1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kijów: Są starzy i chorzy, ale nie pozostawieni sami sobie

Alexander Sawizkij
17 marca 2022

Rodziny, wolontariusze i sąsiedzi opiekują się starymi i chorymi ludźmi, którzy nie zdołali uciec z Kijowa po ataku Rosji na Ukrainę. W całej stolicy zaczęły powstawać lokalne struktury pomocy.

https://p.dw.com/p/48aUN
Wiele starszych mieszkańców stolicy Ukrainy nie ma sił, by dojść do czynnego jeszcze sklepu spożywczego lub apteki
Wiele starszych mieszkańców stolicy Ukrainy nie ma sił, by dojść do czynnego jeszcze sklepu spożywczego lub aptekiZdjęcie: picture alliance/dpa/SOPA Images via ZUMA Press Wire

Około dwóch milionów ludzi, czyli prawie połowa mieszkańców, opuściła ukraińską stolicę, odkąd wojska rosyjskie rozpoczęły bombardowanie Kijowa. Wśród tych, którzy zostali, jest wiele osób starszych, samotnych, które nie są zdolne do przemieszczenia się.

Większość małych prywatnych sklepów za rogiem już dawno została zamknięta, a transport publiczny rzadko kursuje. Dla wielu osób starszych i chorych duże supermarkety i apteki, które są jeszcze otwarte, są trudno dostępne. Dlatego osoby te zdane są coraz bardziej na pomoc organizacji społecznych i wolontariuszy, którzy dostarczają im żywność i leki.

Czego się mam bać?

Mieszkająca w Kijowie 75-letnia Maria Wasyliwna jest zdana na siebie. Jej jedyna córka żyje za granicą i nie może jej pomóc. Maria skarży się, że od 24 lutego wszystkie małe sklepy w pobliżu są zamknięte. Mówi, że do najbliższego supermarketu jest półtora kilometra, a ona nie ma już sił chodzić.

– Moje nogi nie dadzą rady. Po prostu wychodzę na podwórko, siadam na ławce i karmię bezpańskie koty. Sąsiad zostawił dla nich siedem kilogramów karmy. W domu mam tylko suchy chleb – mówi kobieta.

Jednocześnie nie chce opuścić Kijowa i udać się w bezpieczne miejsce. Nie wiedziałaby nawet, dokąd pójść. Nie wie nic o organizacjach pomocowych, które obecnie bezpłatnie dostarczają paczki z żywnością dla potrzebujących.

– Oglądam telewizję, słyszę też wybuchy dookoła, mogę nawet określić, z którego kierunku nadchodzą. Ale ja się nie boję, jestem już stara, kiedyś trzeba umrzeć. Czego więc jeszcze mam się obawiać? Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że nie mogę w niczym pomóc – mówi Maria Wasyliwna.

Starsza mieszkanka Kijowa wygląda z okna po nalocie bombowym
Starsza mieszkanka Kijowa wygląda z okna po nalocie bombowymZdjęcie: Thomas Peter/REUTERS

„Nie mogę zostawić mojej matki“

Podczas gdy Maria Wasyliwna jest zdana na siebie, 52-letnia Switłana celowo nie opuściła Ukrainy. Została, by opiekować się swoją 81-letnią matką, która wkrótce po ataku Rosji na Ukrainę przeszła udar mózgu i od tego czasu nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach. Ma również trudności z mówieniem.

Switłana mieszka w kijowskiej dzielnicy Podół na ostatnim piątym piętrze starego budynku bez windy. – Cały czas siedzimy w domu, nie mogę nawet iść do schronu przeciwlotniczego, bo nie chcę zostawiać matki samej – mówi.

Połowa mieszkańców domu opuściła miasto, pozostali trzymają się razem. – Jeśli dojdzie do takiej sytuacji, jak w Mariupolu, to oni mi pomogą, zaniosą matkę na dół i zabiorą do schronu. Informujemy się wzajemnie o tym, gdzie i co można kupić w danym sklepie. Przynosimy sobie nawzajem jedzenie i lekarstwa – tłumaczy Switłana.

Eksplozje i strzelanina

Zaledwie kilka dni temu rosyjski pocisk rakietowy, zniszczony przez ukraińską obronę przeciwlotniczą, spadł z nieba zaledwie 150 metrów od domu Switłany, poważnie uszkadzając budynek biurowy. Wybuchy i strzelanina dają się jej mocno we znaki.

– Trzęsę się wtedy cała, drżą mi nogi i ręce. Ponowne zaśnięcie zajmuje mi godzinę. Dobrze, że moja mama ma teraz problemy ze słuchem i zauważa coś dopiero wtedy, gdy trzęsą się szyby – mówi Ukrainka.

Obecnie Switłana nie musi pracować. Teatr studencki Akademii Kijowskiej w Mohyle jest zamknięty z powodu wojny. Jednak jej pensja, a także emerytura matki nadal będą regularnie wypłacane.

Poczciwe koty z Kijowa

Wielu wolontariuszy z organizacji „Peczerskie Koty“, nazwanej tak na cześć jednej z centralnych dzielnic Kijowa, opiekuje się ludźmi potrzebującymi pomocy. Znajduje się tam około 1500 potrzebujących.

– Jesteśmy częścią większej organizacji „Koty Sołomyjskie“, która pomaga mieszkańcom dzielnicy o tej samej nazwie w stolicy Ukrainy – mówi Dmytro Heochanivskij, wolontariusz biorący udział w misji.

Wolontariusze, sąsiedzi, rodziny pomagają starszym mieszkańcom
Wolontariusze, sąsiedzi, rodziny pomagają starszym mieszkańcom Zdjęcie: State Emergency Service of Ukraine/HandoutREUTERS

Od początku obrony Kijowa w stolicy Ukrainy spontanicznie powstało wiele podobnych struktur, obok organizacji wolontariackich, które istniały już od czasu protestów Euromajdanu i rozpoczęcia rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie w 2014 roku.

Wolontariusze „Kotów Peczerskich“ zajęli kawiarnię w pobliżu pomnika nieznanego żołnierza II wojny światowej. Obecnie znajduje się tam magazyn z artykułami spożywczymi. Stamtąd też infolinia koordynuje dystrybucję żywności, artykułów higienicznych i lekarstw dla osób starszych i chorych.

– Nie jestem w stanie powiedzieć, ile osób tu pomaga, codziennie ktoś przychodzi i odchodzi. Zwykle jednak codziennie pracuje tu kilkadziesiąt ludzi. Wszyscy robią to całkowicie dobrowolnie, nie ma też stałego grafiku dyżurów – opowiada Dmytro Heochanivskij

1000 butelek oleju spożywczego

Według niego cała pomoc pochodzi z darowizn z magazynu centralnego organizacji. Podczas rozdzielania produktów wolontariusze kierują się głównie potrzebami osób, które wymagają pomocy.

– W większości są to emeryci, chorzy i starsi ludzie. Ale nie tylko! Pomagamy także Obronie Terytorialnej i szpitalom. Właśnie rozprowadziliśmy ponad 1000 butelek oleju spożywczego, aby ludzie mieli chociaż minimalny zapas na wypadek blokady miasta – mówi wolontariusz.

Większość osób pomagających to młodzi kobiety i mężczyźni, w tym wielu studentów. Jedną z nich jest 19-letnia Oksana. Mówi, że mogła wyjechać z Kijowa i zatrzymać się u krewnych w zachodniej Ukrainie lub u znajomych w UE. Postanowiła jednak zostać w Kijowie i pomagać ludziom.

– Na początku, oczywiście, bałam się, gdy słyszałam wybuchy i strzały na ulicach. Ale teraz już się nie boję. Gdybym stąd odeszła, byłabym bez serca – mówi, kładąc rękę na piersi.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

Polska. Ukraińcy wracają, by walczyć