O Polsce na łamach prasy niemieckiej, środa, 20 kwietnia 2011
20 kwietnia 2011Polacy, złodzieje samochodów, to było wczoraj. Polacy, pozbawieni skrupułów handlarze śmiercionośnymi grzybami, to temat na dzisiaj. W każdym razie dla Michaela Ludwiga, który zamieścił na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung korespondencję z Homla.
„Grzyby z „Polski““ to tytuł relacji. Jej tematem jest właściwie plan budowy białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu, nad granicą z Litwą. Kwestia „świecących grzybów“ pojawia się w zasadzie w tytule i... w końcowym akapicie: „W Wietce, na skraju poważnie skażonego obszaru na północny wschód od Homla ludzie opowiadając, że rok w rok, niczym szarańcza, pojawiają się tam polskie ciężarówki i odjeżdżają obładowane jagodami i grzybami. Później produkty te – zaopatrzone w polskie certyfikaty przydatności do spożycia – rzucane są na białoruski rynek. Być może nie tylko białoruski“ – spekuluje autor.
Niemcy, jako jedno z ostatnich państw Unii, uwolniły rynek pracy.
Z kolei TAZ narzeka: „Nie będzie polskich pielęgniarzy“:
„Od 1 maja mogą pracownicyCe z ośmiu wschodnich państw UE, wśród nich z Polski, Czech, Słowenii pracować w całej UE (w wielu państwach UE np. Polacy mogą pracować leganie już od lat, dop. red.) legalnie, opłacając składki na ubezpieczenie socjalne. Tego dnia wchodzi w życie ustawa o swobodzie wyboru miejsca pracy. Nie dotyczy to jednak na razie profesjonalnych pielęgniarzy, bowiem Niemcy nie uznają ich dyplomów“. Oznacza to, że wysoko wykwalifikowani specjaliści z zagranicy mogą pracować „jedynie jako personel pomocniczy. Mogą oni wprawdzie pracować w szpitalach, usługach pielęgnacyjnych czy w gospodarstwach domowych, ale – na skutek nie uznanych dyplomów - tylko jako personel pomocniczy lub domowy. Wpływa to też na płace: pomoc otrzymuje 8,50 euro na godzinę w zachodnich Niemczech, 7,50 we wschodnich. Natomiast pielęgniarz z cenzusem zarabia miesięcznie od 2100 do 2300 euro. (...) Na skutek zaistniałej sytuacji nie ma co liczyć na napływ pielęgniarzy z zagranicy. Steffen Ritter z BPA (Federalne Zrzeszenie Prywatnych i Ambulatoryjnych Placówek Opiekuńczych) podejrzewa, że fachowcy z zagranicy udadzą się raczej do Szwajcarii, Austrii czy do państw skandynawskich: „tam świadectwa są uznawane już teraz“.
Tygodnik Zeit wysłał korespondenta do Żytawy, powiatowego miasta na najdalszym wschodzie Niemiec – u zbiegu granic z Polską i Czechami. Gazetę zainteresowała giełda pracownicza – Job Speed Dating.
Kolja Rudzio, korespondent hamburskiego tygodnika, opisuje nadzieje i obawy organizatorów giełdy pracowników. Czy pojawią się tłumy? A może nikt nie przyjedzie? Zaskakuje, że na wschodzie Niemiec, gdzie panuje wysokie bezrobocie, występuje brak rąk do pracy: „Ekonomiści definiują sytuację, w której wolne stanowiska pracy nie mogą przyczynić się do zmniejszenia bezrobocia, jako „mismatch“ (niedopasowanie). Na stoisku obok kadrowa z Diakoniewerk Oberlausitz (protestancka organizacja charytatywna, dop. red.) opowiada, jak trudno jest znaleźć profesjonalnych pielęgniarzy. Mamy wprawdzie własną szkołę zawodową, ale nikt się dotąd nie zgłosił, opowiada. Teraz liczą na Polaków i Czechów“.
Andrzej Paprzyca
red. odp.: Małgorzata Matzke