1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Unter Dojczen” . Powieść o wyzysku polskich opiekunek

Joanna de Vincenz
14 września 2024

– Niemiecki system opieki częściowo opiera się na wyzysku, a niemieckie urzędy dokładnie o tym wiedzą – mówi Mia Raben*.

https://p.dw.com/p/4kWZY
Symbolbild - Ältere Menschen in Pflege
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/H-J. Wiedl

DW: Główną bohaterką pani wydanej właśnie w Niemczech powieści pt. „Unter Dojczen” („Wśród Niemców)” jest Jola – Polka, opiekunka seniorów i seniorek w rodzinach niemieckich. Po wyczerpującym zleceniu Jola trafia do zamożnego, akademickiego mieszczaństwa w Hamburgu – do Uschi, której syn jest cenionym lekarzem. Dla Joli zdecydowanie wszystko zmienia się tu na lepsze. Między nią i seniorką Uschi wywiązuje się przyjaźń. Skąd pomysł, aby napisać taką właśnie powieść?

Mia Raben*: – Przede wszystkim sama mam polskie korzenie. Moja matka pochodzi z Łodzi, a ja urodziłam się w Hamburgu. Często się zdarzało, że u nas w domu nocowali znajomi z Polski. Przyjeżdżali, żeby popracować w Niemczech i trochę zarobić. Bardzo dobrze pamiętam tamte klimaty. To wynikało z asymetrii w rozwoju gospodarczym. Niemcy są zamożnym krajem, podczas gdy Polska po upadku muru w dobie transformacji najpierw musiała pokonać wiele trudności. Oprócz tego jako rodzina także korzystaliśmy z pomocy polskich rzemieślnikow, którzy na czas prac u nas mieszkali. Pomoc ze strony przyjaciół w warunkach domowych jest w Niemczech dozwolona, ale w pewnym sensie była to praca na czarno. W którymś momencie zauważyłam, że zapanował wielki boom na opiekunki osób starszych z Polski, że w polskich gazetach i internecie jest sporo tego typu ofert pracy. Od razu zaczęłam zbierać o tym materiały.

Ile osób z Polski w tej chwili opiekuje się seniorami i seniorkami w Niemczech w ich domach?

– Dane szacunkowe Federacji Niemieckich Związków Zawodowych (DGB) mówią o 300-600 tys. osób, przeważnie kobiet z Europy Wschodniej i Południowo-Wschodniej,. tzw. live-ins. Pracują one w domach prywatnych zarówno legalnie - na zlecenie pośredniczących agencji, jak też na czarno. Największą grupę wśród nich stanowią Polki. W liczbie tej nie są uwzględnione osoby pracujące  w domach seniora czy w podobnych instytucjach. One oficjalnie w Niemczech są pracownikami i w odróżnieniu do prywatnych opiekunek są też tu w systemie.

Dzięki postaci Joli w powieści „Unter Dojczen” oddaje pani głos kobietom pracującym w Niemczech jako opiekunki.

– Tak, one są niewidzialne i nie mają głosu, a co za tym idzie – żadnego lobby. Przy tym jest to olbrzymia grupa kobiet pracujących w ten sposób w Niemczech, „wśród Niemców”, jak mówi tytuł mojej powieści. Dla większości z nich centrum ich życia nadal jest w Polsce. Każdorazowo przyjeżdżają stamtąd do pracy w Niemczech na kilka tygodni lub miesięcy. Pracują wtedy w jakimś prywatnym gospodarstwie domowym, o którym niczego nie wiemy. Te kobiety kompletnie nie są chronione. Jeśli te setki tysięcy kobiet zatrudniono by na warunkach odpowiadających niemieckiemu prawu pracy, w żaden sposób nie starczyłoby tu na to pieniędzy. Można by więc pokusić się o pointę, że niemiecki system opieki częściowo opiera się na wyzysku, a niemieckie urzędy dokładnie o tym wiedzą. Prawo pracy jest tu celowo pomijane, nie da się inaczej. To olbrzymi problem strukturalny. Ale też z racji ukształtowanych historycznie kontaków polsko-niemieckich wydaje się to wielu ludziom czymś zupełnie naturalnym. Myślą: przecież zawsze tak było. Przy czym wielu seniorów żyjących w Niemczech w ogóle nie mogłoby mieć w innym trybie w domu takiej opieki, jakiej sobie życzy. To życzenie również można zrozumieć.

W jaki sposób zbierała pani materiały do „Unter Dojczen”?

– Najpierw dzięki przyjaciółkom mojej matki przeprowadziłam szereg osobistych rozmów z kobietami, które częściowo od dziesięcioleci już jeżdzą do Niemiec do pracy. Bardzo otwarcie, z wszelkimi szczegółami, opowiadały mi o swych doświadczeniach. Od tego momentu wlaściwie miałam już w głowie postać Joli. Zaraz na początku zbierania materiałów zrozumiałam, jak rozległy to temat. Dzięki Facebookowi dotarłam do kolejnych kobiet. Równolegle skontaktowałam się z Federacją Niemieckich Związków Zawodowych, gdzie np. Polki pracujące jako opiekunki otrzymują od polskojęzycznych prawników porady z zakresu niemieckiego prawa pracy. Dzięki temu doszło do kolejnych wywiadów. Ponadto wielkim wsparciem była dla mnie bardzo interesująca książka reportażowa pt. „Betrojerinki” polskiej socjolożki Anny Wiatr.

Mia Raben
Autorka Mia RabenZdjęcie: Kathrin Spirk

„Nie mają dużego pola manewru”

Pani bohaterka Jola regularnie ogląda vlog opiekunki o nicku Syrenka. Opiekunki są podobnie aktywne w sieci?

– Tak. Syrenka rzeczywiście istnieje, ale pod innym nickiem. To był dla mnie konkretny przykład kobiety, której udało się ułożyć sobie życie i pracę jako opiekunka w Niemczech tak, aby było to dla niej dobre i znośne. Zainspirowała mnie też, aby posłać moją bohaterkę do takiej rodziny, gdzie wszystko dobrze funkcjonuje. Gdzie Jola będzie się dobrze czuła i znajdzie siły, aby mieć własne wymagania. To, czy opiekunka w ogóle osiągnie taką pozycję, jest kwestią jej znajomości języka niemieckiego. Jola ciężko pracowała, aby w końcu móc samej wyrażać swoje oczekiwania. Wiele opiekunek jednak nie ma, niestety, takiej możliwości. Mówiąc po niemiecku niezbyt biegle, nie mają dużego pola manewru.

Przy zatrudnieniu w tak wrażliwym obszarze, jak przestrzeń prywatna, i zakwaterowaniu w rodzinie, ważne jest, by między stronami była chemia?

– Tak, zdarzają się przypadki, że chemii nie ma. Bywa też, że podopieczne i podopieczni nie są zadowoleni z tego, jak się ich traktuje. Zdarza się też, że po przyjeździe na miejsce zlecenia okazuje się, że opiekunka znalazła się w o wiele cięższej konstelacji, aniżeli informowała wcześniej firma. Na miejscu widzi, że osoba, którą ma się opiekować nie jest jednak mobilna, lecz leżąca, albo że nie jest stabilna zdrowotnie, lecz w zaawansowanej demencji. Albo że zamiast jedną osobą nagle ma się opiekować małżeństwem. Jeśli do tego opiekunki są np. niegrzecznie traktowane, to zgłaszają firmie: chcę zmienić rodzinę. Po polskiej stronie bywają agencje narzucające kary pieniężne opiekunkom, które z własnej inicjatywy przerywają pracę w danym miejscu. Opiekunki są zatrudniane przez polskie agencje, a te oddelegowywują je do niemieckich firm. Tutejsze firmy zawierają umowy z rodzinami w Niemczech, ale nie mają pojęcia o treści umów opiekunek z polskimi agencjami. W takim systemie nieporozumienia właściwie są zaprogramowane. W takie w zasadzie niedopuszczalne umowy, ze skandalicznymi karami etc., podpisywane przez opiekunki w ich krajach, nikt nie ma tu wglądu. Same kobiety natomiast często są po prostu zdane na tę pracę. Potrzebując tych pieniędzy, godzą się na ewentualne restrykcje.

Powieściowa Jola u jednej z rodzin przeżyła ciężkie chwile, mobbing i wyzysk. Dodatkowo obok pracy opiekuńczej musiała godzinami sprzątać cały dom. Wydzielano jej jedzenie. Skończyło się to załamaniem nerwowym.

– Bardzo było dla mnie ważne, aby ukazać jak trudne jest położenie wielu kobiet. Opiekunki, z którymi przeprowadzałam wywiady zbierając materiały, były już w takim stadium, że same potrafiły się sieciować w Niemczech, szukać wsparcia lub informacji w internecie. Jola z mojej powieści nie była jeszcze wówczas na tym etapie. Trzeba sobie zdać sprawę, że bardzo wiele kobiet w tym zawodzie jest kompletnie odizolowanych: są w niemieckich rodzinach, w zupełnie nieznanym im, obcym otoczeniu. W takiej prywatnej przestrzeni, do której nikt nie ma wglądu, może dochodzić do różnych zależności. Moja bohaterka Jola rozwinęła nawet prawie coś na kształt syndromu sztokholmskiego. Podlegała wyzyskowi, który ją paraliżował, ale nie była jednak w stanie z tego się wyzwolić. Aż już nie dało się tego znieść. Wtedy Jola rzuciła wszystko i uciekła.

Słyszałam naprawdę niezwykle tragiczne historie. Jedną z nich opowiedziałam w powieści. O młodej matce, która w trakcie pracy u leżącego seniora spadła ze schodów w mieszkaniu i poniosła śmierć. Była aż tak zmęczona..! To mnie zszokowało: że coś takiego wydarza się w Niemczech, a w ogóle się o tym nie dowiadujemy! Reportaż na taki temat to za mało, to wiedziałam od razu. W konwencji powieści mam możliwość ukazania uczuć tych kobiet, ich trudnego położenia, ich wewnętrznego rozdarcia. Mogę rzeczywiście opisać to wszystko, co składa się na ich codzienność.

Okładka powieści "Unter Dojczen"
Okładka powieści "Unter Dojczen"Zdjęcie: Kjona Verlag

„Ta arogancja mnie szokowała”

Między powieściową Jolą i seniorką Uschi nawiązuje się przyjaźń. Jola zwierza się jej z dotychczasowych przeżyć. Taka sytuacja to chyba jednak raczej rzadkość?

– Oczywiście, aczkolwiek zdarzają się i takie sytuacje, kiedy ludzie się otwierają. Rzadziej, ale jednak. Mimo że dochodzi do spotkania na bardzo wrażliwym, prywatnym gruncie, to jednak pewną rolę odgrywają też różnice mentalnościowe między Polakami i Niemcami. A dla mnie samej, jako że łączę niejako w sobie polskość i niemieckość, to jeden z głównych tematów. Zawsze wyłapywałam sytuacje, w których wyraźnie widać takie różnice. Często tu na przykład ludzie myślą, że osoba pracująca jako opiekunka seniorów albo pomoc domowa nie ma żadnego wykształcenia oprócz przygotowania zawodowego. Polki mi to same opowiadały. „Jak to? Pani czyta literaturę?” Albo: „Co? Pani zna Beethovena? Skąd?”. Ta arogancja  mnie szokowała. Niemcom zwyczajnie brak wiedzy o polskiej kulturze. Brak też zwykłej fantazji. Te Polki często bowiem mają maturę, a niektóre z nich nawet studia. Pracowały wcześniej nierzadko np. jako nauczycielki klas początkowych, pracownice biurowe czy miały swój biznes, który upadł.

Jola podczas pracy u Uschi jest w stanie zachować profesjonalny dystans i asertywność. Nie jest to jednak łatwe dla początkujących opiekunek.

– Bohaterka mojej powieści ma już po prostu spore doświadczenie zawodowe: od 12 lat pracuje w ten sposób. Osoby, które dopiero zaczynają pracować w całodobowej, prywatnej opiece nad seniorami, reagują oczywiście różnie na nowe sytuacje. Ale zaobserwowałam też, że dziś młodsze kobiety w tym zawodzie, szczególnie Polki, są o wiele lepiej  poinformowane, niż bywało to wcześniej. Przyglądają się bardzo dokładnie wszystkiemu, co podpisują w umowie. Aktualnie wiele się więc zmienia po stronie samych Polek i to z korzyścią dla nich. Chcą brać sprawy w swoje ręce i wytyczają granice. Jednakże kobiety, które być może pochodzą z terenów wiejskich, niezbyt wykształcone, a dodatkowo zmuszone przez sytuację do tej pracy, także i dziś są wyzyskiwane. Bardzo często słyszałam od nich, że dostawały zwyczajnie coraz więcej zadań. Oprócz pracy opiekuńczej musiały prasować i gotować dla kilku jeszcze osób albo godzinami sprzątać. Miały trudności z postawieniem granic. Są w tym zawodzie nowe i nie wiedzą, jak odpierać takie ponadplanowe oczekiwania. Rzucają się więc w ten wir pracy, myją te okna, gotują, myją te podlogi. Aż do utraty sił, jak Jola.

Polska opiekunka w Niemczech. Życie na dwa domy

„Unter Dojczen” jest w niemieckich księgarniach od niedawna, a zebrała już wiele emocjonalnych, empatycznych recenzji...

– Kiedy zaczęły pojawiać się recenzje, także na blogach internetowych, odczułam ulgę, że moja bohaterka jest rozumiana. Wielu blogerów i blogerek bardzo słabo zna Polskę i są wdzięczni za przedstawienie im tej czytelniczej perspektywy. Czasem bowiem zadawali sobie już pytanie, jak to jest być Polką, Polakiem i pracować w całodobowej, prywatnej opiece w Niemczech. Już 80 lat minęło od wojny, ale ciągle jeszcze odgrywa ona pewną rolę w kontaktach polsko-niemieckich. Przykładowo niezmiennie dziwi mnie, jak mało niemieccy turyści znają Polskę! Ciągle jeszcze istnieje jakaś wewnętrzna bariera, jeśli chodzi o podróże na wschód. Myślę, że ludzie boją się tam bliższych kontaktów ze względu na brutalną historię, na niemieckie zbrodnie podczas okupacji w Polsce. Wprawdzie w 1989 r. runął mur i od tego czasu upłynęło już kilka dziesięcioleci, ale to jeszcze ciągle zbyt mało, aby wszystko się znormalizowało. Nadal jeszcze jest takie podświadome wahanie, jeśli myśli się o Polsce. Takie trudne do zdefiniowania uczucie, które blokuje beztroską podróż na wakacje do Polski. Poczucie, iż należałoby więcej wiedzieć o przeszłości, co też i często się zgadza! To ta wielka, ciemna chmura. 

*Mia Raben (ur. w 1977) przez szereg lat mieszkała w Polsce jako niezależna korespondentka prasy niemieckiej. Absolwentka Niemieckiego Instytutu Literatury w Lipsku. Dziś jako autorka mieszka z rodziną w Hamburgu. „Unter Dojczen” jest jej powieściowym debiutem. Książka została nominowana do nagrody Lange-Rode-Debütpreis.