1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Prasa w RFN o wyborze premiera Turyngii: "Każdy coś stracił"

5 marca 2020

Gazety niemieckie obszernie komentują wybór Bodo Ramelowa na premiera Turyngii. Przy okazji zastanowiają się nad stanem kultury politycznej w kraju.

https://p.dw.com/p/3Yshd
Bodo Ramelow Die Linke
Bodo Ramelow podczas zaprzysiężenia na premiera TuryngiiZdjęcie: Reuters/H. Hanschke

Komentator "Thueringer Allgemeine" z Erfurtu pisze:

"Żadna z partii zasiadających w landtagu Turyngii nie wyszła z tego głosowania bez strat. Zmowy, tricki, podpisane z góry porozumienia albo umowy koalicyjne, a do tego - żądza władzy, podstępy, wzajemne złośliwości oraz przecenianie własnych sił. Ostatnie tygodnie w niespotykanym do tej pory stopniu zaniepokoiły i rozczarowały mieszkańców Turyngii, podważając ich zaufanie do wybranych przez nich przedstawicieli. To, że konieczne było podpisanie przez partię Lewica, SPD, Zielonych oraz CDU porozumienia stabilizacyjnego, aby w ogóle udało się powołać rząd, jest w tym samym stopniu nie do zniesienia, jak podpisana przed wyborami z 5 lutego umowa koalicyjna między Lewicą, SPD i Zielonymi. Dlatego konieczne są jak najszybciej nowe wybory do landtagu, żebyśmy mogli ocenić te wydarzenia na nowo".

"Ostthueringer Zeitung" z Gery zauważa:

"Bodo Ramelow jest teraz ponownie premierem Turyngii i mianował rząd, który nie ma większości. Jest to rząd przejściowy, rządzący do dnia nowych wyborów do landtagu w przyszłym roku. Rodzi się pytanie, czy landtagowi, który sam siebie tak ciężko zranił, uda się do tego czasu zachować poważanie jako najwyższej instancji odpowiedzialnej za demokrację i prawodawstwo. Parlament krajowy w Erfurcie musi odzyskać szacunek i uznanie w oczach obywateli Turyngii, a tamtejsi posłowie muszą ich przekonać, że nie są kiepskimi komediantami w tanim kabarecie, w którym chodzi przede wszystkim o niewybredne sztuczki i gierki na użytek pozbawionej gustu publiczności".

Podobnie widzi to "Frankfurter Allgemeine Zeitung":

"Ta iście jarmarczna szmira, która przerodziła się w niemiecką tragedię, wreszcie doczekała się końca. Konstytucja, wymagająca zdolnego do działania rządu, wreszcie się przebiła. I to jest dobra wiadomość. A zła jest taka, że lista poszkodowanych przez tę aferę polityków jest długa. Od nieobliczalnego Mike’a Mohringa (kandydat na premiera Turyngii z ramienia CDU, red.) poczynając, a na przewodniczącej CDU Annegret Kramp-Karrenbauer kończąc. Do tego wszystkiego doszło nie dlatego, że Turyngia jest taka ważna, tylko dlatego, że tak ważne jest to, co się w niej wydarzyło. A ważna jest tu odpowiedź na pytanie, jak dawniej silne partie politycznego centrum, które nagle znajdą się w mniejszości, radzą sobie z silniejszą od nich radykalną większością?".

"Berliner Zeitung" stwierdza:

"Kto ma wątpliwości, czy słusznym jest wybrać takiego demokratę, jakim jest Ramelow, zamiast takiego faszysty, jakim jest Hoecke, ten nie posiada koniecznej świadomości tego, jak chronić republikę przed jej wrogami, ponieważ czasem ważniejsze jest coś innego niż ustalenia podjęte na zjazdach partii. A kto, jak posłowie z FDP, nie bierze udziału w głosowaniu, ten nie zasługuje na mandat swoich wyborców. Demokracja karmi się tym, że wszyscy przestrzegają obowiązujących w niej ustaleń. Takich jak na przykład to, że trzeba bronić parlamentu jako instytucji, której należy się szacunek, i że nie wolno go zamieniać w jarmarczną budę. Niestety, nie możemy mieć pewności, że to, do czego doszło w Turyngii, więcej się już nie powtórzy. Właśnie to czyni zaszłe w niej wydarzenia tak pouczającymi, jak i budzącymi nasz uzasadniony niepokój".

"Augsburger Allgemeine" konkluduje:

"Farsa, do której doszło w Turyngii, poważnie zaszkodziła naszej demokracji. Dlatego tymczasowy koniec różnych taktycznych gierek i sztuczek jest dobrą wiadomością. AfD nie udało się ponownie ośmieszyć landtagu w Erfurcie. Ramelow nie ma wprawdzie za sobą stabilnej większości, ale został wybrany głosami swojej koalicji złożonej z partii Lewica, SPD i Zielonych. Inaczej niż jego krótkotrwały poprzednik na urzędzie premiera z FDP, nie był zdany na poparcie ze strony AfD. CDU i FDP tym razem trzymały się na uboczu. Można to nazwać tchórzostwem albo przejawem politycznego pragmatyzmu. Tak czy inaczej było to słuszne dla utrzymania stabilnych stosunków w Turyngii. Obie te partie drogo zapłaciły za to, że dały się chwilowo uwieść AfD, ale najwyższą cenę zapłaciła za to wszystko nasza demokracja".

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!