1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wojna w Ukrainie. Dziennikarz DW na froncie

Konstantin Gonczarow
25 lutego 2023

Po ataku Rosji wielu Ukraińców zgłosiło się na ochotnika na front, by walczyć za swój kraj. Konstantin Gonczarow był kiedyś dziennikarzem DW w Kijowie. Teraz jest żołnierzem. Oto jego historia.

https://p.dw.com/p/4NxbB
Konstantin Gonczarow w grudniu 2022 roku w Bachmucie
Konstantin Gonczarow w grudniu 2022 roku w BachmucieZdjęcie: Kostiantyn Honcharov

Konstantin Gonczarow pracował do roku 2022 jako dziennikarz dla Deutsche Welle. Po rozpoczęciu rosyjskiej wojny napastniczej, podobnie jak wielu innych Ukraińców, zrezygnował z pracy i zgłosił się jako żołnierz do ukraińskiej armii. Oto jego subiektywna relacja po roku wojny w jego ojczyźnie.

Gdy rozpoczęła się inwazja rosyjska, byłem z rodziną w Niemczech, dokąd udałem się krótko wcześniej. Gdy 24 lutego 2022 roku o godzinie 4 rano czasu kijowskiego wybuchła wielka wojna, którą Rosja rozpętała przeciwko Ukrainie, właśnie zaczynałem swoją zmianę w newsroomie. Od chwili, gdy Władimir Putin ogłosił swoją tak zwaną „militarną operację specjalną”, pisałem online o pierwszych rosyjskich rakietach spadających na mój rodzinny Kijów i o niekończących się kolumnach rosyjskich czołgów przekraczających granice Ukrainy.

Rosyjscy agresorzy zbombardowali przedszkole i szkołę, do której chodziły moje dzieci. Rakiety balistyczne i samosterujące uderzyły koło domu, w którym mieszkają moi rodzice i w którym ja sam spędziłem dużą część życia. Chociaż nigdy nie miałem nic wspólnego z wojskiem, byłem rosyjskojęzyczny i nigdy nie obnosiłem się z „wyszywanką”, tradycyjnie haftowaną ukraińską koszulą, nie miałem innego wyboru, jak tylko wracać na Ukrainę i bronić swojej ojczyzny. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym został za granicą czy choćby pomyślał o tym, żeby jakiś czas przesiedzieć wszystko w bezpiecznym miejscu.

Zniszczenia w Kijowie po rosyjskim uderzeniu rakietowym wiosną 2022 r.
Zniszczenia w Kijowie po rosyjskim uderzeniu rakietowym wiosną 2022 r.Zdjęcie: Vladyslav Musiienko/REUTERS

Droga do domu

Moja podróż z Niemiec do Kijowa trwała 36 godzin. Na granicy polsko-ukraińskiej obraz był przerażający. Żeby opuścić Ukrainę, tysiące ludzi i setki samochodów stały w kolejkach długich na kilkudziesiąt kilometrów. Kobiety i dzieci, ale także mężczyźni, którzy pomagali im wyjechać z ogarniętego wojną kraju, musieli spędzić zimową noc pod gołym niebem. Ludzie rozpalali ogniska, a ci, którzy mogli, grzali się w samochodach. Przy drodze leżały materace, wszędzie porozrzucane były ciepłe ubrania i śmieci.

Przekroczenie granicy w drugą stronę zajęło mi zaledwie kilka minut. Oprócz mnie na przejściu granicznym były jeszcze dwie osoby. Innych ludzi, którzy chcieliby wjechać na Ukrainę, nie widziałem.

Martwiłem się, że nie dotrę do Kijowa na czas, bo wojska rosyjskie już nacierały na stolicę i najwyraźniej planowały jej zdobycie, lub co najmniej oblężenie. Ponadto do miasta można było dostać się tylko od południa, wszystkie inne drogi były już zbyt niebezpieczne. Kierowcy w ogóle odmawiali jeżdżenia tam lub pobierali za to astronomiczne pieniądze.

Kijów: Ludzie próbują wejść do pociągu do Lwowa na początku marca 2022 r.
Kijów: Ludzie próbują wejść do pociągu do Lwowa na początku marca 2022 r.Zdjęcie: Andriy Dubchak/AP/picture alliance

Kupiłem trzy bilety na różne pociągi z Lwowa do Kijowa, ale wszystkie zostały odwołane. Do rodzinnego miasta mogłem dotrzeć tylko pociągiem ewakuacyjnym, który wiózł uchodźców wojennych na zachód Ukrainy, a potem wracał prawie pusty do Kijowa, by zabrać następnych ludzi. Paszport, w którym widniał kijowski adres zamieszkania, stał się moim biletem.

Bez światła, w zupełnych ciemnościach, pociąg przejechał przez pół Ukrainy i dotarł do Kijowa, którego ulice były prawie wymarłe. Takiego miasta nie widziałem nigdy wcześniej. Nigdy też nie widziałem tak długich kolejek przed komisariatami wojskowymi, gdzie w pierwszych dniach ustawiały się setki osób, żeby zapisać się do wojska. Większość z nich nie zdążyła tego zrobić przed godziną policyjną, która zaczynała się wieczorem.

Dziennikarstwo i wojna

Dopiero po trzech miesiącach od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji udało mi się wstąpić do ukraińskiej armii. Nikt nie zadzwonił na numer telefonu, który zostawiłem wojskowym. Nie otrzymałem też zawiadomienia o poborze. Dopiero czwarta wizyta w komisariacie zakończyła się sukcesem. Po niekończących się biurokratycznych procedurach w końcu trafiłem do armii.

Do tej chwili kontynuowałem pracę jako dziennikarz. Byłem jednym z pierwszych reporterów, którzy odwiedzili Buczę, Borodiankę, Makariw i inne miejscowości w regionie kijowskim, wyzwolone spod rosyjskiej okupacji. Rozmawiałem z mieszkańcami, którzy przeszli przez to piekło i na własne oczy widziałem, w co tak zwany „rosyjski świat” („ruski mir”) zamienił spokojne i zamożne niegdyś ukraińskie miasta.

Zniszczone budynki w Borodiance pod Kijowem w kwietniu 2022 r.
Zniszczone bloki w Borodiance pod Kijowem w kwietniu 2022 r.Zdjęcie: Kostiantyn Honcharov/DW

Na ten „rosyjski świat” trafiłem bezpośrednio w swojej nowej roli jako żołnierz. Było to latem i jesienią w okolicach Chersonia. Po ciężkich walkach prowadzonych przez naszą jednostkę, byłem jednym z pierwszych żołnierzy ukraińskich, którzy zobaczyli obywateli Ukrainy po okupacji rosyjskiej na przyczółku Inhułeć i 20 kilometrów od Chersonia. Bardzo dobrze zapamiętałem dziadków i babcie tańczących, gdy na budynki administracyjne ponownie wciągano ukraińskie flagi, czy płaczących z radości mieszkańców wyzwolonych miejscowości w obwodach mikołajowskim i chersońskim.

Potem nasz oddział został przeniesiony do cierpiącego Bachmutu, a nieco później – do Sołedaru. Pamiętam też bardzo dobrze, jak rosyjska artyleria i czołgi zniszczyły te miejscowości i obróciły je w ruinę. Miejscowi płakali tam zupełnie innymi łzami. Ja sam zostałem ranny pod Sołedarem i trafiłem do szpitala. Na tym samym oddziale leżał młody człowiek, który stracił nogę, gdy postrzelił go czołg wroga. Pochodził z Szachtarska. Właśnie czytał słynny cykl wierszy „Kobziarz” ukraińskiego narodowego poety Tarasa Szewczenki. Dla mnie stał się symbolem niezłomności i nieuchronnej klęski Rosji w wojnie przeciw Ukrainie.

Konstantin Gonczarow w połowie stycznia 2023 roku w Sołedarze w obwodzie donieckim
Konstantin Gonczarow w połowie stycznia 2023 roku w Sołedarze w obwodzie donieckimZdjęcie: Kostiantyn Honcharov

„Decydujące bitwy zapewne jeszcze przed nami”

Ale armia rosyjska nadal systematycznie niszczy i burzy wszystko, co potrafi, wykorzystując broń, którą dysponuje. Z drugiej strony obrońcy Ukrainy pracują nad tym, aby zmniejszyć ilość tej broni i liczbę używających jej barbarzyńców.

Kontynuujemy walkę o nasze prawa, o wolność i o życie. My, czyli księgowi, prawnicy, artyści, psychologowie, bankierzy, zawodowi pokerzyści, urzędnicy ministerstwa młodzieży i sportu. Tak, oni wszyscy są prawdziwymi ludźmi z mojego batalionu, którzy dobrowolnie zgłosili się na tę wojnę. A to, co teraz robią ukraińscy bojownicy, zwłaszcza pod Bachmutem, to więcej niż czyste bohaterstwo, bo bohaterstwo to coś niezwykłego i wyjątkowego. Ale młodzi Ukraińcy trzymają się tam od miesięcy w warunkach, w których dokonują nadludzkich rzeczy – bez zmienników, bez chwili oddechu. I to stało się dla nich już czymś normalnym.

Niestety, ta wojna jest daleka od zakończenia, a decydujące bitwy zapewne są jeszcze przed nami. Walka będzie trwała tak dopóty, dopóki wszystkie ziemie ukraińskie nie zostaną wyzwolone od rosyjskich okupantów.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>