Konferencja w Berlinie: czy Arabowie mogą uczyć się od "Solidarności"?
21 czerwca 2012„Po wybuchu rewolucji w Tunezji, Egipcie i pozostałych krajach Afryki północnej New York Times porównał ją do Solidarności”, przypomniał w Berlinie Basil Kerski, szef Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Na konferencji poświęconej temu tematowi eksperci dostrzegali analogie między rewolucją pokojową 1989 w Europie wschodniej a „arabską wiosną”. Równocześnie podkreślali, że między tymi procesami istnieje jednak wiele różnic i dlatego trudno przewidzieć czym zakończy się arabska rewolta.
Zdaniem politologów zależy to od różnych czynników. Ważną rolę odgrywa postawa Zachodu. „Rewolucja w krajach Europy środkowo-wschodniej była postrzegana jako wyzwolenie spod jarzma dyktatur, czyli zjawisko pozytywne”, mówi Volker Perthes z Fundancji Nauka i Polityka w Berlinie. „Rewolucja arabska postrzegana jest na Zachodzie raczej jako zjawisko destabilizacyjne”, dodaje.
Tę sprzeczność wytknął w swoim wystąpieniu także berliński ekonomista Ahmad Al-Sadi. Jego zdaniem Zachód prowadzi „obłudną politykę”, o czym świadczą np. dostawy broni. Eksperci obawiają się, że dodatkowym utrudnieniem jest obecnie kryzys w Europie. „Jest jeszcze za wcześnie, byśmy mogli mówić o euforii”, zaznaczył Volker Perthes z Fundacji Nauka i Polityka w Berlinie.
Rewolucja nie była niespodzianką
Ekspert ten twierdzi, że rewolucja w krajach arabskich nie była niespodzianką, lecz logiczną konsekwencją rozwoju tych krajów po rozpoczęciu tzw. procesu barcelońskiego w połowie lat 90-tych. „Oczekiwaliśmy zmian do roku 2001. Wtedy, po zamachach na World Trade Center oraz po wejściu amerykańskich wojsk do Iraku, wszystko się zmieniło i zapomnieliśmy o wcześniejszych oczekiwaniach”, dodał Perthes.
Zdaniem ekspertów terror Al Kaidy i walka Zachodu z nim od dziesięciu lat zdominowały postrzeganie krajów południowego basenu Morza Sródziemnego. „Kiedy społeczeństwa tych krajów potrzebowały wsparcia ze strony Zachodu, tenże zdecydował się wspierać dyktatorów, bo sądził, że oni zagwarantują stabilizację”, tłumaczy Perthes z Fundacji Nauka i Polityka w Berlinie. Pewną analogią jest, że w latach 80-tych niemiecka socjaldemokracja także nie wierzyła w powodzenie ruchu Solidarności, ani kurs reform Michaiła Gorbaczowa i do pewnego stopnia wolała współpracować z reżimami.
Frustracja przed i po rewolucji
Zdania na temat przyczyn rewolucji w krajach arabskich są podzielone. Eksperci uważają, że podobnie jak w roku 1989 ma ona także związek ze zmianą pokoleniową. „Pokolenie 25-30-latków, którzy jako absolwenci szkół wyższych nie mogą znaleźć adekwatnej pracy i nie widzą szans na godne życie, jest mocno sfrustrowane i ta frustracja staje się jedną z ważnych przyczyn rewolty”, powiedział ekspert.
Porównując rewolucje na wschodzie oraz południu politolodzy twierdzą, że „u podłoża rewolucji wszędzie była arogancja władzy, na którą społeczeństwo nie chciało się dłużej godzić”. W krajach arabskich ludzie wołali: „Naród chce!”, a w Europie slogan wyzwoleniowy brzmiał: „Naród to my!”, przypomniał Perthes z Fundacji w Berlinie.
Równocześnie eksperci przestrzegają przed euforią. Przypominają oni o powtarzającym się modelu „ukradzionej rewolucji”. Volker Perthes mówi, że „ojcowie rewolucji zwykle nie kształtują nowej rzeczywistości i nie są jej beneficjentami, a wręcz przeciwnie”. Perthes uważa, że może to prowadzić do dalszej frustracji, bo choć jest to zjawisko normalne, to dla wielu bardzo bolesne.
Obce czyli niebezpieczne?
Eksperci zastanawiają się także nad rolą religii oraz poczucia wyobcowania w tzw. „wolnym” świecie. Politolog z Uniwersytetu Warszawskiego Bronisław Misztal uważa, że „nikt nie potrafi przewidzieć dokąd zmierza islam” i zwraca uwagę na pewne analogie. „Kiedy w Polsce rewolucjoniści gromadzili się w kościołach, nie budziło to obaw, jakie mamy mówiąc o spotkaniach w meczetach”, powiedział Misztal.
Zdaniem uczestników konferencji w Berlinie u podstaw doświadczeń arabskich oraz na wschodzie „leży wprawdzie podobny mechanizm, ale nie oznacza to, że te procesy będą przebiegać podobnie”. „Rewolucje są nieprzewidywalne i żaden kraj nie jest w stanie tego jednostronnie kontrolować”, powiedział polski ekspert.
Potrzebne otwartość i pomoc
Innym ważnym czynnikiem jest zdaniem politologów pomoc Europy dla krajów arabskich. Pomijając pomoc finansową chodzi zwłaszcza o transfer wiedzy i umiejętności. „Implantacja wiedzy jest kluczowa dla powodzenia rewolucji”, mówił obecny na konferencji Zbigniew Bujak, współzałożyciel "Solidarności". Podkreślił, że oczekując pozytywnego rozwoju rewolty w Afryce północnej należy zapewnić systematyczny dopływ informacji o funkcjonowaniu państwa oraz relacjach państwa ze społeczeństwem. „Jeżeli chodzi o rewolucje, to każdy kraj sobie z tym sam poradzi”, zaznaczył Bujak i dodał, że „decydujący jest okres po rewolucji, bo wtedy zaczyna się kształtowanie nowego społeczeństwa i proces transformacji”.
Najważniejszym przesłaniem dyskusji była teza, iż rewolucja wymaga pewnej otwartości także od partnerów. „Solidarność, a następnie zmiany lat 80-tych i 90-tych doprowadziły do otwarcia Europy na wschód i odwrotnie”, podkreśla Bronisław Misztal. Podobne otwarcie jest wskazane również teraz, mówili eksperci w Berlinie. Zdaniem Volkera Perthesa kraje wyzwolone spod żelaznej kurtyny „miały wrażenie, że są przyjmowane w Europie z otwartymi rękoma, natomiast w przypadku krajów arabskich Zachód trzyma dystans w obawie przed napływem migracji i kosztami”.
Róża Romaniec, Berlin
red. odp. Bartosz Dudek