Wodór dla Europy. Szansa dla Portugalii
23 listopada 2020Nad parkiem słonecznym w głębi portugalskiego regionu Algarve panuje cisza. Od czasu do czasu przerywa ją cichy zgrzyt, kiedy ogromne lustra automatycznie dostosowują się do położenia słońca. Sergio dos Santos ma tu właściwie niewiele do roboty: moduły solarne dzięki automatycznemu sterowaniu poruszają się samodzielnie, przez co ma on sporo czasu na wypasanie swojego stada owiec między ogromnymi kolektorami słonecznymi. Na 42-hektarowej posesji kolektory i owce żyją w zdrowej symbiozie: kiedy wiosną trawa zaczyna bujnie rosnąć, owce są niezawodnymi kosiarkami. Teraz, jesienią, ziemia jest sucha, jeszcze od lata spalona.
W gorącym regionie południowej Portugalii natężenie promieniowania słonecznego osiąga 1900 kilowatogodzin (kWh) na metr kwadratowy. Dla porównania: w północnych Niemczech to tylko około 1000 kWh.
Zielony flaming
Dos Santos jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo parku słonecznego Enercoutim o mocy 4 megawatów (MW), ulokowanego w pobliżu miasteczka Martim Longo. Ale dyrektor zarządzający i właściciel tego obiektu Marc Rechter ma o jeszcze rozleglejsze plany. Wraz ze swoją firmą Resilient Group realizuje gigantyczny projekt wodorowy. Chce on pomóc w tworzeniu w Portugalii instalacji fotowoltaicznej o mocy 1000 MW. Energia elektryczna pozyskana ze światła słonecznego na drodze elektrolizy służyłaby do rozkładu wody na jej składniki, tlen i wodór. Projekt nosi nazwę Green Flamingo. (Zielony Flaming).
Jak wyjaśnia holenderski biznesmen, doradzał on w tej sprawie rządom w Hadze i Lizbonie. Oba kraje podpisały niedawno umowę o współpracy w dziedzinie ekologicznej produkcji wodoru. W ramach pierwszego konkretnego przedsięwzięcia porty morskie Rotterdam i Sines uzgodniły w przyszłości przesyłkę zielonego gazu do Niderlandów. Z Rotterdamu wodór mógłby również dotrzeć do konsumentów w Niemczech transportem rzecznym przez Ren.
Flaming, smok, ośmiornica
UE wspiera ten projekt. Green Flamingo jest jednym z kilku, które pomagają Brukseli w realizacji nowych celów klimatycznych. Na przykład strategia Wspólnoty dotycząca wodoru, przedstawiona w lipcu br., przewiduje moc elektrolizerów rzędu 40 000 MW w Europie do 2030 r. – W UE zaangażowanych jest kilka projektów – wyjaśnia Rechter. – A wszystkie otrzymały nazwy jakiegoś koloru i zwierzęcia.
Oprócz Zielonego Flaminga jest jeszcze Czarny Koń, Biały Smok czy Zielona Ośmiornica. Podobnie jak te wymienione także Flamingowi Bruksela nadała status ICPEI, czyli projektu o szczególnym znaczeniu dla UE. Skrót oznacza „ważny projekt będący przedmiotem wspólnego europejskiego zainteresowania” (Important Project of Common European Interest).
Jeśli chodzi o import zielonego gazu, kraje takie jak Niemcy miały uwagę skierowaną dotychczas głównie na Afrykę Północną. To ważna opcja – zaznacza Christopher Hebling, odpowiedzialny za badania nad wodorem w Instytucie Systemów Energii Słonecznej im. Fraunhofera (ISE). Inną opcją jest zaangażowanie np. w Portugalii czy Hiszpanii ze względu na panujące tam atrakcyjne warunki nasłonecznienia.
Energia słoneczna za centa
Za Portugalią przemawiają ceny. Na aukcji nowych mocy fotowoltaicznych tego lata, zawarto najtańszą dotychczas transakcję w całej Europie: 1,1 centa za kWh. Taki poziom cen nie jest właściwie koniecznością, biorąc pod uwagę ceny rynkowe energii elektrycznej wynoszące około czterech centów za kWh.
– Przy jednym cencie za kWh energii słonecznej producenci energii prawie nic nie zarabiają – mówi Rechter. – Zamiast tego wyciskają ostatnie krople z dostawców i deweloperów. To niezdrowa sytuacja, ponieważ musimy stworzyć własny sektor ekologicznego wodoru i fotowoltaiki w Europie, aby być niezależnym od dostaw z Chin i innych krajów.
Gdyby ceny wynosiły obecnie dwa do trzech centów za kWh energii słonecznej byłoby to możliwe i opłacalne. W roku 2030 produkcja energii słonecznej i tak stanie się opłacalna nawet za jednego lub dwa centy.
Do opłacalnej produkcji wodoru oprócz taniej energii słonecznej potrzebne jest także zaopatrzenie w wodę. Produkcja jednego metra sześciennego wodoru wymaga około sześciu litrów wody. Ponieważ woda pitna nie wchodzi w grę, konieczny jest dostęp do oceanu i odsalanie wody morskiej.
Szansa dla Portugalii
Rechter spodziewa się również szybkiego spadku kosztów elektrolizerów. Do 2030 r. kraje, takie jak Portugalia, byłyby w stanie produkować „zielony, absolutnie konkurencyjny” wodór, w porównaniu do „szarego” wodoru z gazu ziemnego, ale także „niebieskiego”, w którym węgiel pozyskiwany jest ze źródła kopalnego – wyjaśnia Rechter. Zastrzega jednak, że „niebieski wodór grozi inwestycjami, które mogą ludzi zrujnować. Produkcja ekologiczna będzie tańsza”.
Nie bez znaczenia jest też to, żeby polityka wytyczyła kurs wykorzystania wodoru w transporcie i sieci gazowej. W Portugalii zostało to już uwzględnione w krajowej strategii odnośnie wodoru. Oprócz budowy stacji paliw wodorowych, stawia się tam na autobusy z ogniwami paliwowymi, jak te opracowane przez portugalską firmę Caetano we współpracy z Toyotą. Dodatkowo potencjalny udział wodoru w sieci gazu ziemnego ma wzrosnąć z obecnego jednego procenta do 15 procent. Do tego plan przewiduje rozwój krajowej mocy elektrolizy do poziomu 2000 MW do 2030 roku.
W porcie Sines trwają już prace nad ustawieniem pierwszego megaelektrolizera. Rozpoczęcie produkcji wodoru planowane jest na 2023 rok. – Europa musi zacząć już teraz, abyśmy mogli naprawdę zbudować tu konkurencyjny przemysł do 2030 roku – zaznacza Rechter. To wielka szansa dla krajów, takich jak Portugalia, które zostały boleśnie dotknięte trwającym kryzysem pandemicznym.