Od kolekcji do prywatnego Muzeum Polskiej Sztuki
28 kwietnia 2016DW: By zbierać sztukę trzeba mieć duszę artysty? Czy była to zwyczajna inwestycja?
Dowodem na to, że nie jest to inwestycja jest chociażby fakt, że dotąd sprzedałem tylko dwie prace. Ale nie dla zysku, lecz dlatego, że nie pasowały do moich zbiorów.
Kiedy zaczęła się ta zbieracka pasja?
Po maturze w 1976 roku poszedłem na studia geograficzne do Krakowa. Mieszkając w takim mieście trudno nie zarazić się sztuką i ładną architekturą. Zacząłem zaglądać do antykwariatów, bywać w Sukiennicach w muzeum i w pewnym momencie postanowiłem zbierać sztukę dla siebie.
Miałem w Niemczech ojca i siostrę i wtedy dobry stosunek marki do złotego pozwalał mi nabywać małe grafiki i rysunki. Zacząłem od sztuki młodopolskiej, od Jana Matejki i Stanisława Wyspiańskiego.
Finansowe możliwości skończyły się kiedy zacząłem studiować medycynę w Bonn. Regularnie jeździłem do kraju śledząc nowości na rynku sztuki. W tym czasie zainteresowałem się awangardą lat 20-30-tych oraz polską sztuką współczesną. Moimi nauczycielami byli właściciele galerii, muzea i książki o sztuce. Odwiedzałem już wtedy artystów w ich pracowniach. Dość wcześnie poznałem właściciela domu aukcyjnego Agra-Art Konrada Szukalskiego. Rozmawialiśmy dużo o sztuce i do dzisiaj przyjeżdża on co roku do Recklinghausen i razem jeździmy do Maastricht na targi sztuki.
Twoja kolekcja zawiera ponad 600 eksponatów. Według jakiego klucza, według jakiej koncepcji je zbierałeś?
Zawsze kupuję to, co mi się podoba. Jakiś wpływ mają też artykuły w fachowych czasopismach, literatura oraz spotkania z marszandami. Kiedy zacząłem kupować prace awangardzisty Władysława Strzemińskiego, nikt się nim w Polsce nie interesował. Podobnie było w przypadku graficzki i rzeźbiarki Aliny Szapocznikow. Kupowałem ich prace za symboliczne ceny. Największym przeżyciem było poznanie artysty-malarza Edwarda Krasińskiego. Wtedy słynny motyw niebieskiego paska w jego obrazach nie budził wielkich emocji. Obecnie artyści ci są w cenie i to była udana inwestycja. Chociaż żona zawsze poddaje to w wątpliwość mówiąc: „co to za inwestycja jak i tak tego nigdy nie sprzedasz”.
Eksperci mówią o Twojej kolekcji, że panuje w niej równowaga emocji i intelektu i że wybierasz prace wyciszone, kontemplacyjne. Taki jest Werner Jerke, taka jest właśnie jego wrażliwość?
Nie wszystkie prace są kontemplacyjne. Sam jestem miłośnikiem prac emocjonalnych, pełnych ekspresji. Zawsze starałem się kupować takie, które w danym okresie zaliczane były do awangardy. Konstruktywizm Władysława Strzemińskiego jest dzisiaj czymś normalnym, ale w latach dwudziestych był nowym zjawiskiem. Jeśli chodzi o Wilhelma Sasnala, dzisiaj po tylu latach, wielu artystów próbuje go naśladować. A przecież, kiedy zaczynał tworzyć swój styl, był czymś zupełnie nowym.
Praca o szczególnym znaczeniu, kupiona w wyjątkowych okolicznościach?
Kolekcjonera powinna cechować cierpliwość. Na niektóre prace czekałem aż 10 lat. Było ich kilka poza Strzemińskim i Katarzyną Kobro, bo to para artystów należąca do światowej czołówki, ale jeszcze niedoceniona na świecie. Zakup ich prac był dla mnie ogromnym wydarzeniem. Z bardziej współczesnych artystów za wyjątkowego uważam Edwarda Krasińskiego. Odwiedziłem go w pracowni. Rozmowa miała trwać kilka minut, a przegadaliśmy 3 godziny. Kupno jego obrazów i cała atmosfera z tym związana była dla mnie właśnie czymś wyjątkowym.
Wciąż uzupełniasz swój kolekcję? Co żona na to?
Pasja kolekcjonerska staje się niemalże chorobliwym uzależnieniem. U nas to jak jazda samochodem. Ja dodaję gazu, a żona siedzi przy hamulcu. I dobrze, że tak jest, bo gdybym nie miał tego hamulca w postaci Dagmar, to mieszkałbym pewnie w namiocie, albo miałbym jeszcze większe muzeum.
W którym momencie doszedłeś do wniosku, że Twoja prywatna kolekcja stanie się kolekcją publiczną?
Bardzo wcześnie zacząłem wypożyczać prace na wystawy. Takim wyjątkowym momentem była wystawa Aliny Szapocznikow w muzeum MoMA w Nowym Jorku. Były na niej również dzieła z mojej kolekcji i byłem z tego bardzo dumny. To był dla mnie, jako kolekcjonera, rodzaj chrztu.
W ogóle uważam, że kolekcjonerzy nie są właścicielami posiadanych przez nich dzieł sztuki. Tylko przez pewien czas pozostają one w ich rękach, bo po nich przejmie je ktoś inny. Dlatego kolekcjonerzy są zobowiązani udostępniać własne zbiory i dzielić się nimi ze społeczeństwem, a nie tylko trzymać je w domu czy przechowywać w sejfach.
Czy budowa pierwszego w Niemczech prywatnego Muzeum Polskiej Sztuki w Recklinghausen była dla Ciebie wielkim wyzwaniem?
Tak, nie tylko merytorycznym, lecz również finansowym. Jest ono finansowane w całości z naszych prywatnych środków. Może dobrą alternatywą byłoby kupienie domów z jachtem na Majorce albo na Lazurowym Wybrzeżu. Ale my zdecydowaliśmy się z żoną na budowę muzeum.
Wielokrotnie podkreślałeś, że ta budowa jest projektem Twego życia.
Uważam się za szczęśliwego człowieka. Spełniłem moje marzenie udostępnienia innym mojej własnej kolekcji. Muzeum Sztuki Polskiej będzie moją spuścizną. Mam nadzieje, że kiedyś moje obie córki poprowadzą je jako fundację Jerke-Art-Foundation. W jej ramach zorganizowano już kilka spotkań z dobrymi polskimi artystami, np. z Ewą Ciepielewską z grupy artystycznej „Ładnie”. Fundacja będzie też odpowiedzialna za program wystawienniczy. Oprócz wystaw czasowych przewidujemy wystawy przeniesione en bloc z Warszawy, z Krakowa czy z Wrocławia do Recklinghausen, by popularyzować nie tylko polską sztukę, lecz konkretnych artystów. Zamierzamy nadal popierać młode talenty. Przez kilka lat wraz z żoną organizowaliśmy cykl spotkań artystów sztuki konkretnej, który prowadziła zaprzyjaźniona prof. Bożena Kowalska. Obecnie zadania te przejmie fundacja.
Muzeum Polskiej Sztuki w Recklinghausen otworzyło swe podwoje. Czas dla Wernera Jerke na odpoczynek?
Wiemy, że najpiękniejsza jest sama droga do celu. Cel jest osiągnięty, ale to jeszcze nie koniec. Kiedy przestanę pracować jako okulista i przejdę na emeryturę, nie zamierzam siedzieć w domu, chcę dalej żyć sztuką i dla sztuki.
rozmawiała Alexandra Jarecka
*Werner Jerke - z wykształcenia lekarz-okulista, urodził się w Pyskowicach na Górnym Śląsku. Od 1981 r. mieszka w Niemczech w Recklinghausen. Swoją kolekcję zaczął tworzyć już w trakcie studiów medycznych w Bonn.
24 kwietnia b.r. kolekcjoner otworzył przy ulicy Johannesa Janssena w Recklinghausen Muzeum Polskiej Sztuki, prezentujące unikatowe dzieła polskiej awangardy lat 20-tych oraz polskiej sztuki neoawangardowej po 1960 roku. Okno na drugim piętrze zaprojektował Wojciech Fangor, jeden najwybitniejszych polskich malarzy współczesnych.