1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jaka była NRD?

8 października 2009

Zjednoczenie, przełom i czas który nastał - tymi tematami zajmuje się pisarz Ingo Schulze. W wywiadzie dla DW autor przedstawia NRD z własnej perspektywy oraz zajmuje się zjawiskiem „zanikania Zachodu”.

https://p.dw.com/p/GEsG
Pisarz Ingo Schulze
Pisarz Ingo SchulzeZdjęcie: PA/dpa

DW – World.DE: Jak postrzega pan NRD, jaki byłby to obraz?

Ingo Schule: Jaki miałby to być obraz? Byłyby to duże ilości książek, dużo starych kamienic, relatywnie wiele czasu i liczne spotkania w mieszkaniach. Jestem przekonany, że takie prywatne pomieszczenia, mieszkania, kuchnie, lecz również spacery były czymś bardzo znamiennym. Również to, że aby się spotkać, trzeba było długo się umawiać. Bywało też tak, że spontanicznie dzwoniło się do drzwi z nadzieją, że się kogoś zastanie. Jednak wszystkie te uogólnienia stają się z czasem stereotypami myślowymi.

Wspomnienia o NRD stały się ponownie tematem w niemieckich felietonach. Tygodnik „Die Zeit” napisał: „Niemcy mają trudności z pamięcią. Albo się kłamie, albo przemilcza, lub sprzecza”. Zgadza się Pan z tym?

Odbudowany kościół Frauenkirche w Dreźnie
Odbudowany kościół Frauenkirche w DreźnieZdjęcie: AP

Każde nowe doświadczenie pozwala spojrzeć na przeszłość inaczej. Naturalnie są doświadczenia, które sobie przeczą, które pozostają do siebie w opozycji. Nie ma jednej prawdy. Dlatego uważam, że bardzo dobrze, że istnieje sztuka: w opowiedzianej historii, w wierszu czy sztuce teatralnej mogą stać obok siebie różne prawdy. Właściwie piszę datego, że nie chcę dostarczać więcej uogólnień.

NRD przestała realnie istnieć. Kiedy spaceruje Pan po Dreźnie, mieście swego dzieciństwa, co przypomina Panu jeszcze kraj z tamtych lat ?

Przed dwoma laty pojechałem do Drezna. Nie uprzedziłem przyjaciół o swoim przyjeździe, ponieważ chciałem sam pochodzić po mieście. Oniemiałem. Nigdy nie dawałem datków na kościół Frauenkirche, ale lubiem jego sylwetkę. I kiedy stałem przed odrestaurowanym gmachem, pomyślałem: „ Boże, to ma być centrum Drezna?” Ale o wiele gorsze było to, co powstało wokół - betonowy Disneyland z gipsową fasadą dla turystów. Nagle zauważyłem, że to czego nie lubiłem w Dreźnie: mieszanki baroku z wpływami stalinowskimi było jakąś architekturą, z której dało się odczytać określony czas. Aktualnie usiłuje się zbudować w centrum miasta bajkowy świat pod turystów, w celach czysto komercyjnych. To czego nigdy nie postrzegałem jako architekturę nagle przewartościowano i otrzymało prawie ludzkie oblicze.

Krytykował Pan, że architektura stara się nawiązać do starych czasów, pomijając jednocześnie narodowy socjalizm i okres NRD. Czy żeby przypomnieć enerdowskie czasy należałoby postawić znowu pomniki Lenina?

Jestem zadowolony z faktu, że one zniknęły. Ale zburzenie Pałacu Republiki w Berlinie uważam za absurd. W mieście tym wyczuwam formalną nienawiść do modernizmu. Odnosi się wrażenie, że najlepiej byłoby przeskoczyć z okresu cesarstwa od razu do wielkiej Bundesrepubliki. I tendencję tę można zauważyć w najdrobniejszych szczegółach. Zaznaczam, że nie chodzi mi o to, żeby kultywować podupadłe stare kamienice lub ślady kul w murach. Można nawet przeboleć fakt, że w Berlinie bardzo wiele się wyburza. Ale to co przychodzi w zamian jest wręcz niebezpieczne. Znikają miejsca publiczne, które zastępują obiekty o charakterze komercyjnym. Spójrzmy na Plac Poczdamski. Nie ma tam w ogóle Berliczyków, są wyłącznie turyści. Miejsca publiczne rozdano prywatnym firmom. A przecież zadaniem demokracji jest zapewnie takich miejsc. Naturalnie w NRD miało to zawsze taki oficjalny charakter. Jednakże w naszych czasach, kiedy jest możliwość stworzenia miejsc publicznych, wchodzi komercja, która ludzi degraduje do roli konsumenta.

Neonowy napis "zwątpienie" na pałacu republiki w Berlinie
Pałac Republiki w Berlinie przed zburzeniemZdjęcie: dpa Zentralbild

Powiedział Pan kiedyś, że zanikanie Wschodnich Niemiec nie jest dla Pana aż takim problemem jak zanikanie Niemiec Zachodnich. Jak należy to rozumieć?

Chodzi mi o ekonomizację wszystkich obszarów życia. Trudno mi jest powiedzieć z własnego doświadczenia, jak było na Zachodzie w latach siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych. Ale z tego co słyszałem, był tam zupełnie inny standard życia, inna świadomość jeśli chodzi o sprawiedliwość społeczną. Od 1990 roku, odkąd znam nieco Zachód, zauważam postępującą ekonomizację, a polityka znajduje się w odwrocie. Dlaczego niemiecka kolej nie może być dobrem dla obywateli tego kraju? Można by było obniżyć ceny biletów i w ten sposób zbudować ekologiczną aternatywę? Dlaczego kolej musi jeszcze przynosić zyski? Jest wiele rzeczy, które mi się w aktualnej fazie rozwoju nie podoba i budzi wręcz moją wściekłość.

Ingo Schulze urodził się w 1962 roku w Dreźnie i jako wolny autor mieszka w Berlinie. Powieść „Simple Storys”, dotycząca niemiecko-wschodniej prowincji, która ukazała się w 1998 roku była długo oczekiwana przez krytyków. Nowa książka, tragikomedia „Adam und Evelyn" dotycząca okresu przełomu w 1989 roku uzyskała nominację do nagrody za rok 2008.

Rozmawiała Gabriele Schaaf /aj/ML