1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Opieka paliatywna dla imigrantów ogromnym wyzwaniem

Christoph Strack
24 sierpnia 2020

Ponad 21 milionów Niemców ma pochodzenie migracyjne, do tego dochodzi 1,8 mln uchodźców. Opieka terminalna dla tych osób ma szczególne wymogi.

https://p.dw.com/p/3hQxK
Pflege Alter Pflegedienst Deutschland
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Brichta

Ostatni pacjent, któremu towarzyszył Hussam Khoder, zapisał mu się szczególnie w pamięci. Nawet po upływie kilku miesięcy wspomnienia sznurują mu gardło. Wolontariusz z hospicjum opisuje przypadek 7-letniego chłopca, nazwijmy go Nasir. W 2019 roku ojciec wraz z ciężko chorym synem przedarli się z Iraku do Niemiec: przez morze, po długich marszach. Ojciec bardzo chciał dotrzeć do Niemiec. Miał nadzieję, że tutaj może uda mu się uratować chore na raka dziecko. Kiedy Nasir znalazł się w berlińskiej klinice, lekarze zadzwonili do ambulatoryjnego Hospicjum Łazarza: nie mogli porozumieć się z chorym dzieckiem, potrzebowali pomocy.

„Ojciec niósł syna do Niemiec na plecach. Nasir był już za słaby, żeby iść. To straszna historia” - mówi opiekun z hospicjum Hussam Khoder.

48-letni berlińczyk, urodzony w Libanie syn palestyńskich rodziców, przyjechał do Niemiec jako dwulatek. Od siedmiu lat jest związany z tym hospicjum. Khoder doskonale wie, jak to jest, kiedy ludzie wchodzą w ostatni etap swojego życia i jakiej opieki wtedy potrzebują. 

Kiedy zbliżała się śmierć

Wolontariusz służył lekarzom i pielęgniarkom za tłumacza, pomógł w umieszczeniu chłopca w hospicjum stacjonarnym, czytał mu po arabsku z Koranu. „Na początku można było jeszcze porozmawiać z chłopcem, w coś zagrać” - wspomina Khoder, który sam ma dwoje dzieci. „W pewnym momencie byłem potem bardziej wsparciem dla ojca niż dla Nasira. Dziecko często było już nieobecne”. Chemioterapia też nic nie pomogła. W ostatniej fazie, kiedy jasne stało się, że śmierć chłopca jest nieuchronna, Khoderowi i opiekunom udało się sprowadzić z Iraku do Berlina matkę dziecka. Mogła być przy nim w ostatnich tygodniach. W marcu wróciła do domu, z synkiem w trumnie na pokładzie tego samego samolotu.

„Na końcu pocieszaliśmy się wzajemnie” - mówi wolontariusz, wyjaśniając, że dla pobożnych muzułmanów zmarłe dzieci są aniołami, „którym u Boga będzie lepiej”. Khoder jest medyczno-technicznym asystentem laboratoryjnym. Na pytanie, jak trafił do hospicjum Łazarza i ambulatoryjnej opieki paliatywnej, opowiada o afiszu, który zobaczył na tablicy ogłoszeń w jego - jak sam mówi - „raczej liberalnym meczecie” w 2013 roku. Rozmawiał o tym z imamem. „Islam” – jak zaznacza - „bardzo wysoko ceni gotowość pomocy chorym. To mnie przekonało”.

Hussam Khoder
Hussam Khoder pracuje honorowo w hospicjumZdjęcie: privat

Wywieszka pochodziła z Hospicjum Łazarza. Khoder zgłosił się tam i rozpoczął szkolenie dla opiekuna terminalnego. Towarzyszył w umieraniu już wielu chorym, nie tylko z kręgu kultury arabskiej. Jego pierwszy podopieczny, któremu towarzyszył przez osiem miesięcy, był Niemcem. Osiem miesięcy, podczas których mężczyzny prawie nikt inny nie odwiedzał.

Wiele języków, wiele biografii

Elizabeth Schmidt-Pabst opiekuje się wolontariuszami, takimi jak Khoder w Hospicjum Łazarza. Amerykanka, z wykształcenia pielęgniarka, mieszka w Berlinie od ponad 20 lat. Koordynuje prace w hospicjum i sama jest opiekunką. Kiedy opowiada o projekcie „Pod koniec życia, z dala od domu”, staje się jasne, komu potrzebna jest „opieka terminalna uwzględniająca specyfikę kultur”: uchodźcom takim jak mały Nasir, Wietnamczykom mieszkającym w mieście od dawna, Romom z ośrodka dla bezdomnych, samotnym, starym migrantom w szpitalach lub domach opieki. Dlatego pracownicy hospicjum mówią nie tylko po niemiecku, ale także po arabsku, turecku, angielsku czy polsku.

„Kiedy ktoś do nas dzwoni” – wyjaśnia 43-latka, „często chodzi o to, że dręczy go samotność i potrzebuje kogoś ze swojego kręgu kulturowego, kto mówiłby w jego języku.  Największym wyzwaniem jest język, a nie religia” - zaznacza Schmidt-Pabst i zwraca uwagę, że istnieje jeszcze inny problem. Ludzie maja różne oczekiwania wobec systemu opieki zdrowotnej. W Niemczech stawia się na maksymalną opiekę medyczną. Wiadomo jednak, że medycyna nie jest w stanie zrobić wszystkiego i że w pewnym momencie w miejsce maksymalnej terapii i diagnostyki, zaczyna się opieka terminalna. Wtedy nie leczy się przyczyny choroby, ale ból. „Uświadomienie tego ludziom to ogromny trud”.

Wolontariat jako filar

Według informacji Federalnego Urzędu Statystycznego w 2019 roku zarejestrowano w RFN prawie 940 tys. zgonów. Codziennie w niemieckich szpitalach umiera około 300 osób. Około 30 tys. osób rocznie spędza w hospicjum ostatni etap swojego życia. Odsetek migrantów, którzy być może znają tylko własne tradycje, odmienne od niemieckich, nie jest dokładnie znany. Niemieckie Stowarzyszenie Hospicjów i Opieki Paliatywnej ostatnio kilkakrotnie informowało w swoim „Bundes-Hospiz-Anzeiger” o „kursach kwalifikacyjnych uwzględniających uwarunkowania kulturowe” dla wolontariuszy.

Ambulatoryjne Hospicjum Łazarza w Berlinie, instytucja należąca do fundacji Lobetal z Hoffnungsthalu, jest jednym z kilku hospicjów w stolicy Niemiec, które specjalizują się w „opiece uwzgledniającej różnice kulturowe”. 95 proc. kosztów pobytu w hospicjum stacjonarnym pokrywa ubezpieczenie zdrowotne lub opiekuńcze, pozostałe 5 proc. to wkład samego hospicjum z darowizn. Pacjenci muszą jedynie przedłożyć wypełnione przez lekarza tzw. „skierowanie hospicyjne” i mieć ubezpieczenie chorobowe.

Pacjenci mogą również bezpłatnie korzystać z usług hospicjum domowego, które obejmuje porady, wsparcie, pomoc w znalezieniu lekarza, bezpłatną pomoc i usługi pielęgniarskie, czy kawiarenkę, dająca miejsce do rozmów. Część tej pracy jest dofinansowywana przez kasy chorych. „Wolontariusze są głównym filarem pracy w hospicjum ambulatoryjnym” - zaznacza ekspertka. „Wciąż szukamy wolontariuszy. Wszyscy szukają…” Czasami jeden wolontariusz ma nawet dwóch podopiecznych.

Coraz większe potrzeby

Niemcy, opieka nad osobą starszą
Od 10 lat w RFN istnieje „Karta opieki nad ciężko chorymi i umierającymi ludźmi w Niemczech”, wspierana przez około 50 instytucji. Jej naczelna zasada: w centrum uwagi jest zawsze osoba dotknięta chorobą.Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Brichta

W wielu dużych niemieckich miastach dostępne są podobne oferty opieki paliatywnej. Jak zaznacza Schmidt-Pabst, jej hospicjum rocznie roztacza opiekę ambulatoryjną nad około 150 umierającymi osobami. Co czwarta z nich ma pochodzenie imigranckie. „Ich liczba wciąż rośnie” - mówi. Hussam Khoder zaznacza, że nawet w rodzinach muzułmańskich zmienia się tradycyjny model, że chorzy są pod opieką rodziny i umierają w domu, bo było zawsze dość dzieci, które się tym zajmą. „To się powoli kończy”.

Od 10 lat w RFN istnieje „Karta opieki nad ciężko chorymi i umierającymi ludźmi w Niemczech”, wspierana przez około 50 instytucji. Jej naczelna zasada: w centrum uwagi jest zawsze osoba dotknięta chorobą. W 2017 roku grupa ekspertów z Federalnego Ministerstwa Rodziny zajmowała się w szczególności aspektami międzykulturowymi.

Uwzględniając ten aspekt naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Getyndze przedstawili niedawno obszerne materiały informacyjne na temat „międzykulturowej opieki terminalnej i paliatywnej”. Ze wstępnych badań wynika, że mniej pacjentów ze środowisk migracyjnych korzysta z odpowiedniej oferty opieki, niż można by się tego spodziewać na podstawie danych statystycznych. Naukowcy podkreślają, jak bardzo potrzebni są tłumacze czy osoby mówiące językiem ojczystym podopiecznych, wrażliwość i otwartość w kontaktach z każdym pojedynczym człowiekiem, „i kreatywne rozwiązania w opiece w kontekście międzykulturowym”.

Nowy model?

Nowy i prawdopodobnie unikalny model w Niemczech jest obecnie wdrażany w Offenbach. Muzułmanka Rabia Bechari, która od 2011 roku pracuje jako duszpasterz szpitalny i interwencyjny, po przeszkoleniu przez organizacje chrześcijańskie założyła wraz z innymi w 2018 roku międzywyznaniowy zespół „Miłosiernych Opiekunów””. „Do marca przeszkoliliśmy pierwszych 15 doradców-wolontariuszy. Kiedy szkolenie się skończyło, zaczął się koronawirus” - wyjaśnia. W każdym razie Bechari dostrzega „bardzo duże zapotrzebowanie” na taką ofertę ze strony środowisk muzułmańskich. Wiele rodzin ma w domu starszych rodziców, którzy chcieliby umrzeć w domu. „Najwyższy czas, żeby im to umożliwić” – podkreśla inicjatorka.