Moja Europa. Strach ma wielkie oczy
4 lutego 2017Pokazać czy nie pokazać? - oto jest pytanie… Przemoc, seks, nuda, fekalia, wszystko już w kinach było. A jednak. Pokaz filmu „Smoleńsk” Antoniego Krauzego przez kilka tygodni na przełomie roku elektryzował nie tylko berlińskich kinomanów.
Najpierw polski ambasador bez powodzenia zabiegał o oficjalny pokaz w mieście. Kiedy projekcję zapowiedział „Klub Polskich Nieudaczników”, kojarzony z satyrycznymi występami jego założycieli, część publiczności uznała to za kiepski żart.
Cóż takiego kontrowersyjnego pokazuje film? Dla przypomnienia: „Smoleńsk” to fabularna opowieść o dziennikarskim śledztwie w sprawie katastrofy polskiego samolotu rządowego w 2010 roku. Twórcy filmu sugerują, że był to rosyjski zamach.
Polska trauma
Wiele napisano na temat warsztatowych słabości tego filmu. W czasie projekcji miałem jednak wrażenie, że chodzi tu o coś zupełnie innego. „Smoleńsk” to przepracowanie traumy.
Trauma to uraz psychiczny spowodowany gwałtownym przeżyciem. Często wywołuje trwałe lęki. Dotkniętemu nią człowiekowi nie warto tłumaczyć, że nie ma się czego bać lub, że mówi głupstwa. Przepracowanie traumy zakłada zwrócenie uwagi na emocje. Nie podlegają one logice i nie ustępują racjonalnym wywodom.
Polska trauma zbiorowa, którą w moich oczach wyraża film, wykracza poza tragedię smoleńską. Wpisuje się w zadawniony lęk przed Rosją, a w szerszej perspektywie także przed potężnym sąsiadem na zachodzie. Jest to lęk przed osamotnieniem średniej wielkości europejskiego narodu w świecie postrzeganym jako nieustająca walka mocarstw. Wielu Polaków czuje, że ich kraj jest zbyt słaby, aby nie tylko ją wygrać, ale najzwyczajniej przeżyć.
Zapewne dlatego niedawny przyjazd amerykańskich żołnierzy NATO, którzy mają w Polsce stacjonować na stałe, wywołał entuzjazm po obu stronach sceny politycznej: wśród zwolenników i przeciwników obecnej władzy. Wojsko USA ma być gwarancją bezpieczeństwa, jakiego Polska nigdy do tej pory nie doświadczyła.
Co do mnie, nie uważam że warkot czołgów na ulicach ojczyzny to dobry znak. Nie trzeba też nikomu przypominać, w ilu miejscach na świecie stacjonowała armia amerykańska, a potem się wycofała. Jednak podobnie jak z filmem „Smoleńsk”, nie o racjonalne rozumowanie tu chodzi, ale o emocje.
Trauma i co dalej?
W poprzednim tekście pisałem tu o EU-topii [Deutsche Welle, 28.10.2016]. To model polityczny, w którym tożsamość, przeszłość i zbiorowa identyfikacja przebiega na poziomie regionalnym. Polityka zagraniczna, bezpieczeństwo i gospodarka należą do kompetencji europejskich.
Europa jako republika w sensie np. Ulrike Guerot to równość obywateli wobec prawa i sprawiedliwość społeczna na całym kontynencie. Państwa narodowe, które nie radzą sobie z traumami swoich obywateli, straciłyby rację bytu. Czyż lęk Polaków przed sąsiadami nie bierze się bowiem z owej narodowej narracji, gdzie średniej wielkości naród stoi naprzeciw liczniejszych i silniejszych narodów? Czy odwołując się do regionów, problem nie zniknąłby niejako sam?
Jednak aby projekt EU-topii mógł się powieść, trzeba potraktować emocje jako pełnowartościowy element życia politycznego. Jak to zrobić, podpowiada metoda Porozumienia Bez Przemocy Marshalla Rosenberga.
Zmarły w 2015 roku psycholog dysponował wieloletnią praktyką w mediacji konfliktów w Palestynie czy na Bałkanach.
Rosenberg proponuje, aby w konflikcie rezygnować z ustalania, kto ma rację, a kto błądzi. Zamiast tego skierować uwagę na własne uczucia. Po ich wypowiedzeniu, sprawdzić jakie są moje potrzeby (potrzeby mojej zbiorowości) i sformułować je jako życzenia (prośby) pod adresem drugiej strony konfliktu. I odwrotnie.
Zgoda, to czasem żmudny proces. Ale pomaga mierzyć się z lękami. Z doświadczenia Rosenberga wynika ponadto, że tą metodą często wynegocjujemy lepszą rzeczywistość. Bliższą naszym marzeniom. Czyż nie temu służy polityka: tworzeniu warunków do realizacji marzeń obywateli? Przecież nie eskalowaniu konfliktów za pomocą czołgów!
Być może zabrzmi to banalnie, ale kiedy nawet najbardziej zacietrzewieni prowodyrzy traktowani są z empatią, często są gotowi okazać ją innym. W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi.
Okazać czy nie okazać - oto jest pytanie?
Wierzę, że okazywanie emocji jest w polityce potrzebne. Ich tłumienie ułatwia populistom manipulowanie nami. Zideologizowany przez nich świat jawi się wtedy jako ciągła walka na śmierć i życie, a rządy państw narodowych mogą judzić jednych Europejczyków przeciw drugim.
W tym sensie dobrze, że powstał „Smoleńsk”. Żałuję jednak, że przy okazji filmu zmarnowaliśmy szansę na debatę o emocjach w polityce.
Jaka jest w tym kontekście moja Europa? To EU-topia, w której jest miejsce na emocje, choćby traumatyczne. Uważność w ich wypowiadaniu i przekładaniu na potrzeby jest jej istotnym filarem. Pozwala na możliwie bezprzemocowe współżycie mieszkańców poszczególnych regionów kontynentu i ogólnoeuropejską politykę globalną, bezpieczną i skuteczną.
Stanisław Strasburger
Stanisław Strasburger urodził się w Warszawie, jest pisarzem i menadżerem kultury. Zajmuje się wielokulturowością, migracją, pamięcią zbiorową oraz Eu-topią. Jest autorem książek „Opętanie. Liban“ (Warszawa 2015; Zürich 2016) oraz „Handlarz wspomnień” (Warszawa 2009, Beirut 2014, (planowane) Zürich 2017). Mieszka na przemian w Berlinie, Warszawie i Bejrucie.