1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Hołodomor: „Nie ma nic gorszego niż głód”

Irina Ukhina
25 listopada 2023

Hanna Domańska jako jedyna ze swojej rodziny przeżyła ludobójstwo na Ukrainie w latach 30. 90 lat później opowiada o męczarni Wielkiego Głodu w Związku Radzieckim.

https://p.dw.com/p/4ZQXJ
W kuchni Hanna Domańska opowiada o głodzie na Ukrainie w latach 1932/33
W kuchni Hanna Domańska opowiada o głodzie na Ukrainie w latach 1932/33Zdjęcie: DW

– Proszę wejść, babcia już czeka – mówi z serdecznością Mychajło Domański. Jest synem Hanny Domańskiej, naocznego świadka Hołodomoru w latach 1932/33.

Hołodomor to ukraińskie słowo, które oznacza „morderstwo poprzez zagłodzenie”. Termin ten oznacza także Wielki Głód spowodowany przez sowieckie przywództwo 90 lat temu, w którym życie straciło od sześciu do siedmiu milionów ludzi.

Hanna Domańska wiele opowiedziała swojemu synowi o tej tragedii, która pochłonęła szczególnie dużą liczbę ofiar na terenie dzisiejszej Ukrainy. 96-letnia kobieta siedzi w pokoju z haftowanymi poduszkami na łóżku i rodzinnymi zdjęciami wiszącymi na ścianach.

Nadal mieszka sama w swoim domu we wsi Siewieryny w obwodzie chmielnickim, która liczy dziś 230 mieszkańców. Miała zaledwie pięć lat, gdy w byłej Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej zaczęli umierać ludzie.

„Zabierali wszystko”

Dorastała w wielodzietnej rodzinie. Jej dziadkowie mieli ośmioro dzieci; czterech synów, z których jeden był ojcem Hanny, i cztery córki. Ona sama miała młodszego brata i młodszą siostrę.

Jak mówi, była to pracowita rodzina, ale nie zamożna. Jej dziadek Marko Szwedjuk miał trochę ziemi i konia, ale nie miał krów. Swojemu synowi, ojcu Hanny, dał część ziemi, na której ten zbudował dom.

Jednak młoda rodzina mieszkała w nowym domu tylko przez pół roku. Na początku lat trzydziestych sowieckie władze pod wodzą Stalina podniosły podatek zbożowy o prawie 50 procent. Rolnicy, którzy nie byli w stanie lub nie chcieli spełnić tych żądań, stali się głównym wrogiem komunistów jako „kułacy”.

W domu Hanny Domańskiej we wsi Siewieryny na Ukrainie
W domu Hanny Domańskiej we wsi Siewieryny na UkrainieZdjęcie: DW

 

– Jacyś szefowie partii i młodzi komuniści przyszli do nas do domu i zabrali wszystko, absolutnie wszystko – wspomina starsza kobieta. Według niej przedstawiciele władz sowieckich zabierali ludziom także jedzenie. Szukali nawet gotowanego jedzenia w piecach. – Po prostu zjadali to, co znaleźli, albo zabierali – mówi Hanna Domańska.

Ponadto, opowiada dalej, jako naoczny świadek tamtych wydarzeń, uprowadzali głównie ciężko pracujących rolników: „Szukali ludzi, którzy potrafili uprawiać rolę, którzy nie byli leniwi, którym powodziło się trochę lepiej, i zabierali ich ze sobą”.

Jedna trzecia mieszkańców wsi Sieweryny została wypędzona ze swoich domów, a cały ich majątek i zwierzęta gospodarskie zostały przeniesione do kołchozu. Wiele osób zostało zesłanych na Syberię, w tym połowa rodziny Szwedjuków: dziadek Marko, babcia Pestyna, 15-letnia wówczas ciotka Sekleta, ojciec Wasyl i wujek Todos.

Ze wszystkich krewnych Hanny Domańskiej tylko ciotka Sekleta wróciła później do swojej rodzinnej wioski na Ukrainie. Uciekła z Syberii i przez trzy lata szła pieszo do swojej siostry Olhy.

Matka, brat i siostra umierają

Po zniknięciu ojca, jej matka, Olha, wyruszyła na poszukiwanie męża. Wkrótce po urodzeniu najmłodszego dziecka udała się pieszo do wioski, w której Sowieci utworzyli punkt zbiórki dla „kułaków”. Musieli tam czekać na transport na Syberię.

Po drodze jej matka przeziębiła się, a następnie zachorowała na zapalenie płuc. Udało jej się odnaleźć męża, ale nie został on zwolniony. Wkrótce potem matka straciła nowo narodzoną córkę.

Hanna Domańska urodziła się w swojej rodzinnej wsi Sieweryny w 1927 roku
Hanna Domańska urodziła się w swojej rodzinnej wsi Sieweryny w 1927 rokuZdjęcie: DW

Po tym, jak połowa rodziny została zesłana na Syberię, przedstawiciele władz przyjechali po jej matkę i dwójkę jej dzieci. – Powiedzieli: Przygotujcie się, przyjeżdża ciężarówka – wspomina Hanna Domańska.

I opowiada dalej: „Moja matka już wtedy umierała. Zmarła obok mojej ciotki. Mój dwuletni brat też umarł z głodu. Ja przeżyłam. Zostałam więc u ciotki, której nogi były już spuchnięte z głodu. Ale ona nie miała dzieci i zaopiekowała się mną”.

Papka z chwastów

Aby przeżyć, mała Hanna musiała nieustannie szukać pożywienia. Wiosną szukała jadalnych roślin, głównie komosy. – Potem przyszło lato i zakwitły akacje, wszystko zakwitło i tym się żywiliśmy. Gdy zaczęliśmy młócić w kołchozie, było już dużo chwastów. Chwyciliśmy więc komosę i ugotowaliśmy na niej coś w rodzaju zupy. Chrupało między zębami, ale przecież musieliśmy coś jeść.

Nie było żadnego jedzenia. – Z czego można było ugotować coś w domu? Nie było nic! W 1933 roku gotowaliśmy tylko zupę. Ciocia przynosiła trochę mąki, mieszała ją z wodą i to piliśmy. Trzeba było pracować, trzeba było coś jeść – mówi Hanna Domańska.

W tamtych czasach można było wymienić chustkę na dwa ziemniaki albo kawałek chleba. W sklepie nie dało się nic kupić za pieniądze.

Hanna Domańska przed swoim domem
Hanna Domańska przed swoim domemZdjęcie: DW

Katastrofalna sytuacja w wioskach

Zdaniem Hanny Domańskiej najgorszy był rok 1933, w którym zginęło najwięcej osób: „Wszyscy ludzie po prostu leżeli, niektórzy tu, inni gdzieś indziej, niektórzy już nie żyli. Ciała były ułożone jak drewno na opał, zbijano dwie lub trzy deski na krzyż, wkładano do nich zwłoki i wynoszono je na cmentarz”.

Hanna Domańska pamięta, że wtedy we wsi nie było nawet psów i kotów, bo wszystkie zostały zjedzone. Od ciotki dowiedziała się, że zdarzały się też przypadki kanibalizmu.

Nie ma nic gorszego niż głód. Jak możesz spać, jeśli nie jesz przez kilka dni? Żuje się wszystko, co się znajdzie, liście z drzew, cokolwiek, byle tylko było co jeść – mówi.

Opowiadając swoją historię o Hołodomorze, Hanna Domańska martwi się, że ludzie mogą jej nie uwierzyć. – Ale taka jest prawda. To wszystko leży mi na sercu. Mówię o tym, co sama widziałam – podkreśla.

Hanna Domańska z dowodem osobistym w swoim domu
Hanna Domańska z dowodem osobistym w swoim domuZdjęcie: DW

Tragedia przez sowieckie kierownictwo

Otwarte mówienie o Hołodomorze na Ukrainie było możliwe dopiero po upadku Związku Radzieckiego. Wcześniej ludzie musieli obawiać się, że zostaną za to uwięzieni.

Według ukraińskich historyków, prawie cztery miliony ludzi zmarło na Ukrainie w latach trzydziestych XX wieku wskutek Wielkiego Głodu. W 2006 roku ukraiński parlament uznał Hołodomor za ludobójstwo narodu ukraińskiego. W listopadzie 2022 roku także niemiecki Bundestag uznał Hołodomor za ludobójstwo.

Po Hołodomorze Hanna Domańska przeżyła II wojnę światową. Jak mówi, wszyscy w jej wiosce, którzy nie umarli z głodu, zginęli podczas wojny. Jej ojciec, który został deportowany na Syberię, też stracił życie na froncie. Ona sama o mało co nie została wywieziona do Niemiec na roboty przymusowe.

Wraz z innymi młodymi Ukraińcami ukrywała się w pustych domach i sąsiednich wioskach. – Niektórzy zostali złapani i deportowani, ale ja jakoś nie znalazłam się wśród nich – wspomina.

Teraz Hanna Domańska musi przejść przez kolejną wojnę – wojnę Rosji przeciwko Ukrainie. Wierzy jednak, że naród ukraiński pokona najeźdźców.

– Ukraina im się nie podda. Ukraina ich pokona – twierdzi z przekonaniem.

Tekst oryginalnie ukazał się na stronie DW Ukraine.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

Irina Ukhina Autor