1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Genscher: Nie pytałem o zdanie kanclerza

Róża Romaniec14 listopada 2010

Hans-Dietrich Genscher był tym niemieckim politykiem, który najbardziej zaangażował się na rzecz podpisania polsko-niemieckiego traktatu granicznego. Z okazji 20. rocznicy w roku 2010 rozmawiała z nim Róża Romaniec.

https://p.dw.com/p/Q80W
Hans-Dietrich Genscher rozumiał polskie oczekiwaniaZdjęcie: DW

Róża Romaniec: 20 lat temu, kiedy Polska starała się o podpisanie traktatu granicznego z Niemcami, odegrał Pan bardzo chlubną rolę, bo w przeciwieństwie do kanclerza Kohla rozumiał Pan polskie obawy i wychodził Pan Polakom naprzeciw. Skąd wynikały te różnice między Panem a Kohlem?

Hans-Dietrich Genscher: Po pierwsze trzeba powiedzieć, że żaden Niemiec wtedy nie stawiał już kwestii granicy pod znakiem zapytania. Niemcy zapewniły o nienaruszalności granic Polski już w układzie z 1970 roku. Symboliczne klęknięcie Willy'ego Brandta przed pomnikiem Bohaterów Getta uwidoczniło każdemu bez słów, jakie mamy zamiary. Brakowało jednak formalnego uznania granic w momencie, gdy pojawiła się konkretna perspektywa zjednoczenia Niemiec.

Dlatego już we wrześniu 1989 roku zapewniłem Polskę, przemawiając na zgromadzeniu ONZ w Nowym Jorku, o nienaruszalności polskiej granicy dla zjednoczonych Niemiec. Poprosiłem wtedy Krzysztofa Skubiszewskiego, aby był na sali i zwróciłem się wtedy bezpośrednio do niego. Powiedziałem, że nie chcemy ani zmieniać granic, ani odwracać historii. Tak brzmiała również deklaracja Bundestagu. Wśród niemieckich elit nie było wtedy wątpliwości merytorycznych w tej kwestii i rząd był także pewien poparcia Bundestagu w sprawie ratyfikacji. Istniały jedynie różnice na temat właściwego momentu.

Helmut Kohl zu Arbeitsbesuch im Kaukasus
Dla kanclerza Niemiec priorytetem było zjednoczenieZdjęcie: picture-alliance/dpa

R.R.: W Polsce tego nie rozumiano, tym bardziej, że polski rząd poparł wcześniej zjednoczenie Niemiec. Dla polskich elit, zwłaszcza tych wywodzących się z opozycji, postawa Helmuta Kohla była rozczarowaniem. Kanclerz najwyraźniej stawiał partię i wybory ponad stosunki sąsiedzkie...

H-D.G.: Nie sądzę, że do końca tak było. Sprawa granicy nie odgrywała w wyborach większej roli, a gdyby istniały poważne obiekcje wobec uznania granicy na Odrze i Nysie, to musiałoby to zaszkodzić mojej partii FDP, bo moje stanowisko w tej sprawie było jasne. Tymczasem liberałowie poprawili swój wynik wyborczy, co potwierdza, że wyborcy popierali naszą politykę.

W sprawie granicy zwracałem uwagę na inny punkt, a mianowicie, że NRD już w 1950 roku uznała granicę na Odrze i Nysie. Tłumaczyłem wtedy w rządzie, że dlatego potrzebuna jest teraz nowa umowy, bo inaczej stawiamy NRD w roli gwaranta granic, a więc dajemu temu państwu legitymację na przetrwanie. Od początku uważałem, że potrzebny jest nowy traktat. To dlatego bardzo wcześnie, bo już jesienią 1989 roku, zdecydowałem się złożyć w tej sprawie deklarację na forum ONZ i to bez wcześniejszych konsultacji z rządem. Byłem o tym przekonany, że działam słusznie, a na końcu liczy się tylko to, czy podjąłem właściwą decyzję.

20 Jahre Entschluss polnische Westgrenze Flash-Galerie
Hans-Dietrich Genscher i Krzysztof Skubiszewski wymieniają dokumenty traktatu (14.11.90)Zdjęcie: picture alliance/Bildarchiv

R.R.: Wygłosił Pan tę deklarację bez konsultacji z własnym rządem i także bez uprzedzania kanclerza Kohla?

H-D.G.: Dokładnie tak było. Pomyślałem, że jako szef dyplomacji w jego rządzie nie muszę go wcześniej informować o kwestiach oczywistych. Ostatecznie zdecydowałem się na wygłoszenie deklaracji już będąc w Nowym Yorku.

R.R.: A jak zareagował na to kanclerz? Zdziwił się?

H-D.G.: Nie wiem, bo nie spytał mnie o to, gdy wróciłem. Sądzę, że miał świadomość, iż taka deklaracja z naszej strony wobec Polski była słuszną decyzją.

R.R.: Co Pan sądzi o ciągle ostatnio powtarzanej opinii, iż gdyby nie ociąganie kanclerza Kohla w 1990 roku, to problemy z częścią środowisk wypędzonych byłyby trochę mniejsze?

H-D.G.: Nie uważam, by istaniała tu wyraźna zależność. Poza tym słychać było wśród wypędzonych różne opinie. Mam krewnych, którzy także działają w tym środowisku, także moja żona pochodzi ze Śląska i bardzo kocha swoją ojczyznę. Ale nigdy nie narażałaby z tego powodu polsko-niemieckich stosunków. Moja żona od początku popierała moją politykę. Zawsze byłem zdania, że Niemcy muszą przerwać to błędne koło, bo to my ponosimy odpowiedzialność za to, co się stało między 1933 a 1945 rokiem. Tak myślała już wtedy większość społeczeństwa, można to sprawdzić w prasie z tamtego okresu. Nie stawiano tej polityki pod znakiem zapytania, lecz wręcz przeciwnie.

Helmut Kohl und Tadeusz Mazowiecki
Tadeusz Mazowiecki i Helmut Kohl podczas mszy w Krzyżowej, 12.11.1989Zdjęcie: picture-alliance/ dpa

R.R.: Wielokrotnie podkreślał Pan przyjacielską więź między Panem, a Krzysztofem Skubiszewskim. Jak ważna była ta przyjaźń dla stosunków międzynarodowych?

H-D.G.: Łączyło nas przede wszystkim zaufanie. Już podczas naszego pierwszego spotkania powiedziałem mu, co sądzę o polskiej granicy i nie zrobiłem tego z polityczno-taktycznych pobudek, lecz z poczucia odpowiedzialności i wiedzy historycznej. Nasze wzajemne zaufanie wiele ułatwiło na arenie politycznej.

Kiedy Polska chciała wziąć udział w negocjacjach "2+4" obawialiśmy się, że podobne żądania wysuną także inne państwa i wtedy zrobiłaby się ogromna międzynarodowa konferencja. Zaproponowałem wówczas, by Polskę zaprosić na tę część, w której dyskutowaliśmy kwestię granic zjednoczonych Niemiec i tak też się stało. Nie zapomnę, jak w Paryżu dyskutowaliśmy nad pewnym stwierdzeniem i alianci wspierali polską stronę, choć nie do końca mieli świadomość, o co nam chodzi. Wtedy Krzysztof Skubiszewski, który był jedynym uczestnikiem mówiącym w każdym reprezentowanym języku, poprosił o przerwanie debaty na pół godziny. Powiedział: "Szanowni państwo, dziękuję za wsparcie, ale poproszę o przerwę, abym mógł wyjaśnić niejasności bezpośrednio z Hansem-Dietrichem". Za kwadrans wróciliśmy na salę i było po problemie. To była wyjątkowa więź.

Flash-Galerie Jahrestag Überfall auf Polen Grenze
Wobec perspektywy zjednoczenia Niemiec Polska domagała się ostatecznego uznania nienaruszalności granicZdjęcie: AP

R.R.: Helmut Kohl przesuwał moment podpisania układu granicznego, tłumacząc Tadeuszowi Mazowieckiemu, że ma problemy wewnątrzpolityczne . Premier Polski odpowiadał mu tak samo, bo deklarując już wcześniej poparcie dla zjednoczenia Niemiec, też stał we własnym kraju pod dużą presją. Czy rząd Niemiec był tego świadom?

H-D.G.: Ja miałem taką świadomość, ale innym jej czasem brakowało, zarówno w opinii publicznej, jak i wśród polityków. Wielu Niemców nie mogło zrozumieć, że Polska tak otwarcie popierała zjednoczenie. Tymczasem ja pamiętam, jak już jesienią 1980 roku Bronisław Geremek wytłumaczył mi na naszym pierwszym spotkaniu - był przy tym także Lech Wałęsa - że cieszyłby się ze zjednoczenia Niemiec, bo dla Polski oznaczałoby to sąsiedztwo z Unią Europejską i NATO. Dzisiaj Polska jest ich członkiem.

R.R.: Czyli, gdyby punkt podpisania traktatu granicznego z Polską zależał w 1990 roku od Pana decyzji, to nastąpiłoby to szybciej?

H-D.G.: Tak, gdybym mógł, załatwiłbym to szybciej, choć w ogóle nie miałem żadnych wątpliwości, że wcześniej czy póżniej do tego dojdzie.

R.R.: Dziękuję za rozmowę.

Z Hansem-Dietrichem Genscherem, byłym ministrem spraw zagranicznych w rządzie Helmuta Kohla, rozmawiała Róża Romaniec

red. odp.: Małgorzata Matzke