1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

FAZ: "Z nim – koniec, bez niego - klęska"

27 sierpnia 2010

Jarosław Kaczyński wraca do starej formy- agresywny i polaryzujący. Nagła rezygnacja z łagodnego tonu powoduje wśród jego zwolenników zamieszanie - czytamy w piątkowym wydaniu FAZ.

https://p.dw.com/p/OxkA
Powrót do dawnej retorykiZdjęcie: AP

„Jarosław Kaczyński ma ostatnimi czasy tylu wrogów do zwalczenia, że nawet tak wytrawny wojownik jak on łapie zadyszkę. Wprawdzie jako premier był autorem niezliczonych ataków na niemieckich wypędzonych, polskich homoseksualistów, bandytów, komunistów i rosyjskich imperialistów i powinien wiedzieć jak zbić fortunę na obecnym konflikcie, ale konsekwencje jego ostatnich, napastliwych ataków, dają się również i jemu ostro we znaki” – pisze Konrad Schuller na łamach FAZ. „To, że przy tej okazji jego narodowokonserwatywna partia spadła w sondażach o 7 punktów, nie jest zasadniczym problemem” - ocenia dziennikarz. „O wiele poważniejszą sprawą jest to, że poplecznicy (Kaczyńskiego), którzy poprzednio każdą przemianę prezesa traktowali jak kutą na miarę zbroję, ostatnio zdają się chcieć czegoś innego, niż ich przełożony.

O jedną wariację za dużo

„Być może Kaczyński zrobił o jedną metamorfozę za dużo” – pisze dziennikarz. Pierwszą z nich (zaraz po katastrofie smoleńskiej) partia zaakceptowała całkowicie. W atmosferze żałoby prezes PiS wyrzekł się agresji i zwrócił się z pojednawczym orędziem „do przyjaciół Rosjan”, w którym m.in. przypomniał, „że także w latach 80-tych w szeregach Solidarności walczyli komuniści” – przypomina Schuller.

„Podczas kampanii, uśmiechając się, pokazując zdjęcia z młodości i silne związki z rodziną, Kaczyński nie ułatwiał zadania swoim przeciwnikom, nastawionym na utrwalanie wizerunku pieniacza i truciciela. Partyjnych podżegaczy (jak byłego ministra sprawiedliwości Ziobrę) Kaczyński wziął na smycz, a szefową swojej kampanii wyborczej ustanowił uprzejmą Joannę Kluzik- Rostkowską”- pisze Schuller.

Ale zaraz potem przyszedł kolejny zwrot. „Jarosław Kaczyński, który podczas kampanii z rumaka bojowego zmienił się w sarnę, po klęsce wraca do starego. Coraz częściej sugerował wersję nieznajdującą nigdzie uzasadnienia, że współwinę za katastrofę Smoleńska ponosi rząd” – pisze dziennikarz.

Zdaniem Schullera worek oskarżeń rozwiązał się 8 sierpnia – w dniu zaprzysiężenia prezydenta elekta (na którym to Kaczyński się nie pojawił), za to „wrócił do atakowania z wcześniejszą intensywnością”. „Kto wie, czy obecny prezydent nie był w to (spowodowanie katastrofy) zaangażowany", to - zdaniem dziennikarza – „bezprecedensowe oświadczenie Kaczyńskiego, kumulujące jego nastawienie do zwycięzcy wyborów oraz to, że lider PiS nazwał 53-procentowe zwycięstwo Bronisława Komorowskiego "nieporozumieniem".

„Od tego czasu Kaczyński konsekwentnie kontynuuje linię ataku”- zauważa Schuller – „usuwając pojednawczą szefową swojej kampanii (Kluzik-Rostkowską) na zaplecze, a wysuwając na czoło bezwzględnego, narodowokatolickiego Macierewicza”. Zdaniem dziennikarza oczywiste jest to, że Jarosław Kaczyński wykorzystuje demonstrację przed Pałacem Prezydenckim jako swoją scenę”.

„To wolta do "starych Kaczyńskich" najprawdopodobniej spowodowała jeszcze większą niepewność wśród nacjonalistycznych zwolenników (Kaczyńskiego), niż poprzednia metamorfoza - z wilka w Czerwonego Kapturka” – pisze niemiecki dziennikarz. Być może pierwszym znakiem rozdrażnienia jest szereg zaskakująco krytycznych uwag w prawicowym dzienniku "Rzeczpospolita". Na owe publikacje Kaczyński zareagował w starym stylu: obraził się na krytyków (wcześniejszych przyjaciół) nazywając ich "kretyńskimi i oportunistycznymi". W środowisku zawrzało, i nawet dla dotychczas całkowicie posłusznych członków PiSu ruchy prezesa nie przechodzą tak gładko jak dotychczas”.

Stara, nieudaczna retoryka walki

Niezwykłość obecnej sytuacji polega na tym, że zawodzenie słychać w obu partyjnych flankach – pisze dziennikarz: Poruszenie zarówno wśród ‘bulterierów’ (jak sam nazwał się jeden z radykalnej frakcji partii) jak i ‘ofiarnych baranków' (jak nazywana jest przez szyderców frakcja pojednawcza).

Tekst nawołujący Jarosława Kaczyńskiego, by ten nie wracał do starej, bezowocnej retoryki, jaki eurodeputowany Marek Migalski umieścił na swoim blogu, wywołał spore zamieszanie – pisze Schuller. „Największy atut - ludzkie zaufanie zaskarbione przez nas (PiS) w ostatnich miesiącach - jest marnowany", pisał w blogu Migalski. „W przeciwieństwie do poprzednich lat, kiedy każdy oportunista skazany był na anatemę, dziś jeden z jego krytyków prowadzi ożywioną dyskusję z internautami. Po tym jak wczorajsza "Rzeczpospolita" poinformowała, iż Kaczyński prawdopodobnie wycofa się z polityki, partyjne skrzydła oskarżają się nawzajem o rozprzestrzenianiu pogłosek” – komentuje dziennikarz sytuację w PiS.

Tak ostre i tak publiczne polemiki w obozie nacjonalistycznym po raz ostatni miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych – ocenia dziennikarz. „Następnie członkowie podzielonej wewnętrznie partii rozeszli się w różne strony tak, że w Sejmie partia reprezentowana była jedynie marginalne choć wspierana przez jedną czwartą elektoratu. I to właśnie Kaczyńscy przed 10 laty zintegrowali wszystkie te grupy”- zauważa dziennikarz FAZ. Bez NICH nie przeżylibyśmy” – cytuje Schuller blogerskie wyznanie Migalskiego - "Ale z NIMI nie mamy szansy na wygraną" – dodał Migalski.

Konrad Schuller (FAZ) / Agnieszka Rycicka

red.odp.: Małgorzata Matzke