1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Szafa na 430 tysięcy trupów

28 sierpnia 2010

„Każdy ma jakiegoś trupa w szafie”- niby powiedzenie jak puszczenie oka; kurtyna zapuszczana na słabostki i podejrzane inklinacje. A mój sąsiad ma ich 430 tysięcy. Trupów, nie inklinacji.

https://p.dw.com/p/OyMD
Zdjęcie: AP

Samuel Kunz, strażnik z obozu zagłady w Bełżcu, Numer 3 na Liście Wiesenthala, jest moim sąsiadem. Nasze domy dzieli jakiś kilometr, może półtora. Wspólny sklep, apteka, biblioteka, basen, może kościół. Zastanawiam się, ile razy wpadliśmy na siebie przypadkowo? Czy to przypadkiem nie ten miły staruszek, który pomagał mi wybierać hortensje tej wiosny? A może ten, któremu w paralitycznej drgawce wypadła bułka z ręki i potoczyła się wprost pod moje nogi?

Nigdy nie narzekałam na sąsiedztwo. Młodzi - jak wszędzie, a starzy – małostkowi tetrycy, ale przymykam oko na ich starcze aberracje. Czasami są upierdliwi i zajmujący. Jednak jak potrzeba - pcham inwalidzkie mobile, tacham siaty z bazaru, zachwycam się wypielęgnowanymi do bólu rabatami i wysłuchuję niewiarygodnych historii. Co mi tam. Toleruję ich dziwictwa, natręctwa, konfabulacje i fetysze, za to oni pilnują mi domu tak, jak nie zrobiłby tego najlepiej wyszkolony dog tybetański.

Pcham wózek z zakupami i obsesją: jak to możliwe, że ponad 60 lat po wojnie jestem tak blisko konfrontowana ze zbrodnią? Jeszcze niedawno łapałam się z niedowierzania za głowę dziennikarsko śledząc wpadkę Ericha Steidtmanna, który poszedł do sądu z powodu hańbiących jego zdaniem insynuacji romansu z sekretarką gestapo, a opuścił go jako esesman oskarżony o zbrodnie wojenne. Od tego czasu mimo woli odwracam głowę na widok śliniących się starców w stanie, że tylko pampersa im zmienić (często z resztą troskliwymi rękoma opiekunek z Polski).

Proces Norymberski załatwił sprawę 22 najgrubszych ryb. Potem śledczym zostało wyjaśnienie spraw ok. 170 tysięcy płoci. 60 lat zajęło skuteczne przeprowadzenie procesów 6,5 tysiąca podejrzanych. To aż sześćset wyroków rocznie, a zaledwie 4 procent z grona, w tym liczbę skazanych za morderstwa można ująć w promilach. Przy okazji procesów Scheungrabera, Boere, Demianiuka naiwnie myślałam - to „ostatki” z haniebnej listy, bo większość zbrodniarzy prawdopodobnie już nie żyje. A tu proszę - takie kwiatki - Kunz, i to niemal za płotem. Przy tym doznany wstrząs może i nie jest „wielkoepokowy”, ale naiwnie myślałam, że „zaślubiny z faszyzmem” mam już za sobą.

Od pewnego czasu wiem, że dziadek jednego z moich przyjaciół był lotnikiem Luftwaffe. Jakoś przełknęłam tę wstrząsającą „żabę”, bo lubię Jensa i jego zdjęcia. Jens odziedziczył pasję po dziadku. Pasję, którą dziadek rozwijał fotografując Warszawę z pokładu pilotowanego przez siebie bombowca. Taki „Kwadrans Kultury” przed robotą. Czy to on zbombardował katedrę św. Jana, św. Marcina, plac Małachowskiego zahaczając „na odlotne” o jakiś szpital – nie mam siły wnikać. Fascynujące archiwum dziadka widziałam raz. Wystarczy. Lubię Jensa i jego zdjęcia. Dziadek od wielu lat przebywa na bezpiecznej głębokości 2 metrów pod ziemią. Od miesiąca jest tam także Steidtmann. Staruszek nie doczekał sprawiedliwości na tym świecie. Umarł kilka tygodni temu z bolesnym stygmatem kochanka urzędniczki gestapo (o którym świat z pewnością nie zapomni, bo kobieta wydała pamiętniki). Czy umierając miał refleksje nieosądzonego zbrodniarza wojennego? Wątpię.

blogowała: Agnieszka Rycicka

red.odp.: Małgorzata Matzke