Jeżeli Niemcy będą w finale ME, Angela Merkel pojedzie do Kijowa
26 czerwca 2012Niemcy w finale EURO 2012 bez kanclerz na trybunie? Nie do pomyślenia. Szefowa niemieckiego rządul na trybunie w Kijowie obok kontrowersyjnego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza? Też raczej niewyobrażalne.
Według agencji dpa Angela Merkel zrobi jednak to, co obiecała już w kabinie reprezentacji Niemiec po wygranej w meczu ćwierćfinałowym z Grecją, ale nie potwierdziła tego oficjalnie.
Dylemat Merkel
Angela Merkel chciałaby wybrać się na mecz finałowy, gdyby jedenastka Jogi Löwa pokonała w półfinale Włochy. Niby logiczne, ale od strony politycznej mamy tu do czynienia z dosyć delikatną materią. Bo na tę podróż rzutowałaby międzynarodowe protesty przeciwko gwałcaniu praw człowieka na Ukrainie, a zwłaszcza przeciwko traktowaniu Julii Tymoszenko, przetrzymywanej w więzieniu byłej premier Ukrainy.
We wtorek (26.06) Sąd w Kijowie odroczył do 12.07 rozprawę apelacyjną Julii Tymoszenko, skazanej za nadużycie urzędu na 7 lat pozbawienia wolności. Z powodu złego stanu zdrowia była premier Ukrainy nie musiała być obecna na rozprawie.
Przed rozpoczęciem EURO 2012 podkreślono, że jeżeli sytuacja Tymoszenko nie ulegnie poprawie, Merkel nie usiądzie na trybunie obok Janukowycza. Teraz obserwatorzy zastanawiają się, jaki warunek musi zostać spełniony, żeby niemiecka kanclerz mogła jednak wybrać się do Kijowa. Bo sytuacja Julii Tymoszenko nie poprawiła się wcale i nie zmienia tego też opieka niemieckich lekarzy.
Możliwości jest kilka
Wariant nr 1: Zobowiązany do zachowania neutralności szef UEFA Michel Platini zajmie miejsce między Merkel a Janukowyczem. Kamery i tak obejmą obu polityków. To by nic nie dało.
Wariant nr 2: Merkel odwiedzi w Kijowie zwolenników Tymoszenoi, którzy stworzyli swoją bazę tuż przy strefie kibica, a która ku irytacji Janukowycza stanie się magnesem przyciągającym publiczność.
Jednak z tego wariantu krytycy by zakpili. Ich żądania idą dużo dalej.
Wariant nr 3: Przewodniczący Komisji Praw Człowieka Bundestagu Tom Koenigs (Zieloni) powiedział dpa: "Jeśli kanclerz Merkel uda się przywieźć ze sobą panią Tymoszenko, to niech sobie idzie na mecz.To będzie też wygrana mistrzostw".
Lecz Berlin nie jest o tym aż tak przekonany. Bo takiej ceny Janukowycz, śmiertelny wróg Tymoszenko, raczej nie zapłaci za zdjęcie z kanclerz Merkel na honorowej trybunie. A gdyby jednak tak, to Merkel można by uznać za mistrzynię.
Komisja Europejska oficjalnie bojkotuje EURO na Ukrainie. Członkowie rządu federalnego też świecili swoją nieobecnością na trzech meczach grupowych reprezentacji Niemiec, rozgrywanych w byłej republice ZSRR.
Szkoda, że nie w Polsce
Przykre dla Merkel jest to, że nie finał a półfinał odbędzie się u współgospodarza EURO; w Polsce. Szef rządu RP Donald Tusk należy do najbliższych partnerów kanclerz Merkel w UE. Wspólny wieczór futbolowy z Tuskiem - jak w Gdańsku, w czasie ćwierćfinału - byłby pod względem politycznym miłym 'efektem ubocznym' tego wielkiego wydarzenia sportowego.
Ale na mecz półfinałowy Merkel i tak nie może pojechać do Warszawy, ponieważ w tym czasie musi być na szczycie UE w Brukseli. Tam, na spotkaniu 27 szefów państw i rządów, Merkel będzie bardziej potrzebna niż na dalekim stadionie w charakterze widza.
Świat polityczny, gospodarczy i sportowy
W zwalczaniu kryzysu finansowego Europa patrzy na Niemcy i na Merkel - podkreśla się wciąż w kręgach politycznych i gospodarczych. Ale na Merkel patrzy też świat sportowy, a przynajmniej włoska prasa sportowa, po niedzielnym zwycięstwie nad Anglikami. W oczy rzucają się takie nagłówki: "Teraz kolej na Niemcy" albo "Włochy są doskonale przygotowane do bitwy o Europę".
Jeżeli reprezentacja Niemiec znajdzie się w finale, jej przeciwnikiem będzie albo Hiszpania, albo Portugalia.
Historia nie może się powtórzyć
Trudno nie pamiętać półfinału MŚ w 2006 roku w Niemczech, gdy Włosi pokonali Niemców strzelając dwie bramki w dwóch ostatnich minutach dogrywki, a także finału ME w 2008 roku, gdy Niemcy przegrały z Hiszpanią 0:1.
Reprezentacja Niemiec a także jej selekcjoner mają nadzieję, że historia się nie powtórzy.
dpa / Iwona D. Metzner
red. odp.: Małgorzata Matzke