Powrót proletariatu
30 sierpnia 2012Sprzątaczki, opiekunki osób starszych, kierowcy - wiele osób nie jest w stanie wyżyć ze swoich zarobków - nawet w bogatych Niemczech. Ludzie pracujący w sektorze usług nie cieszą się wielkim uznaniem. Socjologowie są zdania, że obecnie powstaje nowy proletariat.
55-letni Andreas Döhnert ciężko pracuje 40 godzin w tygodniu, kieruje dziesięcioosobowym zespołem zajmującym się sprzątaniem budynków. Mimo wszystko nie jest w stanie wyżyć ze swej pensji. - Dostaję 1050 euro netto. Przy tak wysokich czynszach jest to poniżej minimum egzystencji - twierdzi Döhnert - dlatego pracuję jeszcze dodatkowo w zakładzie opiekuńczym.
Alternatywą byłoby dla Döhnerta złożenie wniosku o wsparcie socjalne od państwa. Wtedy byłby jednym z 1,3 miliona beneficjentów otrzymujących od urzędu socjalnego wyrównanie i którzy mimo pracy na pół lub na całym etaci pobierają zasiłek dla bezrobotnych.
"Opieka, sprzątanie, serwis" tak brzmi formuła sektora usługowego, w którym pokładały nadzieje państwa uprzemysłowione. Społeczeństwo nie honoruje jednak tego typu pracy dobrym wynagrodzeniem.
Biedni mimo pracy
Friderike Bahl i Philipp Staab z Instytutu Badań Społecznych w Hamburgu przeprowadzili w ciągu trzech lat badania na temat sektora usług. Ich wyniki, opublikowane w bieżącym roku zasługują na uwagę. - W Niemczech mamy znowu do czynienia z proletariatem, który charakteryzują niskie wynagrodzenie, słabe zabezpieczenie socjalne, lub jego brak. Poza tym brak uznania społeczeństwa powoduje, że pracownicy branży usługowej odnoszą wrażenie, iż ich praca nie ma sensu - zaznaczają soocjolodzy z Hamburga.
- Sądzono, że problem klas społecznych został rozwiązany, jednak on znowu powraca - twierdzi Bahl. - Pierwotny proletariat jest nam znany z książek i filmów na temat rewolucji przemysłowej w XIX wieku - zaznaczają Bahl i Staab, szacujący liczebność nowego proletariatu usługowego na ponad milion osób. Zdaniem socjologów Döhnert zalicza się właśnie do tego kręgu osób. Od dwóch lat jest zatrudniony u swojego obecnego pracodawcy na okres próbny. Już cztery razy przedłużono mu umowę o kolejne sześć miesięcy. - Długoterminowe planowanie życia jest dla mnie po prostu niemożliwe - przyznaje Döhnert.
Pracodawcy: Płacimy przecież minimalne stawki
Działacze związku zawodowego Ver.di nie są zaskoczeni najnowszymi wynikami badań. - Od lat wskazujemy na niedociągnięcia w sektorze usługowym - mówi rzecznik Ver.di Jan Jurczyk. - Pracownicy cierpią z powodu coraz gorszych warunków pracy - dodaje.
Zrzeszenie pracodawców sektora usługowego odrzucaja jednak takie "ogólnikowe zarzuty". Jedna z rzeczniczek twierdzi, że w branży obowiązują minimalne stawki dla pracowników bez kwalifikacji - 8.82 euro na zachodzie i 7,33 euro na wschodzie Niemiec. - To nie są stawki, których trzebaby się wstydzić - zaznacza.
Andreas Döhnert liczy na podwyżkę, by móc zrezygnować z drugiej pracy. Zasadniczo od strony prawnej wszystko się zgadza. Wynagrodzenie wynika z taryfikatora płac, twierdzi forma, w której jest zatrudniony sprzątacz. Klauzula o czasie próbnym w jego umowie była "niepoprawna" - przyznano. Następnego dnia Döhnert znalazł w skrzynce na listy umowę o pracę na czas nieokreślony.
dpa/ Patrycja Osęka,
red.odp.: Małgorzata Matzke