1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Z lotu PTAKa: Byle do wiosny! FELIETON

Urszula Ptak
25 grudnia 2020

Ta zima to dobry czas na sprawdzenie więzi międzyludzkich, dobry czas na podsumowania. Gdy nic na świecie nie jest pewne, to nasz świat wewnętrzny staje się dostępną sferą wolności.

https://p.dw.com/p/3nAAy
Sterbehilfe Klaus Arens
Zdjęcie: DW/S. Dege

Świat, w którym co chwilę słyszymy „nie wiem”, jest - wbrew pozorom - normalny. Jest bardziej w porządku niż ten, w którym bez przerwy ktoś w polityce nas informował, że wie wszystko na każdy temat i zna prawdę. Nie wiemy, kiedy skończy się pandemia; nie wiemy, czy szczepionka zadziała na nową odmianę wirusa zlokalizowaną ostatnio na Wyspach; nie wiemy, czy jeśli zachorujemy, przejdziemy to gładko w domu, czy wprost przeciwnie, na zamkniętym oddziale w szpitalu; nie wiemy, kiedy dzieci wrócą do szkół; nie wiemy, na ile wytrzymały będzie system gospodarczy w naszych państwach i w naszych domach; nie wiemy, czy ogromna część rynku związana z kulturą, turystką i gastronomią zdoła przetrwać i się odbudować; nie wiemy, czy, kiedy i gdzie wolno nam będzie jechać na wakacje i jeszcze do końca nie wiemy, jaką cenę psychiczną zapłacimy za ten czas.

Gdzie jest dom?

Berlińskie fora dla Polaków pełne są pytań o nowe regulacje koronowe. Wielu jedzie na święta do domu w Polsce jakby nigdy nic, pakują walizki do samochodów, prezenty i ruszają. Do rodziców, dziadków, do swoich. Mają obliczony czas kwarantanny po powrocie, a może i na granicy nie będzie kontroli i jakoś się uda, niektórzy rodacy natychmiast upuszczają sobie krwi na to potencjalne cwaniactwo.

Nie dajmy się zwariować, mówią inni, choć nutka niepewności przebrzmiewa i w ich głosie. Kolejni zostają w niemieckim domu, odmawiają rodzinie: w tym roku nie usiądziemy przy wspólnym stole. Następni niby się smucą, ale prywatnie padają stwierdzenia: "e tam, to tylko dwa dni, jakoś się przeżyje”. W końcu nie każdy ma dobrą i miłą rodzinę, za którą tęskni. Są też i tacy, którzy nie mają rodziny, a coroczne pytania o bliskich i sama atmosfera świąt, umiejętnie wykorzystywana marketingowo, gdzie na każdym kroku widzimy filmiki uśmiechniętych ludzi przy wigilijnym stole, z choinką i muzyką w tle i obowiązkową masą prezentów, budzą albo irytację albo smutek. A być smutnym wśród szczęśliwych to naprawdę niewdzięczna rola drugoplanowa, dlatego szczęśliwi wolą swoje towarzystwo.

Dobro wraca

Nie wierzę, że ta pandemia nie pozostawi w nas śladów. Poobijana będzie nie tylko gospodarka, ale i my w środku. Dzieci, nastolatki, które miesiącami nie chodzą do szkoły, nie widzą rówieśników, nie mają okazji wyładować swojej energii na boisku szkolnym, by niezauważalnie i jakby mimochodem ćwiczyć niezbędne w dorosłym życiu kompetencje socjalne, zostaną już na lata z telefonem przyspawanym do ręki, ze wzrokiem skierowanym na ekran laptopa. Dzieci z rodzin biednych i dysfunkcyjnych zostaną z niczym, tam nikt się nie trzęsie nad siedmiolatkiem, który uczy się literek czy dodawania do dwudziestu, tam nikt nie sprawdza, czy pociecha umie wycinać i rysować mamusie o złotych włosach ani dlaczego piętnastolatek jest ciągle smutny. W rodzinach z problemem alkoholowym dziecko odniesie sukces, jeśli przetrwa, jeśli będzie umiało sobie zrobić kanapkę i będzie miało z czego ją zrobić. Takich rodzin wszędzie jest bardzo dużo, w jednych pije się tanią wódkę, w drugich kilkuletnią whiskey. Jeśli wiemy o takich dzieciach, to zatrzymajmy się choć na chwilę rozmowy. Czasem jeden gest, ciasto dane w prezencie, książka dana nie z litości, a z potrzeby serca, mogą odmienić takiemu dziecku los i w konsekwencji los lokalnej społeczności w przyszłości. 

Różne reakcje lękowe

Na wiosnę jeszcze miałam wrażenie, że drugi lockdown nie będzie możliwy, że żadne państwo nie podejmie takiej decyzji ze względu na zbyt wysokie koszty gospodarcze. Teraz widzę, że każdy scenariusz jest możliwy. To, czego boją się rządy, to utrata kontroli nad systemem opieki zdrowotnej, bo konstrukcja ładu społecznego jest jak domino, pada jeden element i reszta za nim. Ludzie źle znoszą stan ciągłego zagrożenia i napięcia. Nikt nie chce tak żyć, ktoś przecież musi być temu winny. Ci, którzy negują wirusa, tak trzeba to nazwać, i głoszą, że państwa wprowadzają autorytarny system kontrolowania obywateli, podkręcają spiralę lęku. Znam ludzi, którzy mają zapasy na rok życia poza systemem i zapasowe agregatory w piwnicy. Inni negujący żyją normalnie, czyli nie noszą maseczek, demonstracyjnie nasuwają szalik na nos robiąc podstawowe zakupy, czują się zmuszeni do brania udziału w przedstawieniu, na które się nie wybierali. Na drugim biegunie lęku są ci, którzy wpadli w stan przerażenia, ludzie, którzy zredukowali kontakty do zera, którzy nie wychodzą z domu. Mam znajomych w każdej z tych grup. W czerwcu nie znałam osób chorych na COVID 19, teraz znam takich osób kilka.

Strategie na zachowanie dobrostanu

Jak w tym wszystkim zachować równowagę ducha? Najlepiej mają introwertycy, z natury skłonni do przeleżenia popołudnia z książką na kanapie czy na słuchaniu dwudziestego albumu ulubionego zespołu, dla których rozmowa telefoniczna powyżej dziesięciu minut jest jak dwie godziny w pracy. Drudzy w kolejce są ironiści i cynicy, ci przetrwają wszystko, niezależnie od okoliczności. Dystans do siebie i świata to klasa mistrzowska, a pesymiści nigdy nie są zaskoczeni katastrofą. Potem w kolejce są szczęśliwie sparowani, razem można się wspierać i dostarczać sobie różnego rodzaju małych lub większych atrakcji. To jak wygrana na loterii, gdy ciągła obecność drugiego człowieka jest przyjemna, a nie irytująca. Wspaniałym środkiem antydepresyjnym jest zawsze grono przyjaciół i zwierzęta. Mojego kota nie obchodzi, czy jestem inteligentna, czy mam ładne ubranie, ani co aktualnie myślę, ważna jest pełna miseczka, a w zamian dostaję pełne zadowolenia mruczenie, przy tym nawet podrapane krzesła są małą stratą.

Bądźmy dla siebie wyrozumiali

Nie wiem, jak potoczą się nasze losy, kto wyjdzie wzmocniony, a kto pokonany. Komu fortuna będzie sprzyjać, a kogo opuszczą bogowie, każdy z nas mierzy swoją miarą. Większość woli bezpieczeństwo, ale są i tacy, co wolą wolność. Dla jednego szczęściem będzie pełne konto, a dla drugiego napisany wiersz, namalowany obraz, "Koncerty brandenburskie” Bacha czy piętnaste oglądanie "Ojca Chrzestnego” - po rodzinnej kolacji film o rodzinie, mawialiśmy w normalnych czasach. Wzrost sprzedaży środków antydepresyjnych może być dowodem na to, że nie wszyscy sobie tak wspaniale radzą jak opowiadają w mediach, ale może i być dowodem, że walczymy o siebie, że korzystamy z dorobku medycyny, że nie chcemy się poddać i zapaść, że rozumiemy, że z depresją można walczyć. Coś, co jeszcze parę lat temu było tabu, zostało odczarowane, psychoterapia czy leczenie psychiatryczne przestały być ukrywane. Może niektórzy kierują się modą, może niektórzy chcą przy pomocy psychoterapeuty zmanipulować swoje otoczenie "niech wreszcie ktoś coś zrobi, bym była szczęśliwa”. Może i tak, ale jeśli dzięki temu kilka osób przetrwa tę zimę, to warto. Życzę wam i sobie równowagi ducha na Święta i byle do wiosny.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>