Prasa o niemieckiej pomocy dla Ukrainy: „Chwyt PR-owy”
20 kwietnia 2022„Frankfurter Allgemeine Zeitung“ zauważa: „Gdyby Putinowi znowu nie udało się przebić na wschodzie Ukrainy, jego kampania na razie zakończyłaby się niepowodzeniem. (...) Według zachodnich szacunków rosyjskie wojsko wyciągnęło wnioski z błędów popełnionych na północy; także ze względu na ukształtowanie terenu należy się spodziewać raczej długotrwałych walk. (...) Rząd amerykański dostosował się do zmienionej sytuacji, dostarczając Ukrainie nowe systemy uzbrojenia, w tym haubice. Niemcy mają z tym nadal większe trudności. (...) Patrząc trzeźwo na obecną sytuację, należy uwzględnić jej dwa aspekty: z jednej strony Bundeswehra, która i tak jest słabo wyposażona, musi pozostać w gotowości operacyjnej; nikt bowiem nie wie, czy ta wojna nie rozprzestrzeni się na zachód. Po drugie zaś, państwa NATO powinny działać w sposób jak najbardziej skoordynowany, chociażby po to, by nie dać Moskwie żadnej okazji do wprowadzenia rozłamu w szeregach Sojuszu Północnoatlantyckiego”.
„Handelsblatt“ z Duesseldorfu analizuje: „Tuż przed Wielkanocą Scholz zapowiedział, że przekaże Ukrainie dwa miliardy euro na pomoc zbrojeniową. Po krytyce jego wstrzemięźliwej postawy w sprawie dostaw broni, chciał wprowadzić trochę świątecznego spokoju. (…) W rzeczywistości jednak ta jego zapowiedź nie jest niczym więcej niż figurą retoryczną. Owe dwa miliardy mają pochodzić z budżetu uzupełniającego. Zanim Bundestag je zatwierdzi, upłyną tygodnie. To dużo czasu, którego Ukraina nie ma. Gdyby rząd niemiecki chciał szybko pomóc Ukrainie, mógłby od razu przekazać jej te pieniądze. Byłoby to możliwe bez żadnych problemów formalnych, związanych z polityką budżetową. Dlaczego zatem rząd w Berlinie nie uczynił tego już dawno temu? Odpowiedź jest oczywista: więcej pieniędzy w ogóle nie pomoże Ukrainie. Dlatego rząd niemiecki chce powiązać swoją pomoc z różnymi projektami. W tej chwili najwyraźniej nie ma nic do zaoferowania Ukrainie, jeśli chodzi o broń. W związku z tym obietnica przekazania jej dwóch miliardów euro okazuje się wyłącznie chwytem PR-owym".
Według „Berliner Zeitung“: „Problemy związane z podejmowaniem decyzji, na które nie ma żadnej niezawodnej recepty, dawno już zostały wystarczająco opisane. Jest to tym bardziej przykre i niewygodne, że w debacie dominują zdecydowane poglądy pochodzące z szeroko pojętej psychopatologii. Wskutek tego wahanie się Olafa Scholza przeradza się w zwykłe tchórzostwo albo prowadzi do insynuowania mu, że chce w dalszym ciągu bronić, zawsze niesłusznej, przyjaznej wobec Rosji polityki uprawianej przez niemiecką socjaldemokrację. Nie można, niestety, wykluczyć, że w ostatnich tygodniach popełniono fatalne błędy polityczne. Jednak przyjęcie założenia, że podejmowanymi obecnie działaniami kierują niskie motywy, świadczy o porażającej wręcz pogardzie dla państwa. Zasadniczy zwrot w polityce, który zasługuje na to miano, opiera się na podstawowej, pragmatycznej zasadzie: First things first – najpierw należy zabrać się za to, co jest najważniejsze. Czyż nie powinna ona obejmować także debat społeczno-politycznych, które towarzyszą decyzjom?”
„Muenchner Merkur“ zaznacza: „Europa łączy i jednoczy się w obliczu zagrożenia. Szwecja, Finlandia, a nawet Szwajcaria i od dawna uchodząca za niezbyt pewną jako partner Turcja odkrywają właśnie (ponownie) wartość stabilnego zakotwiczenia na Zachodzie. Byłoby niebezpieczne, gdyby Niemcy, negujące dostawy broni na Ukrainę, wybrały inną drogę, a mianowicie drogę strategicznej dwuznaczności i milczącego porozumienia z Kremlem, utrzymanej w tradycji naiwnej i jednostronnej polityki Schroedera i Merkel, opartej niemal wyłącznie na interesach gospodarczych. Nadal jednak wielu obywateli i polityków w Niemczech działa tak, jak gdyby naprawdę uważali, że to nie Ukraina jest ofiarą tej wojny, lecz niemiecki dobrobyt, i że to nie bomby Putina, tylko ukraiński opór jest dla nich nie do zniesienia. Niemcy, odgrywające aktywną rolę, zdolne połączyć umiarkowanie z chłodną determinacją, najlepiej służą pokojowi w Europie”.
Zdaniem „Augsburger Allgemeine“: „To, co niedawno przedstawił kanclerz Scholz, może być nawet punktem zwrotnym w podwójnym sensie. Rząd zdał sobie wprawdzie sprawę z tego, że same dobre rady i odwoływanie się do kompasu moralnego nie wystarczą. Równocześnie jednak osiągnięto punkt zwrotny i wielu sąsiadów Niemiec patrzy teraz na nie innymi oczami. Przypomina to niemal baśń ‘Nowe szaty króla’. Świat kręci głową i dostrzega nagle ze zdumiewającą jasnością niemieckie słabości”.
„Nuernberger Nachrichten“ przestrzega: „Jesteśmy świadkami zdumiewającej debaty. W naszym kraju ci, którzy zawsze krytykowali albo odrzucali jakiekolwiek użycie broni, teraz twierdzą, że wszystko nie dzieje się wystarczająco szybko. Natomiast wojskowi, tacy jak Erich Vad i inni, ostrzegają przed dostarczeniem ciężkiej broni Ukrainie. W rezultacie tkwimy w strasznym dylemacie. Czy mamy udzielić pomocy Ukrainie, której w najgorszym razie grozi całkowite zniszczenie? Ależ tak, oczywiście! Ale jakie konsekwencje może mieć taka forma pomocy dla naszego kraju i w jaki sposób wpłynie na dalszy przebieg tej wojny? Jak można zapobiec jej eskalacji, o której Putin wielokrotnie wspominał? Tak jak poprzednio obowiązuje zasada, że należy uczynić wszystko, co możliwe, aby zapobiec wybuchowi wojny jądrowej, o której obecnie mówi się w nazbyt uproszczony i niefachowy sposób”.