1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Jak naprawić wadliwą konstrukcję?

Bartosz Dudek13 lipca 2011

Jeśli jakiś wyrób wykazuje usterki, wstrzymuje się jego produkcję do czasu ich usunięcia. Ta zasada powinna obowiązywać także w przypadku euro - twierdzi ekspert ekonomiczny DW, Rolf Wenkel.

https://p.dw.com/p/11uXR
Themenbild Kommentar Grafik Symbolbild
Komentarz Deutsche WelleZdjęcie: DW

Europejska unia walutowa w jej obecnej formie od samego począdku była konstrukcją niedopracowaną. Co prawda jej autorzy zdawali sobie sprawę, że ustanowienie jednolitego obszaru walutowego może się powieść tylko wtedy, kiedy w jego skład wejdą gospodarki narodowe o tym samym lub podobnym poziomie rozwoju, ale przyjęte w tym celu kryteria konwergencji: stabilności cen, sytuacji fiskalnej, kursu walutowego i stóp procentowych, okazały się niedokładne i przez to nieskuteczne.

Skutki grzechu pierworodnego

W ten sposób popełniono grzech pierworodny, który z biegiem czasu coraz dotkliwiej zaczął dawać o sobie znać. Dla krajów nie dysponujących tak twardą walutą, jaką była wtedy marka niemiecka, na początku owo zaniedbanie okazało się darem niebios. W chwili przystąpienia do unii walutowej sprężyły się i wypełniały, lub prawie wypełniały, kryteria konwergencji.

W przypadku innych państw przymknięto oczy na ich niedostatki, w nadziei, że szybko je nadrobią. A w przypadku jednego państwa, podane przez nie dane okazały się - mówiąc łagodnie - mało precyzyjne, ale jego władze uznały, że najważniejsze to dostać się do elitarnego klubu euro, a co potem - to się zobaczy.

Wenkel, Rolf Deutsches Programm, Wirtschaft . Best Practice Day 2011 Foto DW/Per Henriksen 31.03.2011 #DW1_3245.jpg
Rolf WenkelZdjęcie: DW

Ale nie to było najgorsze. O wiele gorszym w skutkach zaniedbaniem okazało się to, że kryteria konwergencji nie mówiły wiele o mocnych i słabych stronach gospodarek państw eurolandu i prawie nic o ich zdolności konkurencyjnej na arenie międzynarodowej. To prawda, że trudno jest znaleźć takie kryteria, a jeszcze trudniej jest wtłoczyć je w sztywną formułę wskaźników pozwalających na precyzyjne operacje porównawcze, ale to twórców eurolandu nie rozgrzesza. Powinni byli bowiem znaleźć sposób na udzielenie jasnej odpowiedzi na podstawowe pytanie: czy dany kraj może przyjąć walutę europejską, czy też nie.

Fałszywe ambicje

To, że wskutek popełnionych błędów do eurolandu dostały się także kraje, które sobie na to wtedy nie zasłużyły, ostatecznie wyszło im bokiem. Co z tego bowiem, że na początku dzięki niskim odsetkom od kredytów przeżyły krótkotrwały boom, skoro później okazało się, że nie sposób jest go utrzymać, bo znane słabości strukturalne gospodarek tych krajów uniemożliwiają im dotrzymanie kroku państwom Europy północnej.

Dawniej, przed wprowadzeniem euro, nie byłoby to wielką tragedią: Grecja zdewaluowałaby po prostu drachmę, a Portugalia escudo raz, lub parę razy, w zależności od sytuacji i po jakimś czasie sytuacja uległaby poprawie. Dziś jest to niemożliwe, bo nie ma już ani drachmy, ani escudo, tylko jest euro.

Politycy europejscy próbujący naprawić zawinione wcześniej zło, popełniają dziś ten sam błąd, co rządy krajów, które na siłę wepchnęły się do euroklubu. Ponosi ich fałszywa ambicja i niemożność przyznania się do własnych pomyłek. W rezultacie, zamiast chwycić byka za rogi i usunąć widoczne gołym okiem wady konstrukcyjne produktu pod nazwą wspólna waluta europejska, walczy się z objawami choroby pod nazwą kryzys euro, odwracając oczy od jej przyczyn.

Szuka się też pilnie kozłów ofiarnych i zastępczych winnych. Ostatnio najbardziej winne okazały się np. agencje ratingowe. Wciąż próbuje się wygrać na czasie przy pomocy nowych pakietów ratunkowych. Tymczasem najwyższa pora zabrać się za zasadniczą naprawę wadliwej konstrukcji unii walutowej.

To jest możliwe, o ile zdobędziemy się na odwagę spojrzenia prawdzie w oczy i przyjmiemy zasady działania, które w prawidłowo funkcjonuijącej gospodarce są stare jak świat. Na przykład zasadę, że dłużnik odpowiada za swoje długi i sam stara się je spłacić. A jeśli nie jest w stanie tego dokonać, to wtedy jego wierzyciele muszą pogodzić się ze stratami.

Tymczasem Grecji i - w mniejszym stopniu - Portugalii podsunięto kroplówkę, zamiast oswoić się z myślą o ich nieobecności w euroklubie przez parę lat. W ten sposób w eurolandzie pozostałyby te kraje, które radzą sobie z obowiązującymi w nim kryteriami członkostwa.

Taka odchudzona unia walutowa byłaby dużo zdrowsza i silniejsza niż obecna. Kolejnym, koniecznym krokiem byłoby wprowadzenie w niej skutecznych mechanizmów blokujących nadmierne zadłużanie się. To także jest możliwe, ale wymaga zerwania z dotychczasowymi, niedobrymi obyczajami.

Rolf Wenkel / Andrzej Pawlak

red. odp.: Iwona Metzner / du