1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy bez atomu. I co dalej?

6 września 2011

W odpowiedzi na katastrofę w elektrowni Fukushima, rząd Niemiec zrezygnował z rozwijania energetyki jądrowej w Niemczech. Co oznacza to dla wielkich producentów energii?

https://p.dw.com/p/12TTD
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

 

W Niemczech działa, a raczej działało, 17 elektrowni atomowych, których produkcja w roku ubiegłym pokryła około jedenastu procent zapotrzebowania kraju na energię elektryczną. Elektrownie te należą do czterech wielkich dostawców energii - koncernów RWE, Vattenfall, E.on i EnBw. Zasadnicza rewizja polityki energetycznej rządu RFN je zaskoczyła i postawiła w obliczu trudnych wyzwań i decyzji.

Nieruchliwi krezusi

Zaskoczenie producentów energii decyzją rządu jest zrozumiałe. Za czasów kanclerza Schrödera, koalicja SPD i Zielonych podjęła w roku 2002 decyzję o stopniowej rezygnacji z rozwijania energetyki jądrowej. W tzw. "ustawie atomowej" określono termin wyłączania z sieci poszczególnych elektrowni i wprowadzono zakaz budowy nowych.

Po wyborach powszechnych w roku 2009 i przejęciu władzy przez nową koalicję chadecko-liberalną, w rok później do ustawy z roku 2002 wprowadzono poprawki, które ucieszyły wspomnianą wyżej wielką czwórkę: elektrownie atomowe, wybudowane przed rokiem 1980, miały pracować przez osiem lat, a nowsze aż czternaście lat dłużej niż przewidywała to ustawa przyjęta przez koalicję SPD - Zieloni.

Potem nastąpiła katastrofa atomowa w Fukushimie i wszystko stanęło na głowie. W marcu 2011 roku rząd Angeli Merkel ogłosił trzymiesięczne moratorium na realizację ustawy z roku 2010, co równało się wyłączeniu z sieci siedmiu najstarszych elektrowni i sprawdzeniu stanu technicznego pozostałych pod względem bezpieczeństwa. Ostatecznie Niemcy zdecydowały się nie włączać do sieci już wyłączonych reaktorów i stopniowo wyłączyć pozostałych dziewięć w latach 2015-2022. Za dziesięć lat Niemcy będą więc krajem wolnym od "atomówek".

Flash-Galerie Anti-Atomkraft-Demonstrationen in Deutschland
Demonstracja przeciwników rozwijania energetyki jądrowej w NiemczechZdjęcie: picture alliance/dpa

Mogłoby się wydawać, że dziesięć lat to wystarczająco dużo czasu dla producentów energii na zmianę profilu produkcji i opanowanie nowych technologii. Cały szkopuł jednak w tym, że koncerny Vattenfall, RWE, EnBw i E.on w latach atomowej prosperity i wysokich cen energii zarobiły krocie i przyzwyczaiły się do łatwego i wygodnego życia i nie bardzo sobie teraz radzą z perspektywą odebrania im kury, która znosiła złote jajka.   

Jaka strategia?

Koncerny zapowiedziały wykorzystanie danego im czasu na opracowanie nowej strategii działania i stworzenie dla niej bazy technicznej, aby już od roku 2013 można było pełną parą przystąpić do jej realizacji. Tymczasem eksperci, tacy jak prof. Uwe Leprich, dyrektor Instytutu Przyszłościowych Systemów Energetycznych (IZES) w Saarbrücken, twierdzą, że ta strategia jest jeszcze w powijakach, a w gruncie rzeczy w ogóle jej nie ma.

"Nie mogę się jej dopatrzeć, nawet w najbardziej ogólnym zarysie" - mówi prof. Leprich i dodaje, że go to nie dzwi, bo koncerny energetyczne zarobiły w ostatnich latach "bajońskie sumy" i wolałyby, żeby "wszystko zostało po staremu".

Windräder des Offshore-Windparks vor der dänischen Insel Lolland im Großen Belt, aufgenommen am 3.7.2002.
Farma wiatraków na Morzu PółnocnymZdjęcie: dpa

W opinii krytyków niechęć koncernów do zmian jest zrozumiała zważywszy, że głównym zadaniem koncernu takiego jak RWE  nie jest wcale zaopatrzenie kraju w energię, tylko zarabianie pieniędzy dla akcjonariuszy, którzy wykupili akcje tej spółki. 

Aby jednak koncern mógł dalej wywiązywać się z tego obowiązku, prędzej czy później i tak będzie musiał przestawić się na nowe tory działania. Na razie jego kierownictwo okopało się na zdobytych pozycjach i podkreśla konieczność utrzymania energetyki jądrowej jako gwarancji bezpieczeństwa energetycznego kraju, strasząc przy okazji społeczeństwo wizją dni bez prądu. Szef RWE, Jürgen Großmann ostrzegł, że prądu może zabraknąć "przez dwa, trzy dni w roku".

Zdaniem Großmanna jedynym sposobem wyrównania niedoborów powstałych w wyniku rezygnacji z energetyki jądrowej jest postawienie na elektrownie opalane ropą, ze wszystkimi tego negatywnymi skutkami. Kryje się w tym łatwy do odszyfrowania zamysł podkopania decyzji rządu, który nie chciał atomu, to teraz będzie musiał borykać się z problemem ropy. 

Idzie nowe?

Na szczęście nie jest wcale tak źle. Obok ropy, za paliwo do elektrowni może posłużyć także węgiel kamienny i gaz ziemny, a nowe kotły i turbiny oraz systemy filtrów znacznie podnoszą z jednej strony ich wydajność, z drugiej zaś poważnie ograniczają emisję szkodliwych gazów do atmosfery.

Flash-Galerie Solarenergie Nordafrika
Energetyka solarna też może być źródłem czystej energiiZdjęcie: picture alliance / abaca

Zdaniem ekspertów potrzebą chwili jest opracowanie nowego, zdolnego stawić czoło wyzwaniom przyszłości, tzw. miksu energetycznego, w którym znajdzie się miejsce dla węgla, ropy i gazu oraz technologii opartych na źródłach energii odnawialnej.

Koncerny energetyczne dobrze sobie z tego zdają sprawę, ale zaniedbawszy rozwijanie energetyki wiatrowej i solarnej próbują zyskać na czasie.  Czy w tej sytuacji nie mogłyby zainwestować więcej w rozwój czystych technologii? Zdaniem prof. Lepricha próbują nadrobić zaniedbania z lat minionych, ale idzie im to jak po grudzie, bo pozostały w tyle za innymi.

Jednak podstawowym problemem, z którym musi się zmierzyć niemiecka wielka czwórka dostawców energii, jest nowy podział rynku energetycznego kraju, na którym dla gigantów będzie mało miejsca. Dominującą pozycję zajmą na nim firmy małe i średnie, zwłaszcza komunalne. Tego koncerny boją się najbardziej i temu starają sią za wszelką cenę przeciwdziałać.

Dirk Kaufmann / Andrzej Pawlak 

red. odp. Bartosz Dudek