1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Masur - Beethoven-Sinfonien

Rozmawiała Birte Strunz 14 września 2008

Wszystkie dziewięć symfonii Beethovena w ciągu jednego festiwalu - to wyczyn, którego dokonał na Festiwalu Beethovenowskim w Bonn Kurt Masur i dyrygowana przez niego Francuska Orkiestra Narodowa.

https://p.dw.com/p/FI15
Kurt Masur w sali koncertowej wyciąga ręce do publiczności
Kurt Masur należy do czołówki najwybitniejszych dyrygentów na świecieZdjęcie: picture-alliance/ZB

DW: Co skłoniło Pana do podjęcia wyzwania, aby wszystkie 9 symfonii Beethovena wykonać w ciągu czterech festiwalowych dni?

Kurt Masur: To dla mnie nic nowego - nie jest to jakiś szczególny wyczyn przy okazji bońskiego festiwalu - robiłem to już częściej. Ludzie, którzy sądzą, że znają się na muzyce, podkreślają zawsze: To był wielki kompozytor i och i ach. Ale kiedy przyjrzą się bliżej tym kompozycjom, zaczynają pojmować, że muzyka Beethovena często była rodzajem używki. Jego poczucie humoru było tylko z pozoru dość ograniczone. Moim celem jest, aby ludzie dostrzegli, że jego I Symfonia zaczyna się bardzo zawadiacko. Wszyscy robią na początku wielki akord - jako coś wielce znaczącego, ale u Beethovena nie ma aż tak wielkiej powagi. Dokładne poznanie kompozytora prowadzi nas dopiero do tego, że zaczynamy pojmować, jakie znaczenie ma to, co chciał nam przekazać.

Kurt Masur ze skrzypaczką Anne Sophie Mutter (2008)
Kurt Masur ze skrzypaczką Anne Sophie Mutter (2008)Zdjęcie: AP

DW: Na czym polega Pańska koncepcja interpretacji tego cyklu? Czy zatacza Pan jakiś łuk?

KM: Oczywiście, że jest to łuk. Kiedy pierwszego wieczoru gra się trzy pierwsze symfonie - to spory wysiłek, ale jest to możliwe, bo dwie pierwsze są nieco krótsze, dopiero trzecia symfonia ma rzeczywistą, indywidualną formę. To właśnie chcę przekazać publiczności tego wieczora - że lekkość i poezja dwóch pierwszych symfonii nie ma nic wspólnego z symfonią trzecią. Wydźwięk III Symfonii poświęconej pierwotnie Napoleonowi jest bardzo humanistyczny - Beethoven podarł potem w złości jej partyturę, bo nie chciał, by identyfikować ją z kimś, kto ciemięży ludzi. Decydującą kwestią jest dla mnie: jak dalece jestem zobligowany jako interpretator wobec słuchacza, który może przedtem nie wczytywał się przez dwie godziny w program koncertu, tylko w pośpiechu przebrał się w lepsze ubranie i przyszedł na koncert i chciałby już w pierwszych akordach rozpoznać ducha tej muzyki. Mam szczęście, że pracuję teraz z tą a nie inną orkiestrą. Paryska orkiestra identyfikuje się z naszą pracą, nie szczędząc sił. W okresie przygotowań i prób dochodziliśmy czasami do granic wytrzymałości, bo symfonie Beethovena to nie zabawa. Ich nie można brać lekko, to bardzo poważna muzyka. Poważnie trzeba traktować ich humor i trzeba umieć błyskawicznie zmieniać tempo, kiedy Beethoven zmienia nastrój. To właśnie chcemy przekazać publiczności, bo inaczej ta muzyka będzie brzmiała jak ograne kawałki.

Ciągle odkrywanie Beethovena

DW: Czy odkrywa Pan dziś u Beethovena jeszcze coś nowego?

KM: Ciągle od nowa. Dzieje się tak za sprawą czasami błędnego odczytywania partytury przez muzyków, którzy zgłaszają się potem z pytaniami. Wtedy często uświadamiam sobie, że niektórych rzeczy jeszcze w ogóle nie zauważyłem. Czasami są to tylko jakieś drobne momenty, które są jednak bardzo istotne. Na przykład jak wprowadza się temat. Wielu wielkich solistów to lekceważy. Jest oczywiście kilka wyjątków: Yo Yo Ma, Liza Leonskaja, Anne Sophie Mutter - to ci, u których się czuje, jak się wewnętrznie przygotowywali, jak zastanawiali się, jak zagrać następny temat. To są te momenty, kiedy oczarowują oni publiczność.

Kurt Masur na jubileuszu 80-tych urodzin (2007)
Kurt Masur na jubileuszu osiemdziesiątych urodzin (2007)Zdjęcie: PA/dpa

DW: Jak można w dzisiejszych czasach uniknąć rutyny na scenie?

KM: Rozbudzając na powrót swą moralność: poczucie odpowiedzialności wobec przejętego dziedzictwa. Musimy znów nawiązać do wirtuozerii, jaką pielęgnowano w dawnych czasach i do pasji i opętania, jaka wiąże się z muzyką. Muzyka, jaka powstała w przeszłości to mistrzowskie dzieła, i to wspaniałe, że dane jest nam jej słuchać i ją przeżywać.

DW: Jak można współczesnym ludziom wytłumaczyć, przekazać Beethovena. Czy to w ogóle jest możliwe?

KM: Muzyka Beethovena jest tak wszechstronna, że nie ma właściwie ludzkiej emocji, której ona by nie wyrażała.

Obojętnie czy jest to "Dla Elizy" czy „Bagatela o utraconym groszu”. Znamy wiele drobnych utworów, które były okazjonalnymi kompozycjami dla pozyskania jakiejś wybranki - jak wiemy Beethoven zawsze był w kimś zakochany. Największą tragedią jego życia było to, że komponując II Symfonię zorientował się, że traci słuch. W "heiligensztadzkim testamencie" napisał przecież: „O Ludzie, którzy mnie macie za gbura i grubianina, chcę żebyście wiedzieli, jak cierpię!".

Ludwig van Beethoven - geniusz cierpiący
Ludwig van Beethoven - geniusz cierpiącyZdjęcie: AP

Kiedy próbowałem z moją paryską orkiestrą VIII Symfonię przypomniałem im, że pierwsze osiem symfonii Beethoven napisał w przeciągu dziesięciu lat, a potem przez kolejnych dziesięć nie skomponował żadnego poważniejszego dzieła na orkiestrę. Dopiero potem powstała „Missa Solemnis” i IX Symfonia. Trzeba wczuć się w to, co działo się z tym człowiekiem, który nic już nie słyszał. Dyrygował on jeszcze co prawda prawykonaniami, ale za nim stał ktoś, kto dawał znaki chórowi i orkiestrze. Sam kompozytor był zupełnie bezradny, bo nic już nie miał pod kontrolą.

Był to człowiek, który u kresu swojego życia chciał jeszcze przekazać ludziom jakieś przesłanie. Nie była to żadne pożegnanie jak VI Symfonia Czajkowskiego - ostatnim przesłaniem do ludzkości od tego chorego, samotnego, zdruzgotanego człowieka była „Oda do radości”! To było gigantyczne. Ludziom, którzy tej muzyki tylko słuchają i którzy tego wszystkiego nie wiedzą, ta muzyka dodaje siły, bo czują, że była to muzyka narodzona z pokonania trudności, melancholii, smutku, odzwierciedlająca wielką radość życia aż do samego końca.