1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jubileusz Uniwersytetu Europejskiego: "Viadrina miała stać się sercem nowej Europy"

15 lipca 2011

15 lipca 1991 r. oficjalnie powstał Europejski Uniwersytet Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Priorytetem uczelni jest współpraca z Polską. Pierwszym rektorem był prof. Hans Weiler, z którym rozmawia Elżbieta Stasik.

https://p.dw.com/p/11tB6
Prof. Hans Weiler
Prof. Hans WeilerZdjęcie: Fest

DW: Pana macierzystą uczelnią jest Uniwersytet Stanforda, domem słoneczna Kalifornia. Mimo to na przełomie lat 80. i 90. zdecydował się Pan zamienić Stanford na Frankfurt nad Odrą. Co Panie Profesorze, skłoniło Pana do tego?

Hans Weiler (HW): Myślę, że były dwa powody. Pierwszy, to ta jedyna w swoim rodzaju sytuacja w tamtym czasie. Trzeba sobie wyobrazić - początek lat dziewięćdziesiątych, przełom polityczny w krajach Europy Środkowej. To były fascynujące lata, zwłaszcza możliwość stawiania na nogi czegoś zupełnie nowego i to w miejscu, jakim jest Frankfurt nad Odrą, na granicy z Polską. W miejscu obciążonym trudnymi stosunkami polsko-niemieckimi, ale jednocześnie otwierającym niewiarygodne możliwości. Tworzenie nowego uniwersytetu w takim miejscu i w takim czasie było wyjątkowym wyzwaniem. To był jeden powód. A drugi – zawsze byłem ciekawy, jak można stworzyć inną uczelnię, inną, niż typowe uniwersytety. Na przykład międzynarodową i ponadgraniczną. Koncepcja Viadriny wydawała mi się szczególnie interesującym i wymagającym wyzwaniem, którego bardzo chętnie się podjąłem.

Prof. Hans Weiler z Kerlem Dedeciusem podczas uroczystości nadania prof. Dedeciusowi tytułu doktora honoris causa uczelni
Prof. Hans Weiler z Karlem Dedeciusem podczas uroczystości nadania prof. Dedeciusowi tytułu doktora honoris causa uczelniZdjęcie: Fest

DW: Ale Viadrina nie była od początku pomyślana jako europejski uniwersytet. Jak doszło do tego, że stała się właśnie takim?

HW: Była, była. Od 1991 roku uczestniczyłem też w przygotowywaniu koncepcji uczelni wyższych w całej Brandenburgii i już podczas planowania uniwersytetów w Poczdamie, w Cottbus i we Frankfurcie nad Odrą, wiadomo było, że właśnie uczelnia we Frankfurcie ma być placówką o europejskim charakterze, ze szczególnym ukierunkowaniem na Polskę. Viadrina miała stać się sercem przyszłej Europy. Już w fazie dyskutowania koncepcji uniwersytetów było to centralnym tematem. Doskonale pamiętam, jak szukaliśmy klucza do zrealizowania tej koncepcji, głowiliśmy się, żeby stworzyć projekt, który byłby wykonalny dla Brandenburgii i zarazem był już bardzo konkretną wizją Viadriny.

DW: Było trudno? Bo w końcu były to fascynujące, ale i niełatwe lata. Wszystko stało na głowie, niemal wszystko trzeba było tworzyć od nowa.

HW: Było bardzo trudno i zarazem bardzo łatwo. Trudno, bo oczywiście musieliśmy zaczynać od początku. We Frankfurcie nie było nic. Pamiętam, że mieliśmy biuro z jednym telefonem i nawet ten nie działał tak jak trzeba. Stworzenie w tak skromnych warunkach uniwersytetu z prawdziwego zdarzenia było faktycznie nie lada zadaniem. Z drugiej strony było łatwo, bo nie mieliśmy żadnych już istniejących struktur. Inaczej, niż chociażby w Lipsku, czy Dreźnie, gdzie były uniwersytety, które trzeba było przekształcić, czy wręcz zlikwidować i stworzyć od nowa. My mieliśmy białą kartkę, którą trzeba było dopiero zapisać.

Próba wyjścia poza ramy

logo uniwersytetu
logo uniwersytetu

DW: W tworzeniu takiego a nie innego charakteru Viadriny korzystał Pan ze swoich doświadczeń, ze znajomości tematu. Co było innego na Viadrinie?

HW: Inne były zwłaszcza dwie rzeczy. Po pierwsze rzeczywiście próba utworzenia nie krajowego, tylko międzynarodowego uniwersytetu. I tutaj współpraca akurat z Polską nie była bezproblematyczna, zważywszy naszą bardzo trudną wspólną przeszłość. Już to na pewno było inne. Czasami porównywano tę uczelnię z niemiecko-francuskim uniwersytetem. Moim zdaniem nie jest to trafne, bo mieliśmy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Stosunki między Francją a Niemcami też nie były łatwe, ale wówczas, w 1991 roku, istniały już lata niemiecko-francuskiej współpracy. Między Polską a Niemcami jej nie było.

Drugą rzeczą była próba, nie do końca udana, ale przynajmniej podjęta próba wyjścia poza ramy normalnych, typowych kierunków studiów i stworzenia nowych, interdyscyplinarnych kierunków. Przede wszystkim dotyczyło to kulturoznawstwa, gdzie próbowaliśmy odejść od starych modeli studiów.

DW: A dlaczego zdecydowano się właśnie na kulturoznawstwo, prawo i ekonomię? Tylko te trzy kierunki zostały zresztą do dzisiaj.

HW: Tak i rzeczywiście szkoda. Ale trzeba pamiętać o ograniczonych możliwościach finansowych Brandenburgii, stosunkowo małego i biednego kraju związkowego. W tamtym czasie w grę wchodziło właściwie utworzenie tylko jednego, nowego uniwersytetu i na pewno powstałby on w stolicy landu, w Poczdamie. Reszta kraju nie miałaby jakiegokolwiek udziału w kształtowaniu struktury szkolnictwa wyższego. Zdecydowano się więc na rozwiązanie, zgodnie z którym w Cottbus powstał Uniwersytet Techniczny, w Poczdamie uniwersytet, który pierwotnie miał kształcić przede wszystkim nauczycieli. Poczdam miał się wyspecjalizować w kierunkach przyrodniczych, ale z biegiem czasu odszedl trochę od tej koncepcji. I wreszcie profilem uczelni we Frankfurcie nad Odrą miały być kierunki humanistyczne i nauki społeczne, z tym dodatkowym, europejskim charakterem uczelni. Taka była pierwotna koncepcja. Stało się trochę inaczej, ale to był powód, dlaczego dla każdej z tych trzech uczelni przewidziano stosunkowo wąski zakres kierunków.

Bez Polaków by się nie udało

Viadrina sięga tradycją średniowiecznej Alma Mater Viadrina
Viadrina sięga tradycją średniowiecznej Alma Mater ViadrinaZdjęcie: Foto: Heide Fest

DW: Zaangażował się Pan bardzo w polsko-niemieckie pojednanie. Dlaczego właściwie?

HW: Cóż, do dzisiaj ogromną rolę odgrywa bardzo trudna przeszłość stosunków polsko-niemieckich. Były one obciążone mnóstwem nieporozumień, też nieufności, którą trzeba było dopiero przezwyciężyć. Szczerze mówiąc, wobec problematyczności tych stosunków jest czymś zadziwiającym, jak szybko, i w gruncie rzeczy gładko, doszło do polsko-niemieckiej współpracy na Viadrinie. Na pewno było to też zasługą naszych przyjaciół z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, ale i rządu w Warszawie. I też zasługą polskich studentów, którzy przyjęli Viadrinę z otwartymi ramionami, wypełnili ją pulsującym studenckim życiem. Tylko niemieckim studentom by się to nie udało.

DW: Zapytam inaczej. Pochodzi Pan z Nadrenii Północnej - Westfalii. Naturalnym byłoby zwrócenie się w stronę Zachodniej Europy. A Pan pojechał na ten wówczas „dziki Wschód” i intensywnie zajął się stosunkami z Polską. Dlaczego?

HW: W tym czasie było to największym wyzwaniem. Szkolnictwo wyższe w Niemczech było już zorientowane na Zachód. Także dzięki Unii Europejskiej nie było już na tym polu wiele do zrobienia. Prawdziwe zadania czekały w stosunkach z krajami Europy Środkowej i Wschodniej. I jeżeli już ktoś zdecydował się angażować w stosunki międzynarodowe, naturalnym było zwrócenie się właśnie w stronę Europy Środkowej.

DW: Utrzymuje Pan nadal kontakty z polskimi kolegami, w ogóle z Polską?

HW: Nie w takim stopniu, w jakim był sobie życzył. Ale ciągle jeszcze mam przyjaciół, zwłaszcza wśród kolegów, którzy dzierżą piecz nad Collegium Polonicum. To jest w ogóle sukces najwyższej rangi. Doskonale pamiętam nasze pierwsze rozmowy i przyznam, że byłem bardzo sceptyczny wobec tych wspaniałych panów. Tymczasem Collegium Polonicum, które powstało, jest placówką lepszą, większą i o wydatnie większym znaczeniu, niż zakładaliśmy wówczas. Jest to zasługą polskiego rządu, który dał do dyspozycji ogromne środki finansowe, ale też kolegów z Poznania i innych uczelni, i wreszcie nadzwyczaj kompetentnego dyrektora Collegium Polonicum, Krzysztofa Wojciechowskiego.

DW: ... i zasluga Pana i pana kolegów...

HW: Staraliśmy się. Ale łatwo nie było. Trudne było zwłaszcza rozwiązanie kwestii politycznych i prawnych. Chodziło w końcu o stworzenie placówki transgranicznej a to oznaczało problemy prawne, administracyjne, finansowe. Każdy z nich musiał być dokładnie rozważony, rozwiązany. Regularnie spotykaliśmy się więc z kierownictwem Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Jak mówię – nie zawsze było łatwo, ale w końcu sobie poradziliśmy.

"Szkoły wyższe są z natury statyczne"

Główny budynek uczelni
Główny budynek uczelniZdjęcie: picture alliance / dpa

DW: Kiedy patrzy Pan na Viadrinę dzisiaj, jest Pan usatysfakcjonowany?

HW: Trudne pytanie, bo wobec własnych dzieci ma się zawsze najwyższe wymagania. I kiedy dzieci nie spełnią tych oczekiwań, bywa, że jesteśmy rozczarowani. Od Viadriny oczekiwałbym trochę więcej reformatorskiej odwagi, większą gotowość do wypróbowywania nowych rzeczy, pójścia nowymi drogami. Ale nie można być niesprawiedliwym, bo wiem, jak trudno jest w Niemczech i nie tylko w Niemczech wprowadzać zmiany w szkolnictwie wyższym. Szkoły wyższe są z natury bardzo statycznymi placówkami i potwierdziło się to też na Viadrinie, zwłaszcza przy próbie stworzenia kierunków interdyscyplinarnych. Tylko częściowo się to powiodło. Mógłbym sobie też wyobrazić, że kwestie stosunków z Polską byłyby jeszcze bardziej obecne w naukowych profilach poszczególnych fakultetów. Tu na pewno byłoby to i owo do zrobienia. Ale w sumie jestem zadowolony z rozwoju Viadriny.

DW: A to, że stała się uniwersytetem na bazie fundacji?

HW: To jest w porządku. Tyle, że szkoda, iż jest to fundacja bez kapitału. Nie jest to niestety tylko skaza na urodzie, ale prawdziwy problem, bo nie pozwala wykorzystać możliwości, jakie daje taki rodzaj uczelni. Inne zresztą były pierwotne założenia. Fundacja miała być wyposażona w solidny kapitał, szkoda, że tak się nie stało. Natomiast fakt przekształcenia uniwersytetu w uczelnię na bazie fundacji bardzo pochwalam. Moja macierzysta uczelnia, Uniwersytet Stanforda, też jest prywatną placówką, jak większość prywatnych, amerykańskich uniwersytetów. Bardzo cenię ten model a Viadrina, moim zdaniem, nie wykorzystała jeszcze szans, jakie daje jej ten status.

Widok z mostu granicznego na Collegium Polonicum
Widok z mostu granicznego na Collegium PolonicumZdjęcie: Elzbieta Stasik / DW

DW: Był Pan rektorem Viadriny przez sześć lat. Pamięta Pan jakiś szczególny dzień, wydarzenie?

HW: Sporo ich było. Ale jeżeli mogę wyłuskać jedno wydarzenie, to była nim wizyta Aleksandra Kwaśniewskiego. Było to dla nas fantastyczne doświadczenie. Przyjechał na uniwersytet stosunkowo wcześnie, chyba w drugim roku istnienia Viadriny. Wizyta polskiego prezydenta, który osobiście przyjeżdża, żeby otworzyć nowy rok akademicki, to było dla nas ogromne wyróżnienie i potwierdzenie, że to, co robimy, jest słuszne. Nie mówiąc o tym, że Aleksander Kwaśniewski był nader godnym i też bardzo elokwentnym reprezentantem swojego kraju. Jego wizyta była rzeczywiście nadzwyczajnym dniem dla uniwersytetu. Ale też dla mnie. Kiedy jechaliśmy jego autem przez most graniczny, ze Słubic do Frankfurtu, mieliśmy okazję porozmawiać. Niestety nie po polsku, tylko po angielsku, ale była to dla mnie bardzo ciekawa i ważna rozmowa.

DW: Nauczył się Pan po drodze trochę polskiego?

HW: Mało. Próbowałem, ale tyle było zawsze do zrobienia. I – dzisiaj muszę powiedzieć, że niestety – moi polscy koledzy rozmawiali ze mną zawsze po angielsku, francusku albo niemiecku. Nigdy właściwie nie miałem więc potrzeby, żeby uczyć się polskiego. Ale żałuję, bo na pewno jeszcze poprawiłoby to nasze kontakty.

DW: Dziękujemy za rozmowę.

Z prof. Weilerem rozmawiała Elżbieta Stasik

red. odp.: Bartosz Dudek

Prof. Hans Weiler (ur. 1934) jest emerytownym profesorem pedagogiki i nauk politycznych na Uniwersytecie Stanforda w USA. Był dyrektorem Międzynarodowego Instytutu Planowania Oświaty w Paryżu, w latach 1991-97 pierwszym rektorem Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Nadal czynny naukowo jest m.in. doradcą światowego Komitetu Naukowego UNESCO. Za swój wkład w polepszenie stosunków polsko-niemieckich został uhonorowany Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej i Krzyżem Zasługi I klasy tego samego orderu.