1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Polska-UE. Chodzi o władzę, nie o wartości

Boris Kalnoky
Boris Kálnoky
22 października 2021

W debacie o polskim systemie sądownictwa niewiele jest tak, jak mogłoby się wydawać. Faktycznie chodzi o podział władzy między UE a jej państwami członkowskimi − pisze w gościnnym komentarzu dla DW Boris Kálnoky*.

https://p.dw.com/p/423Ed
EU-Parlament | Polen Ministerpräsident Mateusz Morawiecki
Premier Mateusz Morawiecki w Parlamencie Europejskim w StrasburguZdjęcie: Ronald Wittek/AP/picture alliance

7 października polski Trybunał Konstytucyjny orzekł, że część Traktatu o UE (Traktat z Lizbony) narusza polską konstytucję. Wywołało to gorącą debatę, w której niewiele jest tak, jak się wydaje.

Przede wszystkim to, że z Brukseli i większości państw członkowskich rozlega się alarm, że „nigdy wcześniej” nie kwestionowano prymatu prawa europejskiego nad narodowym prawem konstytucyjnym. Jest to zwyczajnie nieprawdą.

Bo wręcz przeciwnie, nigdy nie zgodzono się na pierwszeństwo prawa europejskiego nad krajowym prawem konstytucyjnym. Podjęto takie starania, ale nie powiodły się. Projekt „Konstytucji dla Europy” z 2004 roku zawierał postanowienie, że prawo europejskie ma pierwszeństwo wobec konstytucji krajowych. Projekt ten jednak upadł z powodu referendów przeprowadzonych we Francji i Holandii.

Podczas następnej próby w 2007 roku przyjęto Traktat Lizboński merytorcznie bardzo podobny do tego sprzed pięciu lat. Najważniejszym punktem odróżniającym go była rezygnacja z formalnego zapisu prymatu prawa europejskiego nad konstytucjami narodowymi.

Niebezpieczny temat

Niewątpliwie jest to oznaka tego, jak wybuchowa politycznie była zawsze ta kwestia. Nigdy nie zdołano osiągnąć porozumienia w tej sprawie. W szczególności Wielka Brytania, ale także niemiecki Trybunał Konstytucyjny, zawsze dostrzegały tutaj potencjał konfliktu. W maju 2020 roku niemiecki TK orzekł, że kupno obligacji przez Europejski Bank Centralny jest „sprzeczne z jego uprawnieniami”. A orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE), że zakupy były zgodne z prawem UE, sąd w Karlsruhe nazwał „niezrozumiałym”. Tym samym zakwestionował prymat TSUE w tej sprawie.

O tym, że orzeczenia TSUE mają pierwszeństwo przed konstytucjami państw członkowskich, zadecydowali sami sędziowie unijni. Siłą napędową był Robert Lecourt, prawnik i konserwatywny polityk francuski. Dużo pisał o potrzebie nadania prawu europejskiemu absolutnego pierwszeństwa. W 1964 roku był sprawozdawcą w poprzednim Trybunale w niepolitycznej sprawie Costa vs. E.N.E.L. Wykorzystał on tę sprawę, która dotyczyła prywatnego interesu włoskiego inwestora, aby skonstruować z niej prymat prawa europejskiego, również w ramach prawa konstytucyjnego.

Udało mu się przekonać sędziów. W rzeczywistości jednak posłużył się on peryferyjną procedurą, aby wyegzekwować zasadę, którą uważał za pożądaną politycznie.

W konsekwencji formalny opór wobec tego zajścia był niewielki. Wynikało to głównie z tego, że maksyma ta nigdy nie była wykorzystywana do obalania systemów politycznych państw członkowskich poprzez europejskie orzeczenia sądowe. Chodziło głównie o stosunkowo niepolityczne decyzje. Ale w ostatnich latach to się zmieniło, a opór odpowiednio wzrasta. TSUE stał się czynnikiem władzy politycznej.

Chodzi o władzę, a nie o wartości

Przedmiotem obecnej debaty jest również zarzut Polski, że UE wykracza poza kompetencje, które nie są zapisane w żadnym traktacie. Ustanowienie prymatu prawa europejskiego nad konstytucjami państw członkowskich jest doskonałym przykładem tego stopniowego rozszerzania kompetencji.

Tak naprawdę nie chodzi tu ani o obowiązujące prawo, ani o „wartości europejskie”. Chodzi o kwestię walki o władzę. W artykule dla „Politico” Stefan Auer i Nicole Scicluna przedstawili stosowne argumenty.

Unia Europejska jest „ewoluującą, eksperymentalną strukturą polityczną”, której kształt jest nieustannie negocjowany przez państwa członkowskie - piszą autorzy. Polska ma w tym swój udział jak nikt inny, a polski atak ostatecznie obnaża poważną słabość konstrukcji prawnej UE.

Chodzi tu o coś więcej niż tylko o to, czy polski wymiar sprawiedliwości jest upolityczniony (do polskich wyborców należy ukaranie za to swojego rządu i odsunięcie go od władzy, jeśli tego nie chcą).

Chodzi o to, czy UE powinna być de facto państwem, czy też sojuszem suwerennych państw narodowych. Podstawą suwerenności każdego państwa jest jego konstytucja.

*Boris Kálnoky jest niemieckim dziennikarzem i dyrektorem szkoły medialnej Mathias Corvinus Collegium (MCC) w Budapeszcie, bliskiej węgierskiej partii rządzącej Fidesz.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>