1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Metsola: Oczekujemy od Komisji zobowiązań i je rozliczymy

6 września 2024

Przewodnicząca europarlamentu zapowiada też egzekwowanie implementacji unijnego prawa w państwach członkowskich i twarde rozliczanie Ursuli von der Leyen z działań Komisji.

https://p.dw.com/p/4kLrY
Roberta Metsola
Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta MetsolaZdjęcie: Philipp von Ditfurth/dpa/picture alliance

DW: Przed eurowyborami Jaume Duch (były rzecznik PE) powiedział mi, że przeciw UE toczy się wojna informacyjna. Co pani czuła jako matka i polityczka, gdy zobaczyła pani dezinformację w telefonie syna?

Roberta Metsola, przewodnicząca Parlamentu Europejskiego: Najpierw troskę: „Czy ta dezinformacja wpłynie na jego wybór? Czy szkoła nauczyła go odróżniać fakt od fikcji?”. Pomyślałam: „Jeśli to przydarzyło się chłopcu, którego matka kandyduje w wyborach, to jaki wpływ mogłoby mieć na osobę, która jest daleko od polityki?”.

Potem przyszła determinacja: naprawić to. Naprawić silnym prawem, które pozwoli nam na zdecydowane działania polityczne przeciw tym, którzy próbują w zasadzie podważyć system polityczny UE.

Na konferencji Campus Polska Przyszłości w Olsztynie narzekała pani jednak, że państwa członkowskie niezbyt się spieszą z wdrażaniem nawet najlepszych legislacyjnych odpowiedzi na problemy Unii.

Absolutnie.

Jakie kwestie są dla pani najważniejsze?

- Społeczna odpowiedzialność biznesu, równość płci (potrzebujemy więcej kobiet w różnych zarządach), przepisy dotyczące przemocy wobec kobiet – czy kobiety są wystarczająco chronione w całej UE? Patrząc z perspektywy kraju, z którego pochodzę – migracja.

Na Campusie powiedziała pani, że za każdą emigrancką historią jest człowiek. Równocześnie UE zaostrza prawo migracyjne, państwa członkowskie też, aby strefa Schengen przetrwała. Jak znaleźć równowagę między UE jako czempionem praw człowieka a Realpolitik, oznaczającą budowę „twierdzy Europa”?

- To nie jest łatwe pytanie. Właśnie dlatego, że UE nie potrafiła znaleźć tej równowagi, nasza polityka migracyjna od tak dawna była porażką. Mamy tyle różnych kontekstów narodowych, tak wiele granic lądowych i morskich. Na Campusie wypowiadałam się również jako obywatelka Malty – wyspy, do której brzegów próbują dotrzeć migranci. Nie jestem polityczką, która powie: „zróbmy tak, że Europa nie otworzy drzwi przed nikim”. Poznałam zbyt wielu ludzi, którzy nie mieli innego wyboru, jak wsadzić swoje dziecko na łódź, bo tam było bezpieczniej niż na lądzie.

Migranci w łodzi u wybrzeży Włoch
Migranci w łodzi na Morzu ŚródziemnymZdjęcie: Daniel Kubirski/picture alliance

W ciągu ostatnich pięciu lat wiele krajów UE tymczasowo przywracało kontrole na wewnętrznych granicach.

- Swoboda przemieszczania się w strefie Schengen jest święta i nienaruszalna. Ciężko o nią walczyliśmy. Kontrole na granicach wewnętrznych można rozszerzać tylko w ramach kompleksowej, zrównoważonej polityki migracyjnej, a nie takiej, która zrobi z danego kraju silos.

Przez lata organizowaliśmy szczyty z krajami graniczącymi z UE, mówiliśmy, że poświęcamy im uwagę, obiecywaliśmy inwestycje, jeśli przyjmą z powrotem migrantów. Myślę, że opracowanie bardziej spójnej polityki migracyjnej będzie wymagało rewolucji w polityce zagranicznej Unii.

Jak znaleźć drogę środka?

- Wierzę, że pakt migracyjny, który przyjęliśmy w marcu, może zadziałać jako droga środka. Z jednej strony – solidarność między państwami członkowskimi. Z drugiej – silna ochrona granic zewnętrznych, oczywiście różna na lądzie i na morzu. Odsyłanie tych, którzy nie kwalifikują się do ochrony, ale nie prowadzenie polityki migracyjnej oddzielnie od polityki sąsiedztwa i rozwoju.

Ale znowu – możemy mieć najlepsze prawa na papierze, a jeśli ich nie wdrożymy, to nigdy nie zadziałają, a obywatele poczują się oszukani.

Czy nie czuje pani bezsilności jako szefowa instytucji, która uchwala prawo, ale to od rządów krajowych zależy, czy zacznie obowiązywać? Nie chciałaby pani mieć jakiegoś symbolicznego kija baseballowego, aby zmuszać przywódców państw członkowskich do wdrożenia dorobku prawnego Parlamentu?

- Cóż, trochę tak postrzegam moją rolę. Mam bardzo dobre relacje z przywódcami państw członkowskich i konfrontuję ich z tym, że europosłowie są teraz wybierani w wyborach bezpośrednich.

Co ważne – premierzy krajów UE, czyli liderzy partii, podczas kampanii zobowiązywali się m.in. do lepszego wdrażania dorobku prawnego UE. Ilekroć pójdę na spotkanie Rady, lub razem z moimi współpracownikami spotkam się z którymkolwiek z przywódców, moim zadaniem jest i będzie trzymać ich za słowo.

W porządku, ale zacytuję „Time”: „Metsola chce, aby Parlament miał władzę, na którą wskazuje jego nazwa, i sam tworzył prawo”. Czy w kontekście wojny, migracji, zmian klimatu, Zielonego Ładu i trudności unijnej gospodarki widzi pani szansę na to, żeby Parlament wyszarpał kawałek unijnego tortu władzy?

- Powiedziałabym, że już to zrobiliśmy. Na przykład Europejski Akt o Wolności Mediów nie byłby możliwy bez nielegislacyjnego sprawozdania Parlamentu. Spójrzmy też na siłę, jaką PE ma w negocjacjach budżetowych, na przykład w pilnowaniu tego, że pieniądze trafią do Ukrainy. Dalej – programy ramowe dla krajów kandydujących do UE. Fundusze solidarności, programy Erasmus czy Horyzont Europa – bez PE wydatki na nie nigdy nie byłyby tak widoczne, tak skuteczne. Jeśli spytać o obszar, w którym z perspektywy legislacyjnej Parlament nie ma jeszcze kompetencji, to są to sprawy zagraniczne.

Największy aplauz od publiczności podczas spotkania w Polsce dostała pani za stwierdzenie, że powinno istnieć niepodległe państwo palestyńskie. Czy to oficjalne stanowisko Parlamentu Europejskiego?

- O rozwiązaniu dwupaństwowym mówimy w pewnym sensie od dziesięcioleci. Do jego realizacji niezbędne jest wolne i bezpieczne państwo palestyńskie, istniejące – w pokoju – obok Izraela. Zapomnieliśmy o tym po okrutnym ataku Hamasu 7 października 2023 r.

Ja dorastałam z palestyńskimi przyjaciółmi. Oni mają poczucie, że perspektywa dwóch państw jest odsunięta poza zasięg wzroku na kilka pokoleń. Z drugiej strony Izrael jest demokracją i w izraelskim społeczeństwie toczą się dyskusje na ten temat. A demokratyczna debata powinna obejmować wszystkich aktorów. Najbardziej martwi mnie jednak to, że wielu graczy na Bliskim Wschodzie po prostu tego nie chce. Na przykład Iran.

A rząd Netanjahu?

- Tak. Byłam w Knesecie dwa lata temu i to powiedziałam.

Ale to Komisja i państwa członkowskie ostatecznie sterują polityką zagraniczną UE.

- Nie patrzę tylko na zdolność PE do tworzenia prawa. Szukam sposobów, by to prawo zadziałało. Skoro to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, wymaga silniejszej reakcji politycznej i zwiększenia pomocy humanitarnej, to Parlament musi wykorzystać swoją elastyczność polityczną, której nie mają inne instytucje. A jeśli Komisja zwróci się do Parlamentu o głosowanie [cały skład nowej KE musi zostać zatwierdzony w Parlamencie – red.] między chwilą obecną a końcem roku, będą to nasze żądania w nadchodzących negocjacjach.

Przed nami grillowanie kandydatów na komisarzy w Brukseli. Czy nie będzie to pierwszy i ostatni moment, w którym komisarze powiedzą i zrobią to, czego chce od nich PE?

- Nie sądzę, aby ta Izba na to pozwoliła. Pierwszy raz uczestniczę w tym procesie jako przewodnicząca i chcę, aby wszyscy komisarze byli gotowi odpowiedzieć na trudne pytania posłów do PE zgodnie z ich portfolio. Oczekujemy ze strony przewodniczącej KE i wyznaczonych przez nią komisarzy podjęcia zobowiązań i będziemy ich z nich rozliczać.

Na konferencji prasowej z Ursulą von der Leyen po zatwierdzeniu jej przez PE na drugą kadencję stwierdziła pani, że widzi – po stronie Komisji – uznanie silniejszego Parlamentu i wolę współpracy z nim. Czy po ostatnich pięciu latach wierzy pani, że te instytucje będą współpracować?

- Jeśli te pięć lat coś nam pokazało, to to, że kiedy nie mieliśmy innego wyboru, to współpraca się pojawiła nawet w obszarach, w których kiedyś jej w ogóle nie było. W szczególności myślę tu o inwazji Rosji na Ukrainę i natychmiastowe działania, które musieliśmy podjąć. Współpraca – na poziomie politycznym i legislacyjnym – była świetna. Czy chciałabym jeszcze lepszej? Oczywiście. Czy oczekiwałabym od niektórych komisarzy większego szacunku dla Parlamentu? Jak najbardziej. Czy będę nalegała, by kolejne pięć lat było lepsze? Zawsze.

Ursula von der Leyen w Parlamencie Europejskim
Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der LeyenZdjęcie: Dursun Aydemir/Anadolu/picture alliance

Mamy urzędującą przewodniczącą Komisji i część komisarzy, ale będzie też wielu nowych. Będziemy ich rozliczać nie tylko na początku i na końcu kadencji. Parlament pozywał już inne instytucje UE do sądu, gdy brakowało szacunku i współpracy. Decyzje o tych pozwach podpisuję ja – bez wahania, bo mam do tego mandat. W nowej kadencji tego nie zmienię.

Dwa lata temu musiała pani uczestniczyć w akcji policji, która ujawniła skandal korupcyjny Qatargate. Byli w niego zamieszani wysocy rangą europosłowie. W 2024 r. była łotewska eurodeputowana została oskarżona przez prasę o szpiegostwo na rzecz Rosji. Nie pomogło to wizerunkowi Parlamentu. Jest pani pewna, że polityczna korupcja się już nie powtórzy?

- Zdaję sobie sprawę, że w wielu częściach świata, i bliżej, i dalej od UE, samo istnienie Parlamentu i jego posłowie są zagrożeniem. Całe życie walczyłam z korupcją – nie tylko w moim kraju, ale także w innych. I jeśli widzę, że mam prawdziwy problem, nie będę szukać wymówki, aby nic nie robić, tylko dlatego, że może się to powtórzyć.

Wtedy ja i moi współpracownicy zapoczątkowaliśmy reformy, dla których ciężko było znaleźć większość. Niektóre nowe regulacje są takie, jak chciałam, inne nie. Ale cieszę się, że ludzie w wyborach docenili te wysiłki. Oczywiście mam nadzieję, że korupcja się nie powtórzy, ale czy na pewno – tak nie powiem. Ale przynajmniej zbudowaliśmy zapory i zamontowaliśmy dzwonki alarmowe, aby wcześniej usłyszeć sygnały.

Wyniki wyborów – i reakcja wyborców na politykę UE ostatnich pięciu lat – oznaczają, że przez pięć lat będzie pani miała do czynienia z ogromną reprezentacją skrajnie prawicowych partii. Będą kąsać pani partię – EPL – z prawej strony politycznego spektrum. Czy tak podzielony Parlament da radę uchwalać przepisy i walczyć o ich wdrożenie w państwach członkowskich?

- Uważam się za część konstruktywnej proeuropejskiej większości, która chce budować, a nie niszczyć. I mam nadzieję, że ta większość, która wybrała mnie w 2022 r. i ponownie w 2024 r., utrzyma się i będzie przyjmować dobre prawo, rozliczać inne instytucje, ale też będzie dostosowywać się do wyzwań. Oczekuję więc budowania większości, a nie podziałów. Czy będzie trudniej? Tak, ale nie kwestionuję decyzji wyborców i jestem przekonana, że będziemy znajdywać potrzebne większości głosów. Choć europosłowie są indywidualnie odpowiedzialni za swoje działania, ja uważam się za przewodniczącą ich wszystkich i moim zadaniem jest zapewnienie, że w PE będą podejmowane decyzje.

Czy obejmuje to wyrzucenie europosłanki Diany Șoșoaki z sali plenarnej (za okrzyki i przeszkadzanie – red.)?

- Z reguły jestem dosyć cierpliwa. Może nauczyłam się tego jako matka czterech chłopców. Ale to nie była zwykła sesja plenarna. Przewodnicząca Komisji Europejskiej przedstawiała swój program. Ważne było, aby ta chwila nie została zakłócona przez osoby próbujące się wypromować. Co więcej – nie był to pierwszy przypadek. Ostrzegłam raz, potem drugi. Zasady to zasady.

Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>