Niemiecka prasa: papież zbyt łagodnie obchodzi się z kubańskim reżimem
29 marca 2012Frankfurter Allgemeine Zeitung zastanawia się, dlaczego "dysydenci, którzy cieszą się na Kubie bardzo ograniczoną wolnością, nie usłyszeli od papieża i jego świty ani jednego słowa uznania czy otuchy, o spotkaniu już nawet nie wspominając. Samemu Benedyktowi w kwestii praw człowieka do głowy wpadła tylko wolność religii. W tej kwestii można faktycznie mówić o pewnej poprawie w okresie minionych 14 lat, od momentu gdy w roku 1998 jego poprzednik Jan Paweł II jako pierwszy papież odwiedził Kubę. Ale jeżeli - a tak się twierdzi - w rozmowie z Raulem Castro chodziło tylko o to, by Wielki Piątek został znów uznany za dzień wolny od pracy, to z kubańskiego punktu widzenia ta misja została świetnie spełniona".
Berliner Zeitung uważa, że "Papież w swojej podróży trzymał się tylko rytuałów i nie chciał spojrzeć rzeczywistości w oczy. Czy w prawicowym Meksyku czy na lewicowej Kubie, papież rozmawiał tylko z prezydentami, byłymi prezydentami i najwyższym duchowieństwem. W Meksyku nie było żadnego spotkania z przedstawicielami marginalnych grup społeczeństwa czy z działaczami na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. A przecież dysydentom przydałoby się kilka słów otuchy i wsparcia".
Rhein-Neckar-Zeitung pisząc o wizycie papieża na Kubie pyta: "Dlaczego socjaliści nie padli przed nim na kolana? Ale powoli, powoli, kiedy sięga się po przykłady z historii. Moc, jaką miała polska Solidarność w 1980 roku, ujawniła się dopiero 10 lat później. Fakt, że przywódca robotników, będący gorliwym katolikiem, dał silne impulsy dla obalenia muru, można skonstatować dopiero w retrospektywie, kiedy uznano to za zwycięstwo Kościoła nad ateistycznym komunizmem. Podobnie sprawy mogą przebiec na Kubie. Papież Jan Paweł II próbował w 1998 roku za pomocą religii wesprzeć proces erozji socjalistycznej dyktatury. Tylko wyniki są jak dotąd dość mierne".
Muenchner Merkur zaznacza, że "kiedy Fidel Castro w 1998 roku przyjmował papieża Jana Pawła II w Hawanie robił to przede wszystkim dla wypolerowania swego mocno podupadającego wizerunku. Dla Kubańczyków-chrześcijan niewielkie przyniosło to zmiany. Fakt, że Fidel 'zajął Benedyktowi XVI kilka cennych minut' też było tylko czczym gestem. Castro, którego sposób myślenia osadzony jest kompletnie w przeszłości, i który od dziesięcioleci doprowadza do wściekłości Amerykanów, już się nie zmieni. Nawet nie dla papieża".
Nordbayerischer Kurier twierdzi, że "wizyta papieża na Kubie była ciągłym dyplomatycznym lawirowaniem. Z jednej strony z jego ust powinny były paść wyraźne słowa na temat sytuacji praw człowieka. Z drugiej strony nie bez powodu trzeba było żywić obawy, że tak dosadne słowa wywołałyby bardzo jednoznaczną reakcję. Widać to było już po tym, jak uparty jest kubański reżim, który odrzucił słowa papieża nawołującego do odnowy Kuby. Tak więc kubański Kościół musi żyć z dylematem: wierzy on, że powolne zmiany można osiągnąć przez dyplomację i przymila się władzy. Kiedy tuż przed wizytą dysydenci okupowali kościół, kardynał Hawany wezwał policję i poprosił tylko, aby dysydentów nie stawiano przed sądem. Można tylko westchnąć: zmiłuj się Panie! I mieć nadzieję, że kubański reżim będzie wkrótce prosił o ostatnie namaszczenie".
Małgorzata Matzke
Red.odp.: Bartosz Dudek