1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Neonaziści prowokują

Róża Romaniec25 stycznia 2005

Niemieccy politycy wydają się być bezsilni w obliczu skandalicznego zachowania skrajnych prawicowców. Do tej pory nie mają pomysłu, ani sposobu, jak sobie skutecznie poradzić z garstką własnych obywateli o skrajnie radykalnych poglądach, którzy publicznie drwią z Holocaustu, ofiar i demokracji.

https://p.dw.com/p/BGT1
W czasie wtorkowej akademii ku czci ofiar Oświęcimia kanclerz Schröder zapowiedział rozprawienie się z neonazistami. Jednak dotychczasowe próby delegalizacji ich partii kończyły się fiaskiem
W czasie wtorkowej akademii ku czci ofiar Oświęcimia kanclerz Schröder zapowiedział rozprawienie się z neonazistami. Jednak dotychczasowe próby delegalizacji ich partii kończyły się fiaskiemZdjęcie: AP

Na kilka dni przed 60 rocznicą wyzwolenia obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu, kiedy cały świat spogląda na Niemcy, w saksońskim landtagu skrajni prawicowcy zadrwili z ofiar. W ubiegły piątek posłowie skrajnie prawicowej NPD nazwali dywanowe bombardowanie Drezna przez aliantów w lutym 1945 roku, kiedy zginęło kilkadziesiąt tysięcy osób, ”bombowym Holocaustem”. Wcześniej, kiedy parlamentarzyści oddawali hołd ofiarom nazizmu, dwunastu deputowanych NPD wyszło na znak protestu z sali obrad. Wnioskowali oni wcześniej, by uczcić jedynie pamięć ofiary alianckich bombardowań.

Natychmiast pojawiły się żądania polityków i organizacji żydowskich o wyciągnięcie konsekwencji. Jedni postulowali o delegalizację NPD, inni ostrzegali przed ponownym fiaskiem, jak w marcu 2003 roku, kiedy Trybunał w Karlsruhe oddalił wniosek o delegalizację NPD, ponieważ nie wystarczył materiał dowodowy.

"NPD jest organizacją wrogą wobec konstytucji i powinna zostać zakazana, niestety trybunałowi konstytucyjnemu w Karlsruhe nie wystarczyły nasze dotychczasowe dowody. Dlatego na razie musimy skoncentrować się na publicznej dyskusji oraz argumentacji politycznej" – przekonuje szef niemieckiego MSW Otto Schily.

Szanse na delegalizację większość polityków ocenia sceptycznie. Równocześnie żądają dyskusji na temat antysemityzmu i odwołują się do siły argumentów. Jakby zapomnieli, że wszelkie dotychczasowe próby takiej walki, się nie powiodły.

Jeszcze zaledwie dwa tygodnie temu po publikacji zdjęć księcia Harry’ego ze swastyką na ramieniu to niemieccy eurodeputowani oburzali się na brak świadomości historycznej Brytyjczyków i postulowali o ogólnoeuropejski zakaz symboli NS.

W Niemczech taki zakaz wprowadzili latem 1945 roku alianci, na podstawie uzgodnień Traktatu Poczdamskiego. Od tamtej pory za złamanie prawa grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech lub kara pieniężna.

Apel Niemców odbił się szerokim echem, a wiceprezydent Komisji Europejskiej Franco Frattini zapowiedział, że komisja rozważy taką możliwość. W międzyczasie słychać jednak coraz więcej głosów sprzeciwu, bo zakaz symboli ograniczałby wolność słowa. Także politolodzy i historycy wątpią, czy europejski zakaz ma sens.

Europie potrzebna jest debata na temat antysemityzmu, a nie zakazy. Zakaz używania (nazistowskich) symboli NS sprawi, że znikną jedynie objawy zewnętrzne, a antysemickie nastroje pozostaną. Dla neonazistów symbole mają coraz mniejsze znaczenie. Skrajna prawica posługuje się nimi jedynie dlatego, że wypełniają w ten sposób ich pustą ideologię. Neonaziści będą działać niezależnie od tego, czy symbole będą zakazane, czy też nie - twierdzi Ulrich Herberg, historyk z Uniwersytetu we Fryburgu.

Inaczej argumentuje Wolfgang Wippermann z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie:

"Te symbole przekazują straszne treści, w walce politycznej są jak ostra broń. Historia każe nam zakazać takiej broni. Spora część nazistowskiej propagandy lat 20-stych i 30-stych przebiegała podobnie, w sposób non-werbalny, przy pomocy symboli. Dziś dostrzegam analogie. Tyle tylko, że skrajni prawicowcy nie noszą już tych samych symboli, lecz ich nowoczesne imitacje".

Gdyby w Europie pojawił się zakaz symboli nazistowskich ułatwiłoby to zadanie niemieckiej policji. Wielu poszukiwanych w Niemczech prawicowców działa zagranicą. Stamtąd koordynują pracę zabronionych organizacji neofaszystowskich w Niemczech i tam produkują materiały propagandowe. Obecnie niemiecka policja nie może się zwrócić o pomoc prawną do zagranicznych kolegów.

Ponieważ szanse na ogólnoeuropejskie ograniczenia prawne są nikłe, Niemcy zamierzają zaostrzyć własne ustawodawstwo. Politycy obawiają się bowiem, że kiedy zdjęcia maszerujących przez Berlin nazistów obiegną świat, zwłaszcza po otwarciu w przyszłym roku Pomnika Pomordowanych Żydów, mogą one poważnie zaszkodzić wizerunkowi Niemiec.

Niemiecki MSW pracuje nad nowelizacją ustawy o zgromadzeniach, by uniemożliwić demonstracje nazistów.

Także Bundestag ma zamiar rozszerzenia istniejącego już paragrafu 86a o kolejne punkty. Wówczas przestępstwem byłoby nie tylko posiadanie i noszenie symboli nazistowskich, lecz także gloryfikacja postaci reżimu nazistowskiego i zbrodniarzy skazanych przez trybunał norymberski.

To uniemożliwiłoby wreszcie coroczne marsze do grobu zastępcy Hitlera, Rudolfa Hessa. Tysiące neonazistów z całego kraju zjedżają się tam co roku, hotele i pensjonaty w całej okolicy są już zarezerwowane w datę urodzin Hessa na pięć lat do przodu.

Na dzisiejszych uroczystościach z okazji uczczenia 60. rocznicy wyzwolenia obozów Ausschwitz/ Birkenau honorowy prezydent międzynarodowego Komitetu Oswięcimskiego, 90-letni Kurt Julius Goldstein powiedział:

"Kiedy obserwuję, że w Niemczech, mojej ojczyźnie, neonazistowskie partie wchodzą do parlamentów, że wolno im demonstrować na cześć zbrodniarzy jak Rudolf Hess, że najwyższy trybunał takich partii nie zabrania, a część polityków sprzeciwia się zmianie ustawy o demonstracjach, bo prawo do wolności zgromadzeń stawiają ponad to wszystko, odczuwamy ból" .