1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Otwarcie rynku pracy nie rozwiąże wszystkich problemów

27 kwietnia 2011

Na liberalizację był najważszy czas, twierdzi Ralf Geruschkat, kierowniki działu ds. polityki gospodarczej Izby Handlowo-Przemysłowej w Berlinie w rozmowie z Andrzejem Stachem

https://p.dw.com/p/11483
Die Gewerkschaftsfuehrer Dietmar Hexel, DGB Vorstand, Juergen Peters, IG Metall Vorsitzender, Frank Bsirske, ver.di Vorsitzender, und Michael Sommer, DGB Vorsitzender, von links, fuehren eine Demonstration von rund 40.000 Gewerkschaftern gegen die EU-Dienstleistungsrichtlinie an in Berlin am Samstag, 11. Februar 2006. (AP Photo/Markus Schreiber) ----German Union leader, Dietmar Hexel, Juergen Peters, Frank Bsirske and Michael Sommer, from left, heading a demonstration of about 40.000 union members against a controversial EU bill, known as the 'Bolkestein directive', in Berlin on Saturday, Feb. 11, 2006. (AP Photo/Markus Schreiber)
Niemcy obawiali się dumpingu płacowego - protesty w 2006 r.Zdjęcie: AP

DW: Jak ocenia Pan zapotrzebowanie w Berlinie na pracowników z nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej po otwarciu niemieckiego rynku pracy 1 maja tego roku?

R.G.: Olbrzymia większość berlińskich przedsiębiorców oczekuje pozytywnych efektów otwarcia niemieckiego rynku pracy. Już teraz poszukują nowych rąk do pracy i mają nadzieję, że dzięki temu znajdą dobrze wykwalifikowanych pracowników. Dlatego są zadowoleni z decyzji o liberalizacji unijnego rynku pracy. Należało to zrobić już znacznie wcześniej. Szczególne zapotrzebowanie występuję w branży usługowej, głównie w gastronomii, ale i w przemysłowej. Pokazują to nasze badania. Niemniej nie sądzimy, by napływ pracowników z tych krajów całkowicie rozwiązał problem braku wykwalifikowanych specjalistów. Nie oczekujemy bowiem nazbyt wielkiego napływu siły roboczej z nowych krajów członkowskich, ponieważ inne kraje unijne już dawno otworzyły dla nich swoje rynki pracy. Poszukujący pracy za granicą już się tam znajdują albo są w drodze. Dlatego najwyższy czas na liberalizację niemieckiego rynku pracy.

DW: Na pierwszym miejscu zapotrzebowania na pracowników wymienił pan usługi. Czy mógłby pan określić to nieco dokładniej?

R.G.: Berlin jest stolicą usług w Niemczech. Gospodarka miasta jest mocno zdominowana przez ten sektor: od usług dla przedsiębiorstw, poradnictwa i serwisu, do gospodarstw domowych i osób prywatnych. Wszystko to zajmuje ważną pozycję w gospodarce Berlina. Cała ta sfera usilnie poszukuje pracowników.

DW: Na terenie nowych krajów związkowych łącznie z Berlinem występują obawy przed zalewem taniej siły roboczej i ostatecznym pozbawieniem przez to szans obywateli niemieckich od lat pozostających bez pracy.

R.G.: Nie wierzę, że liczba osób szukających pracy za granicą jest tak duża, by mogła spowodować negatywne efekty na naszym rynku pracy. Zwiększona konkurencja nie jest zła. Niemieccy pracobiorcy powinni zdobywać nowe kwalifikacje i kształcić się, gdyż tylko tak mogą uwolnić się od wieloletniego bezrobocia. Konkurencja ożywia interes, Europa coraz bardziej się jednoczy i jest to pozytywne. Poza tym z przeprowadzonych przez nas badań wynika, że przedsiębiorcy berlińscy mają neutralne oczekiwania wobec otwarcia rynku pracy. Nie oczekują ani zbytnio negatywnych, ani bardzo pozytywnych skutków tego posunięcia. Taką opinię wyraziło 76% zapytanych przez nas przedsiębiorców w Berlinie. Czyli nie ma żadnych powodów do bicia na alarm.*

*Patrz wybrane wyniki ankiety.

Wybrane wyniki ankiety nt. przewidywanych skutków otwarcia rynku pracy dla gospodarki berlińskiej przeprowadzonej w styczniu br. na zlecenie Izby Przemysłowo-Handlowej w Berlinie

Nikłe względnie neutralne skutki liberalizacji rynku pracy dla gospodarki w berlińskiej przewiduje 76 proc. miejscowych przedsiębiorców. Zauważalne jest przy tym, że małe przedsiębiorstwa zasadniczo pozytywniej oceniają to, niż duże. Różnice występują też w zależności od branży. W sferze usług, przemysłu, a przede wszystkim gastronomii pozytywne oczekiwania przeważają nad negatywnymi. Odwrotne tendencje występują szczególnie w budownictwie oraz w handlu, gdzie zaledwie 1/3 przedsiębiorców zainteresowana jest pracownikami z nowych krajów członkowskich.

Tylko 5 proc. wszystkich przedsiębiorców w Berlinie podjęło ze swej strony kroki w celu zatrudnienia pracowników z nowych krajów Unii. W hotelarstwie wskaźnik ten był najwyższy i wyniósł 10 proc. Natomiast olbrzymia większość nie przewiduje aktywnego działania w tej kwestii.

We wszystkich branżach gospodarki berlińskiej zainteresowanie kształceniem pracowników z nowych krajów Unii jest dość małe. Jedynie w hotelarstwie liczba przedsiębiorstw oferujących miejsca nauki zawodu przewyższa liczbę przedsiębiorstw, które tego nie planują. Największy wskaźnik negatywny rzędu 75 proc. występuje w handlu.

rozmowę przeprowadził Andrzej Stach

red.odp.: Małgorzata Matzke