1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy w obliczu recesji. „Dziecko specjalnej troski"

Dirk Kaufmann | Bartosz Dudek (wersja polska)
11 października 2024

Niemiecka gospodarka nie rusza z miejsca - również w tym roku skurczy się. Niemcy stają się coraz mniej atrakcyjne dla biznesu, a niektóre firmy są uważane za kandydatów do przejęcia przez zagraniczny kapitał.

https://p.dw.com/p/4leRC
Ciemne chmury nad portowymi dźwigami
Nadciągają ciemne chmury: Niemcy muszą zmierzyć się drugi rok z rzędu z recesjąZdjęcie: Joern Pollex/Getty Images

Sytuacja jest zła, a perspektywy ponure. W środę (9.10.24) niemiecki rząd ogłosił, że spodziewa się w 2024 roku po raz kolejny recesji. Minister gospodarki Robert Habeck ogłosił, że produkt krajowy brutto skurczy się o 0,2 proc., a nie wzrośnie o 0,3 proc., jak wcześniej oczekiwano. W 2023 r. odnotowano spadek PKB o 0,3 procent. Tylko raz w powojennej historii Niemiec miały miejsce dwa kolejne lata recesji, w 2002 i 2003 roku.

– Niemiecka gospodarka nie rozwija się silnie od 2018 roku – przyznał Habeck. Jednak nadal potrzebne są dalsze wysiłki, aby „Niemcy mogły powrócić na ścieżkę zrównoważonego wzrostu”. Należy stworzyć neutralny dla klimatu system elektroenergetyczny. Gospodarka musi również odczuć skutki zapoczątkowanej redukcji biurokracji. – Liczy się tylko to, co przynosi ulgę w praktyce – podsumował Habeck.

„Dziecko specjalnej troski strefy euro”

Już dzień wcześniej szef Bundesbanku, Joachim Nagel, wyraził swój pesymizm. Powiedział, że zamiast wzrostu bardziej prawdopodobna jest recesja.

We wrześniu indeks klimatu biznesowego monachijskiego instytutu Ifo również dostarczył słabych danych: – Niemiecka gospodarka znajduje się pod coraz większą presją – powiedział agencji AFP prezes Ifo Clemens Fuest, wyjaśniając czwarty z rzędu spadek indeksu. Firmy są niezadowolone z obecnej sytuacji, a ich oczekiwania są pesymistyczne.

Instytut Makroekonomii i Badań nad Cyklem Koniunkturalnym (IMK) zrzeszonej w związkach zawodowych Fundacji Hansa Böcklera również obniżył swoje prognozy gospodarcze: w 2024 r. produkt krajowy brutto (PKB) pozostanie na niezmienionym poziomie ze wzrostem o 0,0 proc. W związku z tym Christoph Swonke z DZ Bank powiedział agencji Reutera, że Niemcy są już „nowym dzieckiem specjalnej troski krajów strefy euro”.

Rozładowywanie kontenera, na budynku logo DB Schenker
Niemiecka kolej oferuje na sprzedaż swoją spółkę-córkę DB SchenkerZdjęcie: Jens Büttner/dpa/picture alliance

Niemieckie firmy są interesujące dla firm zagranicznych

Środowisko takie jak to oferowane obecnie przez Niemcy nie jest zbyt interesujące z ekonomicznego punktu widzenia. Firmy chętnie szukają więc wsparcia finansowego za granicą. Na przykład Deutsche Bahn, która chce sprzedać swoją firmę przewozową Schenker. Rada nadzorcza właśnie zatwierdziła planowaną sprzedaż dochodowej spółki zależnej zajmującej się logistyką – za dobre 14 miliardów euro – duńskiej grupie logistycznej DSV. To zastrzyk pieniędzy dla przynoszącej straty niemieckiej spółki państwowej.

Innym przykładem jest Commerzbank, który został uratowany przed ruiną przez niemiecki rząd podczas kryzysu gospodarczego – a Berlin nadal posiada około 12 procent akcji tego banku. We wrześniu włoski Unicredit nabył udziały w Commerzbanku i chciałby całkowicie go przejąć. Według nieoficjalnych przecieków, Europejski Bank Centralny zamierza wyrazić na to zgodę. Inne firmy również planują lokalizacje za granicą lub stają się coraz bardziej interesujące dla zagranicznego kapitału: Na przykład gigant chemiczny BASF, który chce otworzyć zakład w Chinach za dziesięć miliardów euro, lub średniej wielkości dostawca usług energetycznych Techem. Ten ostatni ma zostać sprzedany przez szwajcarskiego właściciela Partners Group amerykańskiemu inwestorowi TPG.

Niemiecka gospodarka wpadła w recesję

„Firmy nie mają narodowości”

Przejmowanie niemieckich firm, w których udziały ma nawet niemiecki podatnik? Dla wielu ekspertów to całkowicie naturalny proces. Dla Carstena Brzeskiego, głównego ekonomisty ING Banku, jasne jest, że „stagnacja gospodarcza i zmiany strukturalne w naturalny sposób mają również konsekwencje dla firm”. – W takich czasach dochodzi również do przejęć, w kraju lub z zewnątrz – powiedział w rozmowie z DW.

Stefan Kooths jest dyrektorem w Kilońskim Instytucie Gospodarki Światowej (IfW) i podsumowuje to krótko: „Firmy nie mają narodowości ”. Uważa on, że „to nie narodowość właścicieli firm jest decydująca dla dobrobytu kraju, ale jakość lokalizacji”.

Kooths zauważa również, że „tendencja spadkowa inwestycji bezpośrednich w Niemczech jest kolejnym wskaźnikiem słabości tego kraju jako lokalizacji biznesowej”. Silne lokalizacje przyciągają kapitał zagraniczny, „ale inwestorzy omijają szerokim łukiem słabe lokalizacje”.

A kapitał spoza Niemiec wchodzący na rynek krajowy również nie jest złą rzeczą, mówi dyrektor IfW Kooths. Wręcz przeciwnie: – Jeśli zagraniczni inwestorzy mają lepsze pomysły na wykorzystanie zasobów w Niemczech, ostatecznie przyniesie to również korzyści lokalnym graczom poprzez wzrost produktywności.

Carsten Brzeski, mężczyzna w średnim wieku, na mównicy z napisem ING Diba
Carsten Brzeski postuluje redukcję biurokracji Zdjęcie: Hoffmann/imago images

Redukcja biurokracji – odwieczna obietnica

Od lat 80. wszystkie rządy obiecują zmniejszenie biurokracji w celu ułatwienia większej liczby inwestycji. Jednak na przełom czekano od dziesięcioleci: – Widać wysiłki, ale nie prowadzą one w konsekwencji do działania – mówi Stefan Kooths, dodając, że „nowa biurokracja” jest ponownie tworzona wraz z „Inicjatywą wzrostu" – rządowym programem mającym pobudzić gospodarkę. 

Jednak nie tylko Berlin jest za to odpowiedzialny, ale także UE. Jest ona częściowo odpowiedzialna za obciążenia biurokratyczne, „w szczególności, z rozrastającym się systemem sprawozdawczości – od unijnej systematyki podatkowej po regulacje dotyczące łańcucha dostaw – gracze na rynku wewnętrznym coraz bardziej wchodzą sobie w drogę”, jak wyjaśnia Kooths.

Dla Carstena Brzeskiego redukcja biurokracji jest również właściwym podejściem, ale jest „daleka od zakończenia”. Ekonomista ma konkretny postulat: – Pilnie potrzebujemy więcej e-administracji. Przyspieszyłoby to redukcję biurokracji, a także przeciwdziałałoby niedoborowi wykwalifikowanej siły roboczej w wielu urzędach.

„Zielony Ład” pomoże?

W Niemczech minister gospodarki jest również odpowiedzialny za ochronę środowiska, podczas gdy w Brukseli Komisja Europejska próbuje wskazać drogę do „Zielonego Ładu” na przyszłość. Żaden z zapytanych ekspertów nie uważa jednak, że priorytetowe traktowanie ekologii może pomóc gospodarce. – Ogólnie rzecz biorąc, dekarbonizacja nie może stać się impulsem do wzrostu – mówi Kooths, ponieważ „polityka dekarbonizacji cierpi na zbyt duży interwencjonizm".

Ekonomista ING-Banku Brzeski jest podobnego zdania: – Skupienie się na zielonych technologiach uwolniło jak dotąd zbyt mało inwestycji. Stawianie wszystkiego na „zieloną” kartę byłoby krótkowzroczne. Niemiecka gospodarka straciła bardzo na konkurencyjności w ciągu ostatnich dziesięciu lat i od tego teraz trzeba zacząć.

Ekonomista Stefan Kooths, mężczyzna w średnim wieku, w garniturze i okularach
Stefan Kooths uważa, że sprzedaż firm zagranicznym inwestorom to naturalny mechanizm rynkowyZdjęcie: Metodi Popow/IMAGO

Ostrzeżenie przed protekcjonizmem kapitałowym

Stefan Kooths również uważa, że konkurencyjność niemieckiego przemysłu jest kluczem do powrotu na ścieżkę wzrostu. Jednak stanowczo ostrzega przed akcjonizmem. Jego zdaniem „wzrostu nie trzeba stymulować, trzeba go umożliwić”.

Programy stymulujące gospodarkę, mówi DW, nie są do tego konieczne, a obecna inicjatywa na rzecz wzrostu gospodarczego jedynie wskazuje „właściwy kierunek", ale nie będzie w stanie doprowadzić do zwrotu. Wymagałoby to „fundamentalnej zmiany kursu z interwencjonistycznej polityki przemysłowej na politykę regulacyjną", która wzmacniałaby atrakcyjność Niemiec jako miejsca do inwestowania.

Stefan Kooths kategorycznie stwierdza, że niemiecki rząd nie powinien robić nic, aby zapobiec zbliżającej się wyprzedaży niemieckich firm i ostrzega przed „protekcjonizmem kapitałowym”. Zamiast tego wskazuje na prawa rynku, zgodnie z którymi firmy stają się kandydatami do przejęcia, „gdy ich struktury nie są już w stanie sprostać konkurencji”.

Dudek Bartosz Kommentarbild App
Bartosz Dudek Redaktor naczelny Sekcji Polskiej DW