1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ekspert: Będzie trudno o odbiór niemieckich śmieci w Polsce

31 maja 2024

W Polsce zalega wiele tysięcy ton niemieckich śmieci. O problemie z ich zabraniem rozmawia z DW Michael Billig, ekspert ds. przestępczości środowiskowej.

https://p.dw.com/p/4gV7h
 Michael Billig
Dziennikarz śledczy Michael BilligZdjęcie: muellrausch.de

DW: W ostatniej dekadzie zdaliśmy sobie sprawę, że góry śmieci to problem, który nas wszystkich przerasta. Jak sytuacja ze śmieciami wygląda w tej chwili w Niemczech? 

Michael Billig*: - Niemcy mają bardzo surowe i bardzo dobre przepisy dotyczące ochrony środowiska i odpadów. Jednocześnie produkują dużo odpadów. Mają jeden z najwyższych wskaźników odpadów na mieszkańca na świecie. W związku z tym potrzebny jest również bardzo wydajny przemysł zajmujący się  odpadami. Niemcy w zasadzie to mają i mają też bardzo dobre przepisy. Natomiast zdecydowanie brakuje czasem konsekwentnego i skutecznego egzekwowania tych przepisów.

Na czym polega problem z egzekwowaniem tych niemieckich ustaw?

- Z jednej strony są te masy odpadów. Jest ich tyle, że niemożliwe jest monitorowanie i kontrolowanie tego w stu procentach. Z drugiej strony w ostatnich latach niemieckie władze nie dysponowały w tej dziedzinie odpowiednią liczbą wykwalifikowanych pracowników, a w niektórych przypadkach nadal nie dysponują. Tak nie da się monitorować zakładów utylizacji odpadów. Każdy organ państwowy ma swój własny obszar odpowiedzialności i raczej rzadko wychodzi poza własne kompetencje. Natomiast branża odpadowa działa transgranicznie. Są też szczegóły, takie jak certyfikaty dla firm zajmujących się gospodarką odpadami. W założeniu  mają one być formą samoregulacji dla branży gospodarki odpadami, a zatem, jeśli firmy uzyskają taki certyfikat, są zwolnione z oficjalnych kontroli, co  otwiera również szeroko wrota do nadużyć.

Co to są za certyfikaty?

- Chodzi tu o firmy zajmujące się przetwarzaniem odpadów. Muszą spełnić określone kryteria, po czym otrzymują certyfikat od wyspecjalizowanej firmy i mogą potem gospodarować odpadami. Tak więc w niektórych przypadkach taka firma jest kontrolowana na miejscu tylko raz w roku lub nawet co trzy lata, w zależności od sytuacji.

Michael Billig na wysypisku śmieci w Sarbii
Sarbia, woj. wielkopolskie. Michael Billig w poszukiwaniu śladów pochodzenia śmieciZdjęcie: muellrausch.de

Czy to właśnie takie firmy pozbywają się odpadów w sposób nielegalny?

- To się zdarza. Federalny Urząd Policji Kryminalnej (BKA) dziesięć lat temu ustalił, że takie certyfikaty przyczyniają się do nadużyć, to znaczy są po prostu nadużywane, że wiele firm, które są certyfikowane jako wyspecjalizowane firmy zajmujące się gospodarką odpadami, było zaangażowanych w przypadki nielegalnego składowania śmieci na terenie Niemiec. 

Czy wiadomo coś o odpadach docierających do Polski? 

- To ma związek ze słabymi kontrolami w Polsce oraz z istnieniem grup przestępczych po obu stronach granicy, a także z dużą ilością odpadów produkowanych w Niemczech. Istnieje więc mnóstwo czynników, które mają na to wpływ, a z pewnością jest to również związane z wstąpieniem Polski do  UE. W 2004 roku BKA opublikowała raport  na temat niebezpieczeństwa nielegalnego przemieszczania się odpadów na wschód. Chodziło o Polskę, Czechy, Rumunię. Mniej więcej w tym samym czasie, czyli w 2005 r., w Niemczech weszły w życie dość surowe przepisy dotyczące odpadów. Składowanie odpadów organicznych, z przemysłu i z prywatnych gospodarstw domowych, zostało zakazane, ale jest to nadal dozwolone na przykład w Polsce i w Czechach. Oznaczało to, że możliwości utylizacji tych odpadów były ograniczone, a także bardzo drogie dla firm, które musiały się ich pozbyć.

Wcześniej pozbywano się tego nielegalnie na terenie Niemiec, szczególnie w kierunku wschodnim, tj. odnotowano poważne przypadki w Brandenburgii i Saksonii-Anhalt. Śmieci jechały z zachodnich do wschodnich landów. Miliony ton odpadów były nielegalnie składowane w niemieckich żwirowniach, gliniankach i na nieużytkach fabrycznych, co było dość podobne do tego, co wydarzyło się w Polsce dziesięć lat później. Tak, około 2008/09 roku, wykryto pierwsze przypadki. Wzrosła wtedy presja na policję. Z czasem zjawisko to zostało w Niemczech zahamowane. Natomiast  eksport do Polski i Czech po prostu w tych czasie stale rósł. Tak więc nie jest to zjawisko, które wystąpiło niedawno, ale rozwijało się ono stopniowo.  Faktem jest, że przez długi czas nie było w Polsce wrażliwości w tej sprawie i nadal pozwalano na składowanie tam odpadów. Dopiero po ogromnych pożarach, chyba w 2018 roku, coś się zmieniło. 

Sprawa jest już nawet rozpatrywana przez TSUE. Jakie widzi Pan ryzyko, że Polska zostanie z tymi śmieciami sama?

- Będzie trudno, bo nawet w Niemczech odpady, które trafiły do żwirowni i innych dziur nie są odebrane. Są gminy, które muszą wydać 20 milionów ze swoich budżetów, aby uprzątnąć nielegalne stosy odpadów na obrzeżach swoich wiosek. 

A co z nielegalnymi  składowiskami, takimi jak Sarbia w województwie wielkopolskim, gdzie kilka krajów związkowych jest odpowiedzialnych za te odpady. Jakie są tu szanse na odbiór?

- Szanse wyglądają źle, bo nie  można po prostu podzielić tego przez trzy. Trzeba przydzielić odpady konkretnym dostawcom i udowodnić co do kogo należy, a to jest trudne do zrobienia. Nawet jeśli władze niemieckie najpierw powiedzą: tak, wygląda na to, że powinniśmy je odebrać, to muszą wydać nakaz niemieckiej firmie, z której pochodzą odpady, a w razie wątpliwości muszą wyegzekwować ten nakaz w sądzie, a to może zająć lata. 

Jakie mamy alternatywy?

- Musiałoby w to wkroczyć niemieckie  państwo i niemieccy  podatnicy. Ale w tej sprawie zawsze trzeba wyjaśnić kwestię, kto jest odpowiedzialny za to, że odpady zostały nielegalnie składowane w Polsce. Oczywiście można też argumentować moralnie i powiedzieć: to są niemieckie śmieci, zabierzcie je z powrotem. Ale to oczywiście nie zadziała w żadnym sądzie. W Niemczech można by utworzyć jakiś fundusz branży odpadowej, aby zrobili coś pozytywnego dla swojego wizerunku. To przecież rynek wart miliardy. W tym samym czasie Polska prawdopodobnie również musiałaby się zaangażować, ponieważ polskie firmy, które były zaangażowane w te transakcje,  nie są bez winy. Od wielu lat wiadomo, co dzieje się w Polsce, tj. że istnieją przestępcy i podejrzane firmy zajmujące się utylizacją odpadów, słabe przepisy, prawie żadnych kontroli. Innymi słowy, nie powinniśmy byli w ogóle eksportować śmieci do tego kraju, ponieważ od dawna wiadomo, że w Polsce wiele rzeczy idzie nie tak.

Rumunia. Gdzie się podziały miliony na recykling?

Mówimy tu o przestępczości zorganizowanej?

- Zgodnie z moimi ustaleniami tak właśnie jest. Niektórzy ludzie z branży odpadowej mają kontakt z innymi obszarami przestępczości, tj. byli lub są również zaangażowani np.  w sutenerstwo. Są też powiązania z przestępczością narkotykową. 

Jak możemy tego uniknąć? Co możemy zrobić lepiej w przeszłości?

- Organy ochrony środowiska i organy ścigania muszą bardziej efektywnie działać transgranicznie. Nadzór cyfrowy jest postrzegany jako klucz do zwalczania przestępczości związanej z odpadami. Niemiecka branża gospodarki odpadami wzywa do wprowadzenia zakazu składowania odpadów organicznych w całej UE. To również mogłoby pomóc. Powinniśmy też po prostu generować mniej odpadów.  

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

*Michael Billig jest ekspertem w dziedzinie przestępczości środowiskowej. Billig prowadzi własne śledztwa dziennikarskie i udostępnia informacje  w ramach projektu: muellrausch.de

 

Palestyńczycy żyją wśród stosów śmieci