1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

O polskich wypędzonych w Die Welt, 16.01.2010

16 stycznia 2010

Miliony wypędzono po 1945 roku ze wschodniej Polski na zachód. Wielu z nich przybyło na Pomorze, gdzie wcześniej mieszkali Niemcy. Los polskich wypędzonych był lata całe tematem tabu.

https://p.dw.com/p/LXes
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Gerhard Gnauck, wieloletni korespondent gazety Die Welt w Polsce, zajmuje się w dzisiejszym artykule polskimi wypędzonymi z ziem wschodnich: dzisiejszej Litwy, Białorusi i Ukrainy. Po 1945 roku, pisze Gnauck, nie tylko Niemcy, lecz także Polska straciła swoje tereny na wschodzie. Tym sposobem ZSRR zyskał 180 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni. Rozwiązanie przy tym kwestii polskiej ludności było stosunkowo proste. Mogli wybierać albo Polskę, albo Syberię. Michał Boratyński, którego losy zaprezentował Gnauck w swoim artykule, pochodzi z Litwy, a od 1945 roku mieszka w Słupsku. W jego opinii wypędzenia Polaków miały inny charakter niż wypędzenia Niemców. Po 1939 roku polska ludność na wschodzie zdążyła już zasmakować sowieckiej, potem niemieckiej i znowu sowieckiej okupacji. „Dobrowolna“ ewakuacja polskiej ludności będąca wynikiem polsko-sowieckich ustaleń z 1944 roku miała inny charakter niż oficjalnie podawano. Już wcześniej sowiecka bezpieka deportowała dziesiątki tysięcy Polaków na wschód. Dlatego z obawy przed szykanami, konfliktami etnicznymi oraz zagrażającą kolektywizacją, ruszali z Litwy na Mazury i Pomorze, a z Ukrainy na Śląsk. Do końca 1946 roku 1,3 miliona Polaków przybyło w transportach ze wschodu na byłe wschodnie tereny Niemiec. Kolejne ćwierć miliona dotarło tam drogą okrężną, przez Syberię. Do tego dołączyli ci, którzy wracali z robót przymusowych lub niewoli.

Wypędzeni, ale nie rewizjoniści

Przez czterdzieści lat komunistycznego reżimu wszelkie wspomnienia dotyczące przeszłości i starej ojczyzny były tematem tabu. Po przełomie politycznym w maju 1989 roku i rozpadzie Związku Sowieckiego, Polska otrzymała trzech nowych sąsiadów: Litwę, Białoruś i Ukrainę, których terytoria obejmują dawne polskie tereny. Obawa, że może na tym tle dojść do konfliktów, okazała się nieuzasadniona. Było to w dużym stopniu zasługą urodzonego na Białorusi, a żyjącego wtedy w Paryżu, wybitnego publicysty, Jerzego Giedrojcia - przypomina Gerhard Gnauck. To on nadał wówczas ton polskiej polityce zagranicznej, która stawiała na pojednanie, zamiast na resentymenty i roszczenia. W ten sposób, reasumuje niemiecki korespondent, nigdy nie doszło w Polsce po 89 roku do przejawów granicznego rewizjonizmu. Jednak tęsknota za rodzinnymi stronami u wypędzonych jest wielka i Polacy z Wołynia domagają się głośno, by masakrę wołyńską z lutego z 1943 roku uznać za ludobójstwo. Jednak nawet prezydent Lech Kaczyński, podkreśla Gnauck, unika w tej sytuacji mocnych słów. Wraz z prezydentem Juszczenką zdecydowali się raczej na wystawienie w obu krajach pomników poświęconych pamięci zamordowanych w obu państwach.

Kontakt z kresami

Tymczasem powstały liczne towarzystwa, nawiązujące do ziem wschodnich, między innymi Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Grodna, które założył Michał Boratyński, a które liczy dzisiaj 800 członków. Jednak towarzystwa te nie są tak prężne, jak związki wypędzonych w Niemczech. Nie mogą też, w przeciwieństwie do niemieckich organizacji, liczyć na finansowe wsparcie ze strony państwa. Jeśli chodzi o politykę Eriki Steinbach, polskie towarzystwa dystansują się od niej. Jak zapewnia Michał Boratyński, towarzystwom nie chodzi o mieszanie się do polityki, lecz o pielęgnowanie kontaktów z dawnymi polskimi regionami. A jeśli chodzi o dawną własność ziemską (rodzina Boratyńskich posiadała 600 hektarów pod Wilnem) to dawno zrezygnował on z jakichkolwiek roszczeń. Jednak nie wszyscy polscy wypędzeni myślą tak jak Michał Boratyński. Jeden z nich złożył skargę do Trybunału w Strasburgu i w 2004 roku przyznano mu prawo do odszkodowania w wysokości 20 procent wartości utraconego na wschodzie mienia. Obecnie w Trybunale znajduje się 50 tysięcy podobnych wniosków. Ich pozytywne rozpatrzenie może spowodować, że polski rząd będzie musiał zapłacić co najmniej kilkaset milionów euro tytułem odszkodowań.

Welt/Aleksandra Jarecka

red. odp. Jan Kowalski / du