1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Lęk przed brodatymi mężczyznami

8 sierpnia 2011

Po Jaśminowej Rewolucji islamiści coraz baczniejszą uwagę zwraca się na islamistów. Nie chcą być oficjalnie kojarzeni z Al-Kaidą. Pomimo to wzbudzają niepokój.

https://p.dw.com/p/129l3

Na Avenue Bourguiba w Tunisie kilku mężczyzn z długimi brodami, ubranych w tradycyjne białe szaty, dyskutuje zawzięcie na tematy polityczne. Jeden z nich krytykuje rozłam państwa i religii, jako „bluźnierstwo”, inny pomstuje na „zdemoralizowane społeczeństwo”. Ta scena w laicystycznej Tunezji byłaby jeszcze kilka miesięcy temu nie do pomyślenia. Policja od razu aresztowałaby tę grupkę mężczyzn.

Protestieren in der Avenue Habib Bourguiba
Avenue Habib BourguibaZdjęcie: DW

Deptak w sercu stolicy nazwano imieniem pierwszego prezydenta, który rządził w latach 1957-1987: Bourguiba, „ojca narodu”. Był on orędownikiem sekularyzacji i równouprawnienia, zamierzał uczynić z Tunezji nowoczesne państwo. Islamistów uważał za przeszkodę w realizacji swych planów, dlatego ich konsekwentnie dyskryminował. Od chwili wybuchu Jaśminowej Rewolucji i odsunięcia 14 stycznia 2011 r. od władzy jego następcy Zine al Abidine Ben Ali, islamiści pojawili się w przestrzeni publicznej – na ulicach i w polityce.

Napawają lękiem

Nie wszystkim to się podoba. Tuż obok, w jednej z licznych kawiarni leżących po obu stronach promenady, siedzi Cyreen Belhedi z przyjaciółką. Ta chwali mu się różową torebką z wężowym wzorem. Mężczyźni i kobiety palą papierosy, popijają kawę, herbatę, soki, niektórzy nawet piwo. Spoglądają od czasu do czasu podejrzliwie w kierunku brodatych mężczyzn, „Ci ludzie budzą lęk” - mówi 27-letni Cyreen, który codziennie brał udział w protestach ulicznych w czasie Jaśminowej Rewolucji; nawet poświęcił dla sprawy swoją inżynierską posadę. „Jeśli islamiści kiedykolwiek przejmą władzę, to cofniemy się daleko wstecz - mówi – wręcz przed erę Bourguiba.”

Flanieren in der Avenue Habib Bourguiba
Miejsce towarzyskich spotkańZdjęcie: DW

Obawy młodych ludzi budzą nie tylko brodaci mężczyźni po drugiej stronie uli, budzi je przede wszystkim partia Nahda (Ennahda), najbardziej popularne ugrupowanie islamskie w kraju, do niedawna ograniczana i marginalizowana. Po 10 latach nieobecności, partia angażuje się w życiu politycznym kraju na pierwszej linii frontu.

Wizyta u przywódcy islamistów

Przywódcą politycznym i duchowym partii Nahda jest Rachid al-Ghanouchi, przebywający ponad 20 lat na wygnaniu w Wielkiej Brytanii. Jest on członkiem międzynarodowej rady Bractwa Muzułmańskiego, a publikacje 70-letniego lidera tunezyjskich islamistów o zaawansowanych, liberalnych poglądach w sprawach demokracji i kobiet, są na całym świecie uważane za referencje politycznego islamu. Rachid al-Ghanouchi angażował się politycznie już za czasów prezydenta Bourguiba i był wielokrotnie aresztowany. Tuż po wybuchu Rewolucji Jaśminowej powrócił do kraju.

Chef der Nahda Partei Rachid Al-Ghannoushi
Lider partii Nahda Rachid Al-GhannoushiZdjęcie: DW

Dom lidera partii Nahda, w którym przyjmuje on swoich gości, stoi w zadbanej dzielnicy na obrzeżach Tunisu. Przy drzwiach stoi postawny ochroniarz z wąsami, w słonecznych okularach. W ogrodzie wiszą na sznurze między drzewami ubrania. Wielu mężczyzn, w wyraźnie dobrych nastrojach, przechadza się wokół domu rozmawiając przez telefony komórkowe. Dziennikarze, ale i polityczni sympatycy, czekają w kolejce na prywatną audiencję u "Szejka Rachida". Starszy człowiek z białą brodą w palestyńskiej kufiji opowiada, że jako zwolennik al-Ghannouchiego przesiedział 16 lat w więzieniu, a potem wiele lat na wygnaniu, m.in. we Fryburgu. "Sprechen Sie Deutsch?" - pyta i wybucha śmiechem nie oczekując odpowiedzi. Potem wyjaśnia swoją własną teorię, która głosi, że wszyscy ludzie na świecie są "w rzeczywistości Arabami. Dlatego też wszyscy ludzie powinni konwertować na islam".

Rahid al-Ghannouchi przyjmuje gości w pokoju wyścielonym czerwonym dywanem. Ma na sobie szary garnitur i białą koszulę, na nogach - czarne buty. W kącie pokoju stoi włączony telewizor nastawiony na kanał Al Jazeera. Lider Nahdady zapewnia, że strach przed partią jest zupełnie nieuzasadniony. Celem partii Rahid al-Ghannouchiego jest "oczyszczenie społeczeństwa z pozostałości panowania Ben Alisa i utworzenie wolnego i demokratycznego państwa, które równo traktuje wszystkich obywateli."Tego nie muszą się obawiać ani mieszkańcy Tunezji ani Zachódu”, uspokaja.

Islamizacja ukradkiem?

Tunis Demonstrieren vor dem Stadttheater.
Protesty przed Teatrem MiejskimZdjęcie: DW

Starszy mężczyzna zdecydowanie odrzeka się od ideologii przemocy Al-Kaidy. "Zawsze to mówiliśmy i dzisiaj powtarzamy to samo: Działalność Al-Kaidy nie jest legalna - oni sieją terror." Al-Kaidzie nie udało się dotychczas, w przeciwieństwie do pokojowych rewolucji w Tunezji i Egipcie, obalić w regionie żadnego reżimu. "Ponadto - argumentuje al-Ghannouchi - tak na prawdę po zamachach 11 września najbardziej ucierpiały islam i islamskie ruchy". Muzułmańskie mniejszości na Zachodzie, bez względu na poglądy, są "generalnie podejrzewane o sympatyzowanie z terrorystami i znajdują się pod stałą obserwacją policji" - przypomina.

"Przemoc przynosi więcej szkód niż korzyści" - zapewnia też Rida Belhaj. Jest on rzecznikiem innego islamskiego, ale bardziej radykalnego ugrupowania - partii Tahrir. Też się umówił na wywiad w kawiarni przy Avenue Bourguiba. Nie chce się wypowiedzieć na temat politycznych prześladowań przez stary reżim. Belhaj opowiada chętniej o rewolucjach w Tunezji i w Egipcie, które w jego mniemaniu, jeszcze się nie zakończyły. "Obie były ważnym etapem na drodze do wyzwolenia wszystkich muzułmanów na świecie"- twierdzi. Spod miejskiego teatru, mała grupka demonstrantów skanduje: "W całym kraju panuje jeszcze korupcja".

"Zamiary związane z 9/11 były dobre"

Tunis Demonstrieren für die Freiheit
Manifestacja na rzecz wolnościZdjęcie: DW

Nie sposób jest skłonić rzecznika partii Tahrir do jednoznacznego zdystansowania się od radykalnych islamistów, takich jak Al-Kaida. Gani wprawdzie stosowanie przemocy, ale twierdzi, że "zamiary związane z 11 września były dobre.Miały one negatywne skutki, ponieważ muzułmanie, w przeciwieństwie do społeczności zachodnich, nie mają środków przekazu, w których wyłożyliby swoje prawdziwe zamiary". Belhaj wcale ich nie ukrywa: głównym celem partii jest utworzenie z Tunezji państwa z systemem prawnym opartym na zasadach islamu. Zachwyt nad taką wizją można jasno odczytać z mimiki jego twarzy.

Cyreen i grono jego przyjaciół siedzi tymczasem w pobliskiej kawiarni i śmiejąc się wylicza, dla kogo nie byłoby miejsca w takim islamskim kraju. "Dla wszystkich Tunezyjczyków, którzy chętnie wieczorem siedzą w barach i piją piwo", woła jeden z nich. A inny dodaje: "Dla wszystkich kobiet, które lubią się kąpać w morzu w bikini, i mężczyzn, którzy chętnie przyglądają się kobietom w bikini przy kąpieli." Ktoś głośno reasumuje: "A więc dla sporej większości." Wszyscy chichoczą. Ale Cyreen nagle poważnieje i mówi: „Jeśli tutaj mimo wszystko islamiści przejmą rządy, będziemy musieli wszyscy wyemigrować, a to znaczyłoby, że tę całą rewolucję robiliśmy na próżno."

Lars Bevanger/Barbara Coellen

red.odp.: Alexandra Jarecka