Odpowiedź na terror będzie twarda – zapowiedziała brytyjska premier Theresa May po najnowszym ataku w Londynie. To już trzeci tego typu zamach w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Nadszedł czas na zdecydowaną reakcję. Kary dla terrorystów mają zostać zaostrzone. Policja i organy ścigania mają zintensyfikować walkę z islamizmem i ekstremizmem – przekonywała.
Czy Theresa May i jej torysi zostaną jednak za to wynagrodzeni przez wyborców – nie wiadomo. Bo gdzie była Theresa May, gdy jako minister spraw wewnętrznych zlikwidowała 20 tys. etatów w policji, zredukowała płace i pozostawiła po sobie walczącą z problemami personalnymi, pozbawioną motywacji ekipę. Obywatele mają to jeszcze świeżo w pamięci. Młody policjant w Wielkiej Brytanii z trudem może wyżyć z pensji. Kto jeszcze ma ochotę na taką pracę?
Zaangażowani policjanci działający w społecznościach lokalnych są niezbędni po to, by zidentyfikować na czas potencjalnych sprawców. Oszczędności Theresy May trafiły jednak przede wszystkim w funkcjonariuszy patrolujących na co dzień ulice miast, czyli takich, którzy szczególnie dobrze znają swoje dzielnice. Trafiły też w takich, którym sąsiedzi opowiadali może o określonych meczetach i kaznodziejach, i którzy zainteresowaliby się takimi informacjami – inaczej niż to było w Manchesterze w przypadku tamtejszego zamachowca.
Radykalizacja równoległych społeczeństw
Kilka lat temu Brytyjczycy wprowadzili ogólnokrajowy program przeciwko radykalizacji. Jego autorzy mogą pochwalić się pewnymi sukcesami. Ale generalnie jest już nieco za późno. Czynnikiem hamującym są też nierówności społeczne. Niektóre ugrupowania muzułmańskie zwalczają ten program, ponieważ uważają go za dyskryminujący.
W niektórych dzielnicach wielkich brytyjskich miast od dziesięcioleci narosły równoległe społeczeństwa, w których nie chodzi o radosny i kolorowy multikulturalizm, tylko o odseparowanie się od zachodniego społeczeństwa. Działają tam samozwańcze sądy opierające się na prawie szariatu. Niektóre muzułmańskie szkoły mogą tam też bez przeszkód uczyć konserwatywnego islamu.
Polityczną odpowiedzialność za te nieprawidłowości ponoszą obie wielkie brytyjskie partie polityczne. Laburzyści z powodu politycznej poprawności długo przymykali oczy przed problemami niektórych dzielnic zamieszkałych przez muzułmanów. Ale i torysi zawiedli, choćby w zakresie kontroli muzułmańskich szkół. Nie mieli ochoty stawić czoła niektórym krzykliwym liderom takich grup.
Wiele słów, mało czynów
Coraz to nowe ustawy nic nie zmienią. Żeby stawić czoła terroryzmowi na jego własnej glebie, potrzebne byłyby odważne reformy. Nieuzbrojony "Bobby" nie jest już na czasie. Policjant, który na London Bridge dzielnie stawił czoła napastnikom używając pałki, jest świętowany jak bohater. Ale mając do dyspozycji broń palną byłby w stanie powstrzymać to nieszczęście, zanim jeszcze terroryści urządzili jatkę wśród przechodniów.
Brytyjczycy będą musieli więc cofnąć oszczędności w aparacie ścigania. A przede wszystkim brakuje im uczciwej debaty na temat błędów przeszłości i rzeczywistej sytuacji w niektórych gminach. Rząd powinien też poszukać sprzymierzeńców wśród muzułmańskich społeczności, aby rozmawiać z nimi, a nie o nich. Kolejne ustawy antyterrorystyczne są tylko środkiem uspokajającym – w ciągu ostatniej dekady było ich aż jedenaście.
Czy Theresa May da sobie radę? Jako minister spraw wewnętrznych była dość ograniczona, przejawiała niewiele fantazji i w zasadzie miała mało sukcesów. Jej rywal Jeremy Corbyn nie ma z kolei żadnego doświadczenia w rządzeniu i nie przejawia ochoty, by zająć się tym mało popularnym wśród lewicowców tematem. Jeśli Brytyjczykom udzieli się nastrój niepewności, będą wpatrywać się w swoje karty wyborcze raczej w poczuciu bezradności.
Barbara Wesel
tłum. Bartosz Dudek