Marina Abramovic: Wystawa jako przestrzeń spotkania
16 czerwca 2014,,512 godzin'' - to tytuł najnowszego projektu 67-letniej, legendarnej, serbskiej performerki Mariny Abramovic, który rozpoczął się 11 czerwca i potrwa do 25 sierpnia w londyńskiej Serpentine Gallery. Dokładnie tyle czasu: 10 tygodni, przez 6 dni, po 8 godzin dziennie znana przedstawicielka body art (,,sztuki ciała'') spędzi z odwiedzającymi pustą wystawę londyńczykami. Jedynymi bohaterami, a zarazem dziełami galerii będą oni sami oraz artystka mająca do dyspozycji kilka rekwizytów i interakcje między nimi. W ten sposób przestrzeń wystawowa staje się już nie tylko metaforyczną, lecz dosłowną, bezpośrednią przestrzenią spotkania.
Spektakularny pomysł nawiązuje z pewnością do jej projektu z nowojorskiego Muzeum Sztuki Współczesnej (MoMA) z 2010 roku ,,Artystka obecna'', w którym przez trzy miesiące, dzień po dniu każdy z odwiedzających wystawę mógł usiąść w szklanym pawilonie naprzeciwko Abramovic i w milczeniu popatrzeć jej w oczy. Performerka siedziała niewzruszenie, robiąc przerwy jedynie na picie wody mineralnej i prysznic.To wydarzenie zostało uwiecznione w biograficznym filmie ,,Marina Abramovic. Artystka obecna'' w reżyserii Matthew Akkersa (2012 r.), który trafił również na ekrany polskich kin.
Tym razem, skandalizująca niegdyś artystka intermedialna pragnie nawiązać kontakt, więź z londyńczykami, o których w jednym z wywiadów wypowiedziała się krytycznie, że ,,są cyniczni'' i ,,za dużo piją w weekendy''. Goście wystawy przed wejściem są zobowiązani do porzucenia swojego bagażu, ,,garbu'' dosłownie i w przenośni – muszą zostawić telefony komórkowe, aparaty fotograficzne oraz wszystkie inne elektroniczne gadżety, z którymi nie rozstają się na codzień. ,,Nie chcemy, by ludzie przychodzili tu i jak zwykle telefonowali, siedzieli na Twitterze, czy pisali blogi, zamiast przyglądać się uważnie temu, co dzieje się wokół, zamiast coś naprawdę zobaczyć. Nie chcę, żeby fotografowali rzeczy, nie doświadczając niczego na własnej skórze'' – tłumaczyła Abramovic.
Pomysł: brak pomysłu
W londyńskiej galerii wszystko może się wydarzyć, nie ma gotowego scenariusza. Nic nie jest zaplanowane. Jedyne zasady są takie, że na raz wpuszcza się 180 osób i dopiero jak ktoś wyjdzie, wpuszczana jest następna osoba. Każdy może zostać na wystawie tak długo, jak ma ochotę.
Mimo obaw Abramovic, do tej pory jej najnowsze przedsięwzięcie spotkało się z samymi pozytywnymi reakcjami ze strony uczestników/odbiorców. Gdy wchodzimy, nieraz po długim, niecierpliwym oczekiwaniu na swoją kolej, widzimy gołe ściany galerii i mały podest, umieszczony w samym centrum jasno oświetlonego wnętrza. Abramovic przechadza się po galerii ze swoją asystentką, czasem bierze kogoś za rękę, idzie kawałek razem z nim, szepcze, że może zamknąć oczy i spokojnie oddychać.
Pojawiły się krytyczne głosy, że w stosunku do jej nowojorskiej retrospektywy z 2010 roku, to nic nowego i że prace dawnej brawurowej buntowniczki, niepokornej kontestatorki, powinny wciąż prowokować, wstrząsać. Tymczasem straciły swoją drapieżność, przestały być ekstremalne. Czy minimalistyczne, wyciszone projekty artystki są przewrotnym buntem wobec hałaśliwych czasów, pełnych zabiegania i uzależnień od nowych technologii? Czy Marina Abramovic pragnie tylko podtrzymać swoją sławę?
Marina Abramovic – urodziła się w 1946 roku w Belgradzie. Tam studiowała na ASP, potem w Zagrzebiu, gdzie ukończyła studia w 1972 roku. W 1976 roku przeprowadziła się do Amsterdamu, od 2001 mieszka i tworzy w Nowym Jorku. Zaczynała od malarstwa, ale już jako studentka zaczynała swoje eksperymentalne, prowokacyjne performanse związane z wytrzymałością na ból, reakcjami ciała na autodestrukcję i przemoc ze strony innych. Na jej twórczość wpłynęła niewątpliwie krwawa wojna na Bałkanach. Nagrodzona m.in. w 1997 roku Złotym Lwem na Biennale w Wenecji.
Zuzanna Liszewska
red.odp.: Małgorzata Matzke