektóre ministerstwa chętnie zakładają firmy, które nadal należą do państwa, ale są zorganizowane według prawa prywatnego, a to eliminuje obowiązek udzielenia informacji – wyjaśnia Arne Semsrott. Jako przykład podaje utworzone w Ministerstwie Transportu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością; jedna zajmuje się planowaniem, budową, finansowaniem i administracją niemieckich autostrad, a druga – likwidacją „białych plam” w zasięgu telefonii komórkowej.

– Pytając w ministerstwie o informacje, urzędnicy szybko uciekają się do „tajemnicy handlowej” i wskazują na prawo prywatne. To luka, dzięki której można uniknąć przekazywania informacji i ogromny problem – dodaje Semsrott.

Ale to nie jedyne utrudnienie. Platforma „Zapytaj państwo” chciała uzyskać od niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych dostęp do SMS-ów i bezpośrednich wiadomości wysyłanych przez Twittera, uznając, że chodzi tu też o „informacje urzędowe”.

– Mamy XXI wiek. Papierowe segregatory odchodzą do lamusa, a proces podejmowania decyzji przebiega także przez SMS-y, komunikatory typu WhatsApp, Signal czy na Twitterze – argumentuje Arne Semsrott. Ministerstwo jednak odmówiło, a sądy rozpatrzyły sprawę na niekorzyść platformy. Aktywistom pozostaje skarga do niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego.

Aktywiści na rzecz wolnego dostępu do akt przestrzegają też, że jeśli ogranicza się możliwości oficjalnego zdobywania informacji, dochodzi do większej liczby przecieków. A te z kolei stanowią dla administracji większe zagrożenie.

Niemiecki pełnomocnik ds. ochrony danych i wolności informacji chciałby w rozwoju dostępu do akt publicznych pójść jeszcze dalej – w kierunku transparencji i proaktywnych elementów. Żeby instytucje publiczne same i niepytane publikowały dokumenty i procesy decyzyjne. Najlepiej na centralnym portalu, na którym jednocześnie można by składać wnioski o udostępnienie konkretnych informacji.

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >>