Niemcy zaniepokojone groźbą wojny handlowej USA-Chiny
16 sierpnia 2017Prezydent Donald Trump zlecił stałemu przedstawicielowi handlowemu USA Robertowi Lighthizerowi zbadanie, jak Pekin obchodzi się z własnością intelektualną. O tym, że Chiny niewiele sobie robią z przepisów i ochoczo kopiują design i zdobycze techniczne, wiadomo także w Niemczech, gdzie rokrocznie przyznaje się "Plagiariusa", ohydnego karła ze złotym nosem, mistrza w kradzieży własności intelektualnej. Także w tym roku chińscy piraci stali się wielokrotnym odbiorcą tej pejoratywnej nagrody, wszystko jedno, czy chodzi o krzesło biurowe, ciśnieniomierz czy armaturę do umywalek.
Nie inaczej jest w USA. Dlatego Trump chce dokładnie wziąć pod lupę praktyki handlowe Chin. Jeżeli Robert Lighthizer wykryje uchybienia, grozi amerykańsko-chińska wojna handlowa, zapowiedział prezydent.
Niemiecka gospodarka niespokojna
Reakcja z Chin nie kazała na siebie długo czekać. Pekin natychmiast zagroził Waszyngtonowi odwetem. Chiny nie będą "siedziały bezczynnie", dało do zrozumienia ministerstwo handlu. Niemiecka gospodarka jest zaniepokojona. – Spór między dwoma największymi gospodarkami świata miałby też negatywne skutki dla Niemiec – powiedział dziennikowi "Neue Osnabrücker Zeitung" przewodniczący Zrzeszenia Niemieckich Izb Przemysłowo Handlowych (DIHK) Eric Schweitzer.
Tyle, że są powody, by nie traktować sprawy zbyt poważnie. Donald Trump zapowiadał już wiele, niewiele z tego wprowadził w czyn. Także Chiny mogą potrzebować politycznego partnera, jakim jest USA, gdyby miał się zaostrzyć konflikt z Koreą Płn.
Nie wszystkie amerykańskie firmy poparłyby też restrykcje handlowe wobec Chin, uważa Marco Wagner z Commerzbanku. – Jak najbardziej istnieje szereg amerykańskich przedsiębiorstw, którym zależy na sprzedaży licencji do Chin. Jasne, że nie wszystkim odpowiadałoby obłożenie azjatyckiego partnera restrykcjami – mówi niemiecki bankowiec.
Ryzyko, ale też szansa
Oczywiście istnieje ryzyko amerykańsko-chińskiej wojny handlowej, która może przybrać różne wymiary. I w różny sposób odbić się na niemieckiej gospodarce. Kiedy na przykład USA ograniczyłyby tylko import stali z Chin, jak najbardziej skorzystałyby na tym Niemcy. Wagner mówi o "przekierowaniu handlu". – Wówczas stal nie będzie importowana z Chin, tylko będzie musiała być sprowadzana z jakiegoś innego miejsca na świecie – uważa ekspert Commerzbanku. Dlaczego takim miejscem nie miałyby być Niemcy?
Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby Trump nie ograniczył się tylko do wbijania Chinom szpileczek. Wówczas ucierpiałaby także niemiecka gospodarka. Zależy jej bowiem na tym, żeby dobrze wiodło się jej wszystkim partnerom handlowym, nigdzie nic nie kulało a tym samym, by spokojnie mogła obsłużyć wszystkich swoich klientów na całym świecie.
Kilka danych: Stany Zjednoczone są dla Chin drugim co do wielkości po UE partnerem handlowym. Chińska Republika Ludowa eksportuje do USA towary wartości 462,6 mld dolarów, co stanowi 18,3 proc. eksportu tego kraju. Głównie są to dobra konsumpcyjne. Niemieckie DIHK stawia sobie raczej retoryczne pytanie, na jakich maszynach mają być produkowane te dobra? Obecnie gros stanowią maszyny eksportowane z Niemiec. Na rzecz chińskiego eksportu pracują też osiadłe w Chinach filie niemieckich przedsiębiorstw.
Miliarderzy nie są skazani na tanie t-shirty
Podwyższenie taryf importowych na chińskie towary odbiłoby się także na USA. Cła podrażają towar. – Zdecydowana większość amerykańskich konsumentów ucierpi, zwłaszcza ci o najniższych dochodach – tłumaczy efekt sprzężenia zwrotnego prof. Stefan Kooths z Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii. – Milioner na Manhattanie nie jest skazany na tanie, importowane t-shirty – podsumowuje analityk.
Obroty handlowe Niemiec z Chinami i USA wynoszą po blisko 170 mld euro, co łącznie stanowi 15 proc całego handlu zagranicznego. Szef DIHK Schweitzer jest przekonany, że wojna handlowa "zna tylko przegranych".
Michael Braun / Elżbieta Stasik