1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Volker Schlöndorff: Zwrot w prawo zawsze kwestionuje kulturę

Meike Krüger
3 września 2019

Należy do najbardziej znanych reżyserów, jego filmy to często konfrontacja z niemiecką historią. W rozmowie z DW Volker Schlöndorff wyjaśnia, dlaczego w obliczu sukcesów AfD rola kultury jest równie ważna jak polityki.

https://p.dw.com/p/3Ow3v
Veranstaltung "Africa on the Rise" der DW Akademie
Zdjęcie: DW/Jan Roehl

Reżyser Volker Schlöndorff urodził się w 1939 r. w Wiesbaden. Laureat Oscara raz po raz zajmuje się w swoich filmach niemiecką historią. Do jego najbardziej znanych obrazów należą adaptacje wybitnych dzieł literackich, wśród nich „Blaszany bębenek”, „Utracona cześć Katarzyny Blum” czy „Śmierć komiwojażera”. W 2005 r. nakręcił w Gdańsku polsko-niemiecką koprodukcję „Strajk”. W wywiadzie dla DW dzieli się swoimi przemyśleniami po sukcesach wyborczych populistycznej AfD.

DW: Jak się pan czuje po wyborach w Brandenburgii i Saksonii?

Volker Schlöndorff: Ciągle jeszcze jestem przerażony. Nawet takie przewidywalne przerażenie pozostaje przerażające. Wysoka frekwencja wyborcza sprawiła, że AfD uzyskała bardzo dużo głosów, czyli ludzie, którzy właściwie nie chodzą na wybory, tym razem poszli do urn, żeby zaprotestować.

Najpierw pomyślałem, że to wspaniała wiadomość: o wiele więcej ludzi głosuje teraz, bierze aktywny udział w demokracji i nareszcie interesuje się polityką, także młodsi. Figa z makiem! Poszli na wybory tylko po to, żeby protestować przeciwko wszystkiemu.

Jak pan myśli, skąd się to bierze?

30 lat po upadku muru są to przecież wszystko ludzie, którzy w ogóle już nie znali NRD. Tęsknią tylko do mitu.

Pytanie, dlaczego NRD mogło stać się mitem? Jak mogła powstać ta nostalgia? Jak można opłakiwać to państwo bezprawia? Jak można dzisiaj mówić, że wszystko było lepsze? Trzeba się tu posłużyć pojęciem „opóźniony w rozwoju”, w jego podwójnym znaczeniu.

Filmowa adaptacja „Blaszanego bębenka“ (1979) Güntera Grassa przyniosła Schlöndorffowi Oscara
Filmowa adaptacja „Blaszanego bębenka“ (1979) Güntera Grassa przyniosła Schlöndorffowi Oscara Zdjęcie: Imago/AGD

Jako reżyser pan sam tworzył historię. Doświadczył pan niemieckiej historii na własnej skórze i częściowo rozprawiał się z nią w swoich filmach. W jakim punkcie, pana zdaniem, znajdują się teraz Niemcy?

Tak jak cały świat czekają nas potężne zmiany związane z globalizacją. Tak mówiono na początku tego procesu, który pierwotnie wiąże się z gospodarką. Mnie właściwie on nie dotyczy, poza tym, że mój telewizor pochodzi z Chin, a w Internecie mogę sobie zamówić rzeczy z całego świata. Ale moje życie powinno się toczyć tak jak dotąd.

A teraz nadszedł moment, kiedy globalizacja dotarła do rodzin, do każdej wsi. Nic nie będzie już takie jak kiedyś. Nie jest to nagła zmiana, tylko powolna, trwająca powiedzmy 15 lat. Żaden człowiek nie ma prawa żądać tego, żeby świat się nie zmieniał.

Jakich wskazówek reżyserskich udzieliłby pan tradycyjnym partiom CDU i SPD, a jakich ludziom kultury?

Jako ludzie kultury możemy tylko pokazać to, co widzimy wokół siebie. I być może jest to najlepszy materiał oświatowy. W filmie możemy pokazać, jak reagują ludzie w sytuacjach wyjątkowych. Możemy pokazać, jakie popełniają błędy. Jeżeli tęsknią do czegoś, co w żadnym wypadku nie może wrócić, jest to oczywiście daremna tęsknota.

Nie możemy też wrócić do dawnych czasów – do rzekomo wspaniałego świata, który w rzeczywistości był całkowicie do niczego. Politycy muszą to jasno i wyraźnie powiedzieć.

Na planie filmu „Powrót do Montauk” (2017): Volker Schlöndorff (z l.) z aktorami Isi Laborde, Niną Hoss i Stellanem Skarsgardem
Na planie filmu „Powrót do Montauk” (2017): Volker Schlöndorff (z l.) z aktorami Isi Laborde, Niną Hoss i Stellanem SkarsgardemZdjęcie: Wild Bunch Germany/Jim Rakete

Wyniki wyborów pokazują wyraźne zwycięstwo sił prawicowych. AfD jest w Brandeburgii i Saksonii drugą co do wielkości siłą. Jakie zagrożenie przedstawia AfD dla kultury?

Polityczny zwrot w prawo zawsze kwestionuje znaczenie kultury. Jedno z przesłań skrajnej prawicy głosi: nie potrzebujemy kultury. Kultura jest dla elit, a ludowi niczego nie daje. Jest to oczywiście bzdurą, bo kultura jest potrzebna tak jak jedzenie.

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>

Kiedy dokonuje się polityczny zwrot w prawo, kultura stoi przed takimi samymi wyzwaniami jak polityka. Musimy od niej więcej wymagać. Im bardziej polityka będzie zabiegała o względy malkontentów, im więcej będzie im rozdawać, tym bardziej ubezwłasnowolni ludzi, którzy będą coraz bardziej zależni od państwa opiekuńczego.

Na ile pana zdaniem jest realne po tych wyborach zagrożenie ze strony skrajnej prawicy?

Mówi się, że aby od podstaw zmienić społeczeństwo, wystarczy 25 procent ludzi o dobrych intencjach. Myślę, że jest także odwrotnie – zawsze jest 25 procent niezadowolonych, którzy gromadzą się raz tu, raz tam, zależnie od tego, jaki program oferują im właśnie partie. Trzeba się z tym pogodzić. 

Tyle, że społeczeństwo nie składa się wyłącznie z ludzi o dobrych intencjach i pragnących demokracji. Sztuka polega na tym, żeby znaleźć równowagę. Ale nie można zrównoważyć czegoś, przeprowadzając drobne korekty. Myślę, że trzeba postępować bardziej agresywnie, czyli wyłożyć kawę na ławę. Na krótką metę nie przysparza to politykowi akurat sympatii, ale trzeba robić swoje, dotrzymywać słowa i nie wycofywać się od razu, tylko dlatego, że zmieniły się nastroje.