Niemcy. Coraz goręcej wokół migracji
30 września 2023„Przesiadują u lekarzy i robią sobie zęby, a w tym samym czasie niemieccy obywatele nie mogą umówić na wizytę” – to słowa Friedricha Merza, lidera Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), które w ostatnich dniach wzburzyły niemiecką opinię publiczną. W końcu CDU to ta sama partia, która pod długoletnimi rządami Angeli Merkel prowadziła liberalną i otwartą politykę migracyjną.
W latach 2015 i 2016 grubo ponad milion ludzi, głównie uchodźców z Syrii, znalazło w Niemczech schronienie. „Wir schaffen das”, czyli „damy radę” – tak była kanclerz motywowała wówczas rodaków. Z tego optymizmu niewiele zostało. Społeczeństwo nie chce więcej uchodźców, media wieszczą kolejny wielki kryzys, a politycy decydują się na kontrole graniczne i zaostrzanie unijnych reguł w sprawie migracji.
Społeczeństwo na „nie”
Według sondażu, który we wrześniu opublikował tygodnik „Der Spiegel”, 84 proc. Niemców uważa, że do ich kraju przyjeżdża zbyt wiele osób, które chcą ubiegać się o azyl. Ten sam masowy pesymizm przebija z najnowszych wyników badań DeutschlandTrend. 78 proc. respondentów źle ocenia integrację społeczną uchodźców. Tyle samo krytykuje ich integrację na rynku pracy. 80 proc. jest niezadowolonych z powodu niedziałających procedur odsyłania z kraju osób, którym nie przyznano azylu. Żeby przeciwdziałać obecnej sytuacji, 82 proc. chce wzmocnienia kontroli granicznych.
Do końca sierpnia br. na terenie Niemiec złożono ponad 220 tys. wniosków o azyl. Roczny wynik na pewno będzie wyższy od lat ubiegłych, ale też nie przekroczy rekordu z 2016 r., gdy wniosków było aż 745 tys. osób.
To czego obecne statystyki jednak nie uwzględniają, to ogromna liczba uchodźców z Ukrainy, którzy dzięki ułatwieniom przyjętym na poziomie unijnym nie muszą się rejestrować. Ich liczbę w Niemczech szacuje się obecnie na ok. 1 mln. Tak potężny przypływ ludzi na przestrzeni dwóch ostatnich lat pokrywa się w czasie z konsekwencjami pandemii koronawirusa i rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Ceny szybują w górę, nastroje lecą w dół.
I tak skorzysta AfD
W efekcie ponad 20 proc. wyborców deklaruje obecnie poparcie dla prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Ugrupowanie punktuje, bo migracji sprzeciwiało się już w czasach kanclerz Merkel. Czy chęć odzyskania tych wyborców tłumaczy obecnego lidera CDU Friedricha Merza? Jego wypowiedzi coraz bardziej przypominają retorykę Jarosława Kaczyńskiego. W 2015 r. prezes Prawa i Sprawiedliwości sugerował, że przybywający do UE migranci mogą być źródłem groźnych chorób zakaźnych.
Robin Alexander, dziennikarz „Die Welt” i znawca kulis berlińskiej polityki potwierdza w rozmowie z DW, że zarówno politycy rządzącej koalicji, jak i będącej w opozycji CDU żyją pod coraz większą presją pogarszających się nastrojów społecznych. Jednak sam ma problem ze zrozumieniem intencji kryjących się za antyimigranckimi wypowiedziami Merza. – Wewnętrzne analizy jasno wskazywały, że CDU powinno skupić się na tematach gospodarczych, bo na krytyce polityki migracyjnej rządu i tak skorzysta tylko AfD – tłumaczy. Możliwe więc, że to autorskie poglądy Merza, w którym wielu widzi polityczną antytezę jego poprzedniczki Angeli Merkel.
Mury rosną, Berlin milczy
Robin Alexander zwraca uwagę, że obecny niemiecki rząd prowadzi ostrzejszą politykę migracyjną w stosunku do czasów, gdy w fotelu kanclerskim zasiadała Angela Merkel. Choć pozornie powinno być na odwrót. W koalicji, na czele której stoi Olaf Scholz z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), zasiadają także politycy lewicowych Zielonych i liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej (FDP).
– W czasach Merkel zarówno sama kanclerz, jak i główni rządowi politycy regularnie wydawali oświadczenia, że w Europie nie ma miejsca na nowe mury i że Unia nie może zamienić się zamkniętą twierdzę. Teraz w wielu krajach powstają zapory mające odstraszyć migrantów, a rząd w Berlinie milczy – podkreśla wicenaczelny „Die Welt”.
Kontrole nic nie zmienią
To również decyzją kontrolowanego przez socjaldemokratów resortu spraw wewnętrznych na granicach z Polską i Czechami w tym tygodniu rozpoczęto akcje wyrywkowych kontroli. Ten krok krytykowany jest przez Zielonych.
– Kontrole na granicach przedstawia się jako środek, dzięki któremu będzie można ludzi zawrócić. A przecież zgodnie z prawem, także w takiej sytuacji można zawnioskować i ubiegać się o azyl w danym kraju – w rozmowie z DW podkreśla Erik Marquardt, europoseł Zielonych. Jego zdaniem kontrole jedynie utrudnią życie osobom, które z powodów zawodowych regularnie przekraczają granicę. I nie doprowadzą do zmniejszenia liczby wniosków o azyl.
Przypuszczenia naszego rozmówcy potwierdzają wyniki pierwszych policyjnych akcji przy polsko-niemieckim przejściu granicznym Olszyna-Forst, które śledzili dziennikarze z berlińskiej stacji RBB. W czwartek 28 września zatrzymano samochód dostawczy, w którym znajdowali się mężczyźni i dzieci z Syrii. Po rutynowej kontroli i zatrzymaniu będą mogli złożyć wniosek i zostać w Niemczech. A więc osiągną cel swojej podróży, której przejazd przez Polskę był tylko krótkim epizodem.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>
Niemcy dalej państwem docelowym
– Prawo azylowe nie daje gwarancji pozostania, ale daje prawo sprawiedliwego procesu, który zweryfikuje, czy danej osobie azyl się należy czy nie – tłumaczy Marquardt i podkreśla, że trzymanie się zapisów prawnych stanowi unijny fundament, od którego nie można odstąpić.
– Trzeba usprawniać i przyspieszać procesy, a nie akceptować sytuację, w której ludzie są bici i wypychani poza granicę UE – odwołuje się do sytuacji w takich krajach, jak Polska, Grecja, czy Chorwacja.
Polityk Zielonych jest również niezadowolony z decyzji własnego rządu. Gabinet Olafa Scholza przez wiele miesięcy blokował postęp prac nad nowymi unijnymi regulacjami, które zaostrzą wspólną politykę migracyjną.
– Jeśli sytuacja na zewnętrznych granicach jeszcze się pogorszy, jeśli dopuścimy przetrzymywanie ludzi w zamknięciu, w złych warunkach, to zmotywujemy ich tylko do tego, że udadzą się w dalszą drogę do innych państw UE – uważa. Pierwszym wyborem dla wielu pozostaną Niemcy, gdzie przynajmniej wciąż można złożyć wniosek o azyl i liczyć na podstawową opiekę.
Więcej wniosków o azyl, więcej napięć
– Rozwiązaniem dla całej Unii powinna być sprawiedliwa relokacja ludzi – mówi Marquardt. Tylko że na ten mechanizm od lat nie chcą zgodzić się rządzący w Warszawie i Budapeszcie.
Brak łatwych rozwiązań i różnice pomiędzy stawiającymi na humanitaryzm Zielonymi, a resztą koalicji prowadzi do coraz ostrzejszych spięć. Bijan Djir-Sarai, sekretarz generalny FDP, w ubiegłym tygodniu określił Zielonych mianem „zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju”.
Jeśli partnerzy koalicyjni już teraz nie szczędzą sobie takich epitetów, to w kolejnych miesiącach można się spodziewać kontynuacji. Niemiecka policja jest przekonana, że liczba osób, które będą chciały dostać się do Niemiec, aby złożyć wniosek o azyl, będzie dalej rosnąć.