1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Von der Leyen musi przeskoczyć wysoki płotek”

28 czerwca 2024

Matematyka polityczna jest nieubłagana. Ursula von der Leyen, choć zaakceptowana przez Radę, dopiero zaczęła bieg do budynku Komisji Europejskiej. Musi liczyć szable i szukać sojuszników w Parlamencie Europejskim.

https://p.dw.com/p/4hdE5
 Ursula von der Leyen
Ursula von der LeyenZdjęcie: Jakub Porzycki/NurPhoto/picture alliance

Pierwszą reakcją doświadczonego europosła EPL Michaela Gahlera na decyzję Rady Europejskiej było: „tak, udało się, zrobili to”.

– Uzyskaliśmy dobre porozumienie. Najlepsze, jakie mogliśmy uzyskać. Będziemy mieli znakomity kwartet przywódców – podkreśla w rozmowie z Deutsche Welle.

– Pierwszy płotek przeskoczony, ale przed Ursulą von der Leyen stoi trudniejszy – znaleźć większość w Parlamencie Europejskim – studzi emocje europoseł Zielonych Daniel Freund.

Proces, który zdecydował, że Ursula von der Leyen pokieruje Komisją Europejską przez kolejne pięć lat, można byłoby bowiem opisać tak: prawie 400 mln Europejczyków zagłosowało na swoich przedstawicieli, a sześć osób „wybrało” im przywódczynię – gdyby nie wspomniany przez Daniela Freunda „płotek” z napisem „demokracja”.

A ta w UE ma się nieźle, choć pierwszy ruch wykonuje „grupa rozdająca karty”.

Tusk i spółka, czyli szóstka

Skład szóstki negocjatorów – szefów rządów, którzy przed szczytem Rady wskazali, że na szefową KE chcą Ursulę von der Leyen, na szefa Rady – António Costę, a na Wysokiego Komisarza ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa (WPZiB) – Kaję Kallas – nie był przypadkowy.

 Kaja Kallas
Kaja Kallas Zdjęcie: Kay Nietfeld/dpa/picture alliance

To EPL, S&D i Renew po wyborach utworzyły koalicję. W wyborach najbardziej umocnił się Donald Tusk. Oprócz polskiego premiera negocjatorami byli premier Grecji Kiriakos Mitsotakis (z EPL, jak Polak), premier Hiszpanii Pedro Sanchez i kanclerz Niemiec Olaf Scholz (z ramienia S&D) oraz prezydent Francji Emmanuel Macron i odchodzący na stanowisko Sekretarza Generalnego NATO premier Holandii Mark Rutte (z ramienia Renew, czyli liberałów). I wczoraj ich propozycję zaakceptowała cała „27”.

Na papierze zatem „grupa trzymająca zwycięskie karty” rzeczywiście je rozdała. Ale z unijną demokracją nie jest tak źle, choć negocjacjami rządzą niepisane reguły.

Europejskie roszady na szachownicy

Pierwsza to równowaga polityczna. Najsilniejsza partia "bierze” Komisję i – najprawdopodobniej – przewodnictwo Parlamentu Europejskiego, druga partia w kolejności – przewodnictwo Rady, trzecia – sprawy zagraniczne. Druga reguła to geografia. Niemka obejmie Komisję, Portugalczyk – Radę, Maltanka – Parlament, Estonka – sprawy zagraniczne.

To istotna nominacja dla Europy Wschodniej – Kaja Kallas jest znana z twardego kursu wobec Rosji i miała duże wsparcie Donalda Tuska. Wschód, Zachód, Północ i Południe UE będą usatysfakcjonowane – z wyjątkiem Rzymu, do którego jeszcze wrócimy.

Trzecia nieformalna zasada to równość płci. Tym razem jest trzy do jednego na korzyść kobiet – po latach dominacji odwrotnych proporcji – Roberta Metsola, jeśli wyjdzie zwycięsko z głosowania na pierwszej sesji nowego Parlamentu w lipcu, pozostanie jego przewodniczącą.

Wreszcie czwarta niepisana reguła: czy główni aktorzy się dogadują? Nikt w UE nie miał ochoty na powtórkę konfliktu Ursuli von der Leyen i Charlesa Michela. I wczoraj Rada zaakceptowała powszechnie lubianego Antonio Costę jako nowego przewodniczącego. Pracę zacznie w grudniu, wraz z nową Komisją. Jeśli oczywiście Ursula von der Leyen przejdzie przez wspomniany przez posła Freunda „płotek” z napisem „demokracja”, czyli Parlament Europejski.

A każdy, kto zna brukselską geografię wie, że z Europa Building – siedziby Rady – do gmachu Berlaymont – siedziby Komisji – przez Parlament to wprawdzie blisko, ale nie do końca po drodze.

Bieg przez płotki

Michael Gahler twierdzi, że to dobrze, iż Parlament 18 lipca zagłosuje nad kandydaturą jego partyjnej koleżanki, by dać jej demokratyczny mandat. Ale od ogłoszenia wyników wyborów do PE media spekulują, że von der Leyen może zabraknąć szabel.

Choć EPL się wzmocniła, a socjaliści – mimo klęski Scholza w Niemczech – utrzymali drugie miejsce i liczbę mandatów, to frakcja Macrona i Ruttego skurczyła się ze 102 do 74 posłów. Von der Leyen potrzebuje co najmniej 361 głosów. Matematycznie – ma 398, ale frakcje znane są z braku dyscypliny, a część tworzących je partii już zapowiedziała, że Niemki nie poprze. W dwóch poprzednich głosowaniach kandydaci na szefa KE otrzymali około 13 proc. głosów mniej, niż wynikałoby to z sumy posłów frakcji EPL, S&D i Renew.

Scholz podczas konferencji prasowej w Brukseli
Olaf Scholz także poparł Ursulę von der LeyenZdjęcie: Yves Herman/REUTERS

– Moim zdaniem powinniśmy zaprosić wszystkie siły od prawa do lewa do głosowania na von der Leyen. I wszyscy powinni wiedzieć, co otrzymają w zamian za głos – program pro-europejski, pro-praworządnościowy i pro-ukraiński – mówi eurodeputowany Gahler.

Gniewny pomruk Rzymu

A jeśli głosów jednak zabraknie? Frakcja Renew spadła z trzeciego miejsca na czwarte – za Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. A tam pierwsze skrzypce gra wzmocniona po wyborach Giorgia Meloni.

Włoska premierka nie ukrywa, że nie podobają się jej umowy zawarte bez niej. To właśnie u Meloni koalicja może być zmuszona szukać głosów. Choć obie przywódczynie wypracowały konstruktywne relacje, to Rzym tanio skóry nie sprzeda. Meloni – która wstrzymała się od głosu w Radzie przy kandydaturze von der Leyen, a zagłosowała przeciw Coście i Kallas – może grać o bardzo silne portfolio w nowej Komisji.

– Zwracam się przede wszystkim do Zielonych, którzy są partią koalicji pro-europejskiej, o pokazanie, powiedzmy – odpowiedzialności. O zatroszczenie się, aby wsparcie Meloni dla von der Leyen nie było konieczne – odpowiada Michael Gahler. – Z drugiej strony – mamy też w UE politykę migracyjną, w której pani premierka Meloni była kluczowa. Na Radzie była zgoda co do polityki migracyjnej i azylowej – teraz trzeba ją wprowadzić w życie – zaznacza.

Zieloni: nasze głosy nie są za darmo

Osłabieni po wyborach Zieloni nie mieliby nic przeciwko wielkiej koalicji. Ale mają – jak wynika z naszych rozmów z przedstawicielami partii – swoje warunki.

– Kontynuacja efektywnej polityki klimatycznej, budowy zielonej przyszłości i wzmocnienie przestrzegania praworządności – mówi Daniel Freund, wymieniając w tym kontekście nazwisko Viktora Orbana.

Czym zajmuje się Parlament Europejski?

Trzeci warunek to brak sojuszów z Giorgią Meloni. Zieloni politycy liczą, że von der Leyen jeszcze przed głosowaniem, w przyszłym tygodniu, zjawi się, jak nakazuje zwyczaj, w Parlamencie i na spotkaniach z poszczególnymi grupami będzie zabiegać o poparcie swojego programu.

– Jesteśmy otwarci na rozmowy o koalicji, ale głosy Zielonych nie są za darmo – mówi DW Daniel Freund. Podkreśla, że socjaldemokraci (S&D) wydają się chcieć Zielonych na pokładzie. To by wzmocniło lewicę przy europejskim kole sterowym. – Jesteśmy gotowi, ale nie damy się zaszantażować, żeby głosować na nią, jeśli nie będzie umowy i nic nie dostaniemy za nasze głosy – zastrzega europoseł.

„Robimy tu politykę całej UE, a nie jednego państwa”

– Pełna zgoda co do praworządności. I nie widzę problemu z zieloną agendą, mamy cele klimatyczne, na które się zgodziliśmy. Elastyczność trzeba będzie pokazać w sposobie dochodzenia do tych celów i zmniejszenia związanej z tym biurokracji – odpowiada Michael Gahler.

Czy fakt, że Zieloni współrządzą Niemcami w słabnącej koalicji, a wzmocniona CDU jest w opozycji, nie będzie miał znaczenia? Zdaniem Daniela Freunda – nie powinien.

– Nie powiem, że to nie gra roli. Ale nie koncentrowałbym się na polityce krajowej, nawet jeśli dla wielu w Berlinie to jedyna interpretacja europejskich wyborów. W Parlamencie Europejskim robimy politykę całej UE, a nie jednego państwa członkowskiego – podkreśla poseł Zielonych.

Co czeka von der Leyen w Parlamencie? Jego przewodnicząca Metsola w komunikacie do Rady zaprosiła szefową KE na spotkanie z szefami frakcji i wyliczyła – jej zdaniem – priorytetowe kwestie na pięć lat: rozszerzenie, obronę, pomoc Ukrainie, konkurencyjność i wspieranie przemysłu, rolnictwa i rodzin.

Najbliższe tygodnie pokażą, jak wysoki płotek szefowa Komisji będzie musiała przeskoczyć 18 lipca w Strasburgu.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>