1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Rzecznik PE: „Przeciw UE toczy się wojna dezinformacyjna”

8 czerwca 2024

Musimy jako UE być na TikToku, Instagramie, Twitterze. Inaczej nie będziemy mogli odpierać ataków na nasz model społeczny i polityczny, na nasz pluralizm, na nasze prawa – uważa rzecznik Parlamentu Europejskiego.

https://p.dw.com/p/4gp7b
Jaume Duch Guillot, rzecznik Parlamentu Europejskiego
Jaume Duch Guillot, rzecznik Parlamentu EuropejskiegoZdjęcie: Michael Currie/ZUMAPRESS.com/picture alliance

DW: W debacie publicznej w UE mamy „pokój” rozumiany tak, jak rozumie go Zachód, oraz „pokój” rozumiany według wskazań rosyjskiej, antyunijnej propagandy. Mamy silnie obecne i bardzo widoczne poglądy idące wbrew racji stanu UE w kwestii migracji, obrony czy pomocy Ukrainie. Czy uważa pan, że UE, w tym Parlament, zrobiły co mogły w ciągu ostatnich lat dla zwalczania tej propagandy? I jakie są plany PE na przyszłość w tej kwestii?

Jaume Duch Guillot*: Przeciw UE toczy się wojna dezinformacyjna; wymierzona także w nasz model społeczny i polityczny, w nasz pluralizm, w nasze prawa. Ale uważam, że Unia Europejska i sam Parlament Europejski walczą z dezinformacją bardzo aktywnie i na wiele sposobów.

Po pierwsze, za pomocą prawodawstwa. W ciągu ostatnich trzech lat Parlament Europejski przyjął Digital Services Act, Digital Market Act i AI Act. Kluczowa w tym pakiecie jest odpowiedzialność mediów społecznościowych i platform dostępu do internetu; pomyślana tak, aby zwalczać rozpowszechnianą tam dezinformację i kontrolować to, w jaki sposób te platformy są do tego wykorzystywane.

I już widzimy, że sytuacja się zmieniła – platformy zaczęły swoją odpowiedzialność traktować poważnie.

Po drugie – wspieramy pracę wolnych, jakościowych mediów. Pierwszym sposobem walki z dezinformacją jest informowanie. Dezinformacja działa najlepiej, gdy obywatele nie mają dostępu do rzetelnej informacji.

Trzeci filar, czyli umiejętność korzystania z mediów, jest głównie w rękach państw członkowskich. W szkołach i na uniwersytetach najbardziej narażona na dezinformację część społeczeństwa, czyli młodzież, musi się uczyć, jak się bronić.

Jest więc wiele do zrobienia na polu legislacji, współpracy z mediami i władzami oświatowymi w państwach członkowskich. Ale nie ma złotego środka – musimy pracować na wielu polach w tym samym czasie.

Skoro mówimy o tych wielu polach: na których platformach mediów społecznościowych obecny jest Parlament Europejski?

Na większości tych, z których korzysta większość obywateli Unii Europejskiej.

Więc Twitter, Facebook, Instagram, ale także TikTok. Jeden należy do firmy ekscentrycznego miliardera o kontrowersyjnych poglądach, dwa – do dużej firmy ze Stanów Zjednoczonych, a ostatni – do dużej firmy powiązanej z chińskim rządem. A jednak Parlament dokonał wyboru: grać zgodnie z zasadami big techów, aby być tam obecnym.

Przede wszystkim to te big techy muszą przestrzegać zasad Unii Europejskiej.

Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby TikTok grał według zasad Unii Europejskiej.

A jednak TikTok zaczyna grać według tych zasad. I są prowadzone bardzo długie i trudne dyskusje między Komisją Europejską a TikTokiem na ten temat. Na przykład Komisja zabroniła TikTokowi rozwijać jedną nową usługę na unijnym rynku i koncern musiał to zaakceptować. Ale odpowiem pytaniem: ile istnieje popularnych wśród obywateli UE platform społecznościowych stworzonych w Europie?

Chętnie wymieniłbym chociaż jedną, ale nie mogę.

Właśnie. Więc jeśli chcesz walczyć z dezinformacją, musisz to robić tam, gdzie ludzie ją konsumują. To jest nasz obowiązek, nie możemy czekać, aż powstaną popularne europejskie platformy społecznościowe. Gdybyśmy nie byli tam obecni, byłoby to zamykanie się na rzeczywistość, a pan by mi zarzucał, że PE nie walczy z dezinformacją w miejscach, w których ona krąży.

Jak rosyjska dezinformacja trafia do młodych

Zaledwie kilka dni temu otworzyłem Instagrama i TikToka i spojrzałem losowo na wpisy PE. Pod wieloma jest mnóstwo komentarzy siejących dezinformację. Zwykły użytkownik wchodzi na platformę i jest zalewany milionami nieprawdziwych twierdzeń i wynikających z nich opinii. Jak chcecie z tym walczyć? I ile planujecie na to wydać pieniędzy?

O tym zadecyduje następny parlament. Trudno mi przewidzieć konkretne decyzje, ale to jest priorytet – i polityczny, i obywatelski. Ja jestem przekonany, że dobra komunikacja unijnych instytucji staje się coraz ważniejsza. Wiele lat temu, kiedy zaczynałem tu pracę, widoczność Parlamentu w przestrzeni publicznej była dość ograniczona, ponieważ sam Parlament nie był wówczas tak ważny jak teraz. Ale nie było też takiej dezinformacji. A teraz, jeśli sam nie zajmiesz przestrzeni informacyjnej, to zajmie ją dezinformacja.

Natomiast stanowczo podkreślam, że walka z fake newsami i dezinformacją to nie może być tylko odpowiedzialność instytucji. Główną odpowiedzialność muszą tu ponosić rządy państw członkowskich i oczywiście same media. Jesteście silniejsi od nas, instytucji, w kontakcie z obywatelami. Oni bardziej ufają wam, niż instytucjom narodowym czy unijnym.

Ale jest to też zadanie dla społeczeństwa obywatelskiego i organizacji pozarządowych. Jeśli wszyscy się weźmiemy razem do roboty, możemy naprawdę wygrać tę bitwę. Ale jeśli będziemy oczekiwać, że tylko rządy lub tylko instytucje znajdą pełne i kompletne rozwiązanie, będziemy w błędzie.

Jest jedno pole bitwy z dezinformacją, gdzie wsparcie także Parlamentu może się okazać kluczowe: przestrzeń informacyjna krajów kandydujących do UE: Ukrainy, Mołdawii i Bałkanów Zachodnich. Wszędzie tam Rosja jest silna w przestrzeni informacyjnej. Czy widzi pan tam przestrzeń do działania dla PE?

Tak. Myślę, że za kilka lat Parlament Europejski otworzy swoje biura w tych krajach - zanim staną się one członkami Unii Europejskiej. Ponieważ jako UE powinniśmy towarzyszyć procesowi rozszerzenia również komunikacyjnie. Na pewno w najbliższych latach otworzymy przedstawicielstwa i zwiększymy naszą obecność także na Ukrainie, w Gruzji i Mołdawii. Wykorzystamy na Bałkanach Zachodnich doświadczenia z niektórych krajów członkowskich.

Których?

Dam przykład. Wyraźnie widać różnice między krajami, w których walka z dezinformacją jest trudna, a tymi dobrze do tego przygotowanymi, jak Finlandia. W Finlandii fake newsy mają ciężkie życie. Społeczeństwo fińskie jest wyposażone w wiedzę i narzędzia obrony przez zagraniczną ingerencją w przestrzeń informacyjną. Ale inne kraje, w Europie Zachodniej i Południowej, nie mają fińskiego know-how, wynikającego ze względów historycznych i geograficznych oraz działań władz, które wyciągnęły z historii konsekwencje.

Czy istnieją konkretne rozwiązania i działania instytucjonalne, które może wdrożyć Parlament, aby wzmocnić media, społeczeństwo obywatelskie i organizacje pozarządowe w tych krajach, gdzie ta walka jest trudniejsza?

Są rzeczy, które Parlament Europejski może zrobić, i są rzeczy, których zrobić nie może właśnie dlatego, że jest Parlamentem, a nie Komisją Europejską. Oznacza to, że, tak – możemy zapraszać media do Brukseli i Strasburga, współpracować z nimi – ale to Komisja ma kompetencje władzy wykonawczej i wdrażania rezolucji uchwalonych przez Parlament.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!

*Jaume Duch Guillot – rzecznik Parlamentu Europejskiego, dyrektor generalny Dyrekcji Generalnej ds. Komunikacji (DG COMM)