1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

FELIETON: Zaufanie w polityce i marzenie o mesjaszu

Urszula Ptak
29 grudnia 2019

Zaufanie społeczne to twarda waluta: bez niego nie może dobrze funkcjonować ani państwo, ani gospodarka. Niby to wiemy, ale cały wyczekujemy na mesjasza, który wybawi nas od nas samych.

https://p.dw.com/p/3UqmB
Dziewczyna w europejskiej fladze z pękiem balonów
Czy młode pokolenie będzie miało zaufanie do polityki? Zdjęcie: picture-alliance/J. Carstensen

Koniec roku to czas podsumowań i czas stawiania sobie nowych celów, wiele z nich brzmi znajomo, bo nie pierwszy raz stawiamy przed sobą te same wyzwania. Są duchy spokojne i niespokojne. Ci spokojni mają wielką potrzebę bezpieczeństwa, ci niespokojni wolności. Dla państwa wygodniejsi są ci spokojni. Oni zostaną trzydzieści lat w tej samej pracy, oni będą bali się upominać głośno o podwyżkę, oni zapłacą podatek tak jak trzeba, oni wezmą kredyt na dom właśnie na te trzydzieści lat, oni będą szczęśliwi, mając urlop dwa razy w roku i oni wybiorą partię, która obieca im zamiast rewolucji, kontynuację. Ci spokojni to płuca całego zachodniego świata. Dzięki nim kręci się ten biznes. To dzięki mieszczańskim partiom mamy stabilne systemy pomocy socjalnej. Ludzie syci i bez lęku o codzienny chleb są dobrymi obywatelami. Mieszczaństwu opłaca się dzielić dobrami dla utrzymania spokoju na ulicach. Dzieci tego bezpiecznego mieszczańskiego świata są podobne do rodziców, choć noszą już tylko ubrania z ekologicznej bawełny i piją kawę z mlekiem migdałowym lub z owsa. Rewolucja, jeśli przyjdzie, to w postaci korekty obecnego kursu. A przynajmniej tak się nam do tej pory wydawało.

Autorka felietonu Urszula Ptak
Autorka felietonu Urszula PtakZdjęcie: Nikolai Sperling

Styl życia to też polityka

Mieszkam w Prenzlauer Berg w Berlinie, to właśnie takie miejsce rewolucji poprzez zmianę nawyków żywieniowych i komunikacyjnych. W mojej bezpośredniej okolicy mam więcej marketów sprzedających produkty eko niż jakichkolwiek innych. W restauracjach często można spotkać znanych polityków albo minąć się z nimi na ścieżce rowerowej wzdłuż Schönhauser lub Prenzlauer Allee. Parę lat temu, leżąc w parku na trawie dostałam ulotkę wyborczą rozdawaną osobiście przez czołowego polityka Zielonych. To sympatyczne patrzeć jak starszy pan poświęca czas na krótkie rozmowy z dosłownie każdym, kto ma ochotę wstać z rozłożonego koca i zapytać o problemy świata. Nie ma w tej sytuacji wymuszonych uśmiechów ani gestów, to akcja wyborcza, ale przeprowadzona w stylu naturalnym, po sąsiedzku. Rower polityka też jest nienajnowszy, widać, że używany. Obraz pasuje do deklaracji, stwierdzam bez cienia złośliwości, choć nie pasuje do zarobków.

Cnota pracowitości

Politycy w Niemczech zarabiają bez wątpienia dobrze. Co jakiś czas pojawiają się co prawda informacje, że jakiś specjalista IT zarobił w roku więcej na zleceniu dla Bundestagu niż kanclerz Niemiec, albo że pensja kanclerska to zarobki przeciętnego kierownika banku w zachodnioniemieckim miasteczku. Ogólnie jednak panuje przekonanie, że politycy powinni być solidnie wynagradzani, bo wykonują odpowiedzialna pracę, a do takiej trzeba ludzi, którzy są dojrzali i kompetentni. Wielu polityków w Niemczech jest w składach rządowych, komisjach parlamentarnych, gremiach partyjnych od dziesięcioleci. Niektórzy nigdy nie podjęli innej pracy zawodowej, albo wykonywali ją krótko tuż po studiach, z młodzieżówek partyjnych od razu przeszli do central i od razu weszli w buty funkcyjne. Kilka lat temu wielokrotnie słyszałam opinie, gdy wyrażałam zdziwienie tymi karierami oderwanymi od jakiegokolwiek kontaktu z problemami zwyczajnych ludzi, że zawodowi politycy są potrzebni, a nowi musieliby się długo wszystkiego uczyć. Dziś takie opinie to już rzadkość, ale nie są rzadkością w dalszym ciągu takie kariery, najnowszy przypadek to kariera polityczna w CDU, urodzonego w Szczecinie Paula Ziemiaka.

Co się podoba i gdzie

Stosunek do politykow i polityki w Niemczech różni się bardzo od tego, jaki jest w Polsce czy w Bułgarii. W Niemczech panuje zgodność co do tego, że politycy po pierwsze bardzo dużo pracują. Doniesienia medialne o zasłabnięciach w czasie obrad są komentowane zbytnim przepracowaniem i żądaniem rezygnacji z obrad w późnych godzinach wieczornych. Nikt nie podejrzewa, że Angela Merkel się niesłusznie bogaci, że działa tak, by odnieść materialne korzyści. Jej pracowitość nie jest podawana w wątpliwość, nawet przez przeciwników. To byłoby ośmieszeniem siebie. Ministrowie rządu federalnego i politycy landowi nie są już tak bezpieczni, sprawdza się, czy lobbyści lub konkretne koncerny nie wpływają na polityczne zaplecze władzy ustawodawczej, tak by zarobić jeszcze więcej. Wielki biznes ma wiele do powiedzenia i olbrzymie środki, by działać na swoją korzyść, to także nie ulega wątpliwości.

Ile wolno komu zarabiać

W Polsce czy w Bułgarii politycy mają złą opinię i w odczuciu społecznym zarabiają zawsze za dużo. W zasadzie powinni pracować za darmo i walczyć w misji, by suweren się bogacił. Ludzie podejmujący decyzje o milionowych inwestycjach w miastach zarabiają poniżej wynagrodzenia średniego szczebla menadżera w średniej firmie. A i tak zdaniem większości zarabiają dużo za dużo. Nauczyciele kształtujący przyszłe pokolenia, pielęgniarki w szpitalach czy policjanci na ulicach mają żywić się misją i jeszcze dziękować za możliwość wykonywania tej szlachetnej pracy.

Kulturotwórczy potencjał Europy Wschodniej

Pod wszystkim utkany jest przekaz braku zaufania do instytucji publicznych i do państwa. Brak zaufania do organizacji partyjnych. Stąd marzenie o mesjaszu, który będzie spoza układu i uratuje nas wszystkich. Tymczasem mesjasz w Polsce czy w Bułgarii nie przetrwałby tygodnia po objawieniu. Bułgarski filozof Ivan Krastev opisuje bardzo trafnie fenomen krajów Europy Wschodniej, które pragną tego, co mają zachodnie społeczeństwa, ale nie rozumieją potrzeby zmiany mentalnej i uprawiają politykę opartą na nieustannych walkach wewnętrznych. Ale nie martwmy się, nasz model totalnego braku zaufania do klasy politycznej, do elit i do samych siebie staje się modelem uniwersalnym na świecie. Zamiast my dobić do nich, to widzimy jak Zachód dekonstruuje swój dorobek i staje się tacy jak my. Rewolucja w tę stronę trzydzieści lat temu nikomu nie przyszła na myśl, a jednak dzieje się.