1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jak się piło w NRD? Niezwykła wystawa

Małgorzata Matzke27 marca 2014

Czy w NRD można było mówić o kulturze picia alkoholu, czy raczej o jej braku? Zjawisko miało takie rozmiary, że teraz poświęcono mu specjalną wystawę.

https://p.dw.com/p/1BXPq
Galerie Karneval DDR 1988
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Wystawa w Nordhausen w Turyngii, pokazywana w muzeum Tabakspeicher, powstała wspólnie z miejskimi muzeami Jeny i chce ukazać całe tło konsumpcji alkoholu w dawnej NRD i zwyczaje towarzyszące piciu alkoholu.

Jak zaznacza dyrektor muzeum Juergen Rennebach, podejmując ten temat można wiele opowiedzieć o życiu codziennym we wschodnich Niemczech i rozprawić się z szeregiem stereotypów.

Eisenhüttenstadt Gaststätte Aktivist
Restauracja "Aktivist" w Eisenhüttenstadt, lata 50.Zdjęcie: picture-alliance/Berliner_Verlag

Niechlubni rekordziści

Z piciem alkoholu w słownictwie wschodnich Niemców łączyło się wiele pojęć, które przetrwały jeszcze do dziś: "Herrengedeck" - ("nakrycie dla panów" czyli zestaw: piwo z kieliszkiem wódki), "Kumpeltod" ("śmierć górnika", subwencjonowana wódka dla górników) czy "Blauer Wuerger" ("niebieski dusiciel"), jako określenia popularnych wódek.

W NRD piło się wszędzie: w pracy, w domu, w gronie przyjaciół, i jak wskazują dane za rok 1987, wschodnie Niemcy plasowały się w tym względzie w światowej czołówce, jeszcze przed Polską i Węgrami. Na głowę obywatela NRD przypadało rocznie 16 litrów (23 butelki) napojów wysokoprocentowych jak wódki, likiery, brandy, czyli trzykrotnie więcej niż w latach 50. Do tego dochodziły jeszcze 143 litry piwa. Możliwe, że enerdowcy plasowali się dopiero na drugim miejscu, bo przypuszczalnie prymat wiódł ZSRR, ale stamtąd brak było rzetelnych danych.

Wort der Woche Herrengedeck Bier und Schnaps
Klasyczny "Herrengedeck" kosztował groszeZdjęcie: DW

"Egzystencjalna beztroska"

Dyrektor muzeum w Nordhausen zaznacza, że wciąż jeszcze pokutuje mylne przekonanie, iż ludzie w NRD musieli podbarwiać sobie szarą rzeczywistość alkoholem. Nie jest to jednak prawdą, co potwierdzają nawet naukowe badania z 2011, które ukazały się w formie książkowej. Obalają one mit, jakoby to władze państwowe dbały, aby na półkach nigdy nie zabrakło alkoholu i osłabiały napojami alkoholowymi morale obywateli czy ich zapędy do nowych, powstańczych zrywów. Thomas Kochan we wnioskach ze swych badań twierdzi, że wobec słabej krajowej waluty mocny alkohol służył częstokroć za towar wymienny, mile widziany prezent czy namiastkę luksusu.

"W systemie wiecznych braków, alkoholu nigdy nie brakowało" - pisze Kochan. Piwo było zawsze na podorędziu, wino, zazwyczaj importowane, było raczej towarem niszowym, dlatego na stołach królowały mocne alkohole. W socjologicznej analizie Kochan opisuje przyczyny, dla których enerdowcy chętnie zaglądali głębiej do kieliszka: "Przyczyn należy szukać w doświadczeniach społeczeństwa kolektywu, ubogiego w możliwości konkurencji, gdzie nie wspierało się pomysłów i działań ukierunkowanych na osiągnięcia. Była za to społeczna swoboda bez ponoszenia własnej odpowiedzialności, egzystencjalna beztroska i życie w ograniczonym świecie, gdzie nikomu nie brakowało wolnego czasu".

Flaschenettikett
Wino musujące "Rotkäppchen" przetrwało jako marka do dziś

Ambiwalentny stosunek do alkoholu

Polityczne kierownictwo "kraju robotników i chłopów" zdawało sobie sprawę ze zdrowotnej szkodliwości takiego modelu spędzania czasu wolnego. Jego stanowisko było jednak dość ambiwalentne: z jednej strony propagowano "zdecydowaną walkę z nadużywaniem alkoholu", ale zachwalano ludziom bardziej eleganckie picie wina, jako "świadectwo zaopatrzenia gastronomicznego na wysokim poziomie".

Obwieszczano też nadmierne picie alkoholu, jako "obce istocie socjalizmu" i jako "przeżytek kapitalizmu", po którym nie powinno być ani śladu w "rozwiniętym, socjalistycznym społeczeństwie".

Wszystko to nie zdało się na wiele, bo alkoholizm był w NRD poważnym problemem, i jego następstwa odczuwa się jeszcze do dzisiaj.

Z 15 tys. osób w RFN, które rokrocznie umierają w wyniku choroby alkoholowej, nieproporcjonalnie dużo pochodzi ze wschodnich Niemiec. Meklemburgia-Pomorze Przednie i Saksonia-Anhalt otwierają tę niechlubną statystykę. Alkoholizm wśród ich mieszkańców bierze się z wysokiej stopy bezrobocia i wiążących się z nią problemów socjalnych, jak wyjaśnia Niemiecki Urząd Walki z Uzależnieniami (Deutsche Hauptstelle fuer Suchtfragen). A zgubne skutki alkoholizmu teraz odczuwają ludzie, których socjalizacja odbywała się jeszcze w czasach enerdowskich.

DPA/ Małgorzata Matzke

red. odp.: Bartosz Dudek