Eurowizja w Izraelu: między zabawą a polityką
15 maja 2019Irit Shalev siedzi w charakteryzatorni prywatnej stacji telewizyjnej Reshet 13. Ma tremę przed występem swojej grupy „Eurofalsh”, która będzie tańczyć i poruszać ustami do słynnej piosenki Izhara Cohena „Ole ole”. To utwór, którym izraelski artysta wygrał konkurs Eurowizji w 1978 roku i dzięki któremu Izrael rok później po raz pierwszy gościł finał Eurowizji.
Duma Izraelczyków
Dla Irit Shalev to powód do radości. Jej zespół od 20 lat specjalizuje się w synchronizowaniu utworów prezentowanych w ramach tych konkursów. Chodzi o naśladowanie choreografii i ruchu warg. - Jesteśmy totalnymi fanami Eurowizji, a teraz zbieramy owoce naszej pracy - mówi artystka i podkreśla, że Tel Awiw ze swoimi plażami jest „sexy i cool”, że to wprost „idealne miejsce dla konkursu piosenki”.
Wbrew zasadom religii
Początkowo sobotni (18.05.) finał miał się odbyć w Jerozolimie, podobnie jak to było w 1979 roku, ale przeniesiono go do Tel Awiwu ze względu na protesty ortodoksyjnych Żydów. Prawo żydowskie zakazuje pracę i poruszanie się samochodami podczas szabatu, zaś sobotni finał zmusiłby do tego pracujących przy festiwalu Izraelczyków.
Zdecydowano się na Tel Awiw – nowoczesną metropolię, miasto start-upów i rozrywki. Na finał zostaną uruchomione specjalne autobusy, które zazwyczaj nie jeżdżą w Izraelu podczas szabatu. Poza tym przez całą sobotę będą się odbywały próby. Pogwałcenie religijnych zakazów to dla skrajnie ortodoksyjnej Partii Tory wystarczający powód do zawieszenia rozmów koalicyjnych z Benjaminem Netanjahu i jego partią Likud.
Palestyńczycy grożą, aktywiści protestują
Izraelskim władzom zależy na tym, by medialne relacje z festiwalu były wolne od informacji o konflikcie izraelsko-palestyńskim, jednak Islamski Dżihad zapowiada eskalację konfliktu. „Zrobimy wszystko, by nasz wróg nie mógł odtrąbić sukcesu”, ogłosili dżihadyści, którym zależy na obecności „palestyńskiej narracji” w światowych mediach. Wspierają ich w tym aktywiści.
Tanya Rubinstein z pozarządowej organizacji „Koalicja kobiet dla pokoju” uważa, że wbrew pierwotnej idei konkursów Eurowizji, które miały jednoczyć ludzi ponad podziałami, tegoroczna edycja nie łączy, lecz dzieli. - Konkurs piosenki w Tel Awiwie nie jednoczy ludzi. Palestyńczycy nie mają szans się tu dostać. Palestyńczyk z Zachodniego Brzegu potrzebuje specjalnego zezwolenia izraelskiej armii, by tu przyjechać. A tego zezwolenia i tak by pewnie nie dostał - mówi Rubinstein. Wraz z innymi aktywistami przygotowuje się do protestów podczas finałowego koncertu.
Zabawa w cieniu konfliktów
Działaczka nie jest sama w swojej krytyce. Także inne ruchy protestujące przeciwko polityce Izraela od miesięcy nawołują państwa i artystów do rezygnacji z udziału w konkursie. Robi to także ruch BDS (Boycott, Divestment and Sanctions) i jego aktywista Roger Waters z Pink Floyd. Jego zdaniem rząd Izraela wykorzystuje konkurs Eurowizji do celów propagandowych, by „wybielić izraelską politykę apartheidu".
Do pierwszych protestów doszło już w centrum Tel Awiwu, gdy artyści wchodzili na tak zwany „pomarańczowy dywan". Wokół placu Habima usiadły dziesiątki młodych demonstrantów ubranych w koszulki z napisem „Wolna Palestyna”, z czarnymi opaskami na oczach i rękami związanymi za plecami. Dotychczas żaden kraj nie odwołał udziału w konkursie. W tym roku akurat podczas trwania konkursu w Izraelu Palestyńczycy obchodzą swój doroczny dzień „katastrofy” („Nakba”) upamiętniający ucieczkę i wypędzenie związane z powstaniem państwa Izrael w 1948 roku. W sobotę 18 maja odbędzie się koncert finałowy.