1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kolejność odśnieżania

Piotr Piaszczyński2 lutego 2013

Zima 2012/2013 pozostanie niezapomniana. Kto liczy na to, że w XXI wieku technika załatwi za nas wszystko, może się mocno zawieść. Szufla i sól to podstawa.

https://p.dw.com/p/17X2k
Eine Passantin läuft am 21.01.2013 über den mit Schnee bedeckten Vorplatz vor dem Landtag in Dresden (Sachsen) an einer Deutschlandflagge vorbei. Foto: Arno Burgi/dpa +++(c) dpa - Bildfunk+++ pixel
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Mimo sławetnego ocieplenia klimatu (albo jak chcą, znajdujący się w zdecydowanej większości, specjaliści-wyznawcy tej arcymodnej i arcypoprawnej politycznie idei - właśnie dlatego) znów przyszła zima. Taka prawdziwa zima zła: ze śniegiem i mrozem. I znów zaczęły się kłopoty, bo zima - jak zwykle - wszystkich kompletnie zaskoczyła, ze służbami drogowymi na czele. W Nadrenii Północnej-Westfalii np. został dzięki temu pobity historyczny rekord długości komunikacyjnych korków: w pewnej chwili było ich na autostradach i szlakach lokalnych ogółem 450 km! Od razu mi się przypomniała, zapamiętana boleśnie z nieświętej pamięci komunistycznej Polski, kwestia tzw. kolejności odśnieżania dróg: pierwsza, druga, trzecia etc. Rzecz dotyczy wszelako nie jakiejś mniej lub bardziej ważnej arterii, lecz ulicy, przy której mieszkam.

Co ja mówię - ulicy. To raczej uliczka: niedługa, wąziutka (tak że dwa auta minąć się prawie na niej nie mogą), malownicza, cicha i spokojna. Idealna zarazem dla kogoś, kto, jak niżej podpisany, powolutku acz nieuchronnie zbliża się do wieku emerytalnego. Ma ona tylko jedną zasadniczą wadę, która szczególnie daje się we znaki w okresie zimowym: jest mianowicie okropnie stroma. Możecie więc Państwo sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy spadnie niewielki nawet śnieg: nasza urocza uliczka zamienia się momentalnie w tor saneczkarski. A jak śnieg nieco przymarznie - w lodowisko. I tak dokładnie zdarzyło się ostatnio. Śnieg najpierw sympatycznie i niewinnie prószył, lecz niebawem walił już wielkimi, gęstymi płatami. Przez całą noc. No i rano zaczął się istny horror! Jeszcze wieczorem syn sąsiadów, świetny skądinąd kierowca, chciał zaparkować przed domem. Lecz gdy wykonał konieczny skręt pod kątem 90 stopni, jego samochód zsunął się po prostu kilkadziesiąt metrów w dół. Tegoż pamiętnego ranka moja żona musiała oczywiście udać się do pracy. Odkopaliśmy więc naszego diesla spod zwałów śniegu, odpaliliśmy i... nastąpił w niepowtarzalnym wykonaniu mej kobiety zjazd. Łagodnie mówiąc: w pełni niekontrolowany, szaleńczo-straceńczy, żywiołowy, „taneczny“, cudem jakimś nie zakończony stłuczką czy nawet rozbiciem auta. I tak to mniej więcej wyglądało przez cały dzień. Ci, którzy usiłowali wdrapać się pod górę, nie dawali rady, ci natomiast, którzy chcieli jechać w dół, przezornie rezygnowali (panowie wywożący śmieci). Jeden ułańsko odważny kierowca (zresztą Polak z pochodzenia) w furgonetce UPS zaprezentował karkołomny „ześlizg“ z towarzyszeniem przyprawiających o palpitację serca ewolucji. Nie muszę dodawać (czy raczej powinienem, bo jesteśmy w Niemczech; w małym miasteczku co prawda, ale zawsze), iż nie raczył się zjawić żaden pług. A przecież za zimowe utrzymanie ulicy my, jej mieszkańcy, płacimy nie takie znów błahe pieniądze...

Trzeba więc było zacząć działać, i to na różnych frontach. Sąsiadka zatelefonowała gdzie trzeba, a ja udałem się piechotą do właściwej instytucji (firmy), którą wskazano mi w ratuszu jako odpowiedzialną za odśnieżanie. Tam miła pani, wysłuchawszy cierpliwie mych rozlicznych argumentów, poinformowała mnie uprzejmie, że „zaraz coś z tym zrobimy“. Słowa niestety nie dotrzymała. O wiele lepiej sprawdziła się sąsiedzka solidarność: każdy posypał jezdnię solą (osobiście zużyłem 3 worki, czyli 9 kilo) i pod wieczór na około połowie długości nawierzchnia był już czarna, przejezdna bez ryzyka strat materialnych i cielesnych. Postanowiłem jednak nie dać za wygraną i następnego ranka zadzwoniłem do w/w firmy, „grożąc“ sądem na wypadek (w tych okolicznościach to najwłaściwsze określenie) rozbicia samochodu. Ledwo odłożyłem słuchawkę, a już za oknem przemknęła pługo-solarka...

Jaki z tego doświadczenia płynie wniosek? Może ten, że jeśli nawet mieszka się w kraju (teoretycznie) bardzo wysoko rozwiniętym, warto przed nastaniem zimy zaopatrzyć się w szuflę i odpowiednią ilość soli. A jak przyjdzie co do czego, egzekwować swoje prawa. W ostateczności liczyć na fajnych sąsiadów.

Piotr Piaszczyński

red.odp.: Małgorzata Matzke