Niemiecka prasa o wizycie Hollande'a w Berlinie
16 maja 2012"W bliskich stosunkach niemiecko-francuskich wiele wskazuje na to, że przezwycięży się zakłócenia atmosferyczne - uważa Stuttgarter Zeitung. Plany inicjatyw na rzecz wzrostu gospodarczego nie zmienią przymusu oszczędzania. Od gotowości Europy do reform zależeć będzie przyszłość Europy. Kolejna próba sił w Grecji może wystawić oś Berlin-Paryż na próbę wytrzymałości. Do tej pory jednak zawsze było tak, że w kryzysie Niemcy i Francja zacieśniały wzajemne relacje."
Frankfurter Allgemeine Zeitung zaznacza, że "Dla relacji niemiecko-francuskich dobry omen to to, że na premiera wybrany został były nauczyciel niemieckiego, Ayrault, który podobnie jak Hollande, przypisywany jest do socjaldemokratycznego skrzydła partii. To powód do radości dla szefa klubu CDU/CSU w Bundestagu, Kaudera: w Paryżu mówi się jednak po niemiecku. Czy to pomoże posunąć sprawy do przodu, to się dopiero okaże. Francuska lewica wciąż jeszcze uważa europejski pakt fiskalny za "dyktat Merkel". Może teraz paru francuskich polityków przeczyta to porozumienie. Zobaczą wtedy, że nie jest to żadne diabelskie narzędzie tortur, lecz raczej umocnienie pierwotnego paktu stabilizacji i rozwoju.”
"Kanclerz Merkel nie mogło się nic lepszego przytrafić, jak wybór socjalisty Hollande'a na przywódcę Grande Nation - uważa Lübecker Nachrichten. Jeżeli Sarkozy pozostałby na tym stanowisku, to prędko nadano by mu miano marionetki Angeli Merkel i niemiecko-francuska oś miałaby jeszcze bardziej zaburzoną równowagę. A samej żelaznej kanclerz już powoli świta, że oszczędności i reformy przynoszą co prawda długotrwały skutek, ale na krótszą metę są one zagrożeniem dla zatrudnienia, koniunktury a nawet demokracji. "
Landeszeitung z Lüneburga uważa: "Merkozy to już historia. Francoisowi Hollandowi i Angeli Merkel nie pozostaje jednak wiele czasu, by wycisnąć w historii Europy pozytywne piętno jako "Merkollande". Mogą oni ukręcić łba euro, albo je uratować. Mogą obstawać przy suchej wykładni zasad oszczędzania lub inwestycji, albo znaleźć rozsądną drogę złotego środka. Mogą pozwolić popaść Grecji w ubóstwo, albo zapobiec temu, by nie powstała sytuacja, jak swego czasu w Republice Weimarskiej. Socjalistyczny prezydent Francji czuje presję czasu. Raptem w pięć godzin po zaprzysiężeniu, które odbyło się w strumieniach deszczu, spotkał się z kanclerz NIemiec. Pośpiech był wskazany, bo zaczął się ostatni akt greckiej tragedii: nowe wybory z widokami na większe poparcie elektoratu dla skrajnej prawicy i lewicy. "
O nowych wyborach w Grecji wspomina boński General-Anzeiger: „Powtórka wyborów tak często, aż wreszcie będzie pożądany wynik to nic innego jak ogłoszenie bankructwa. Wiąże się to także z wielkim ryzykiem, bo możliwe są dwa warianty: wariant I : Grecy w maju dali upust swojej złości i w czerwcu będą wybierać dla dobra państwa. Jest to jednak mało prawdopodobne. Wariant II: nastroje protestu w narodzie jeszcze przybiorą na sile na skutek znużenia polityką. Wtedy sytuacja może stać się dla tego państwa naprawdę niebezpieczna - i dla eurostrefy także."
Małgorzata Matzke
red.odp.: Andrzej Paprzyca